10 najważniejszych płyt: Król

Zróżnicowany i niepozbawiony niespodzianek zestaw.

2019.01.21

opublikował:


10 najważniejszych płyt: Król

fot. Paweł Zanio

Błażej Król (rocznik ’84, miejsce urodzenia – Gorzów Wielkopolski) to – przynajmniej dla mnie – artysta osobny. Inny, wyjątkowy i nie mający odpowiednika na naszej scenie muzycznej. Bo niby stojący jedną nogą w „niezalu” (sam sobie sterem, żeglarzem, wokalistą i producentem), a z drugiej – świadomie flirtujący z komercją i popkulturą. I taka jest też jego nowa, czwarta już solowa płyta „Przewijanie na podglądzie”, którą Błażej jednych słuchaczy zachwycił, a innych zaintrygował. A jakich płyt słucha(ł) prywatnie autor transowego, niepokojącego singla „Całą ciszę/POKÓJ NOCNY” – znanego choćby z serialu „Pod powierzchnią”? Sprawdźcie sami!

Artur Szklarczyk

Nie umiem i nie lubię mówić o muzyce, ale ciut się zmusiłem i wybrałem jedne z pierwszych albumów, co to mi robiły dobrze. I źle – Król.

Korn – „Issues”, 1999

Nie zamierzam się wstydzić z tego powodu, że gdzieś tam jest we mnie, cały czas, uśpiony nu-metalowiec. Pamiętam tę kasetę przegraną od kolegi z liceum – Azora. Raczył mnie on „mrokami” – a na tamten czas to był dla mnie niezły „mrok”. Pop metal w najlepszym wydaniu. Melodie plus zbyt wielki patos. Jesień i nastoletni Błażej z zaciśniętymi pięściami i naszywką Korna na plecaku.

Green Day – „Nimrod”, 1997

Miałem taki moment, że chciałem w rozmowach chwalić się Fugazi i innymi „nołminsnołsami”. Ale to by było kłamstwo. Przyznaję – miałem spory flirt z komercyjnym punk rockiem i też nie zamierzam się z tym kryć. Pod te proste, ale znakomite melodie i rytmy skakałem po pokoju jak… nimrod (ang. – głupiec; przyp. red.).

Noir Désir – „Des Visages des Figures”, 2001

Lubię i lubiłem patos i emo. Dlatego ten francuski zespół wlał się idealnie w mój licealny czas. No i ta cała tragiczna otoczka… Uff, nadal mam ciarki!

John Frusicante – „To Record Only Water for Ten Days”, 2001

Pamiętam jak Sozan przyniósł ten album i grając w „Half-Life” słuchaliśmy tego pana. Automaty perkusyjne + gitarki + zajebisty wokal.

Julio Iglesias – „El Amor”, 1975

Kupiłem Iwonie pudło kaset w prezencie i wśród nich „Miłość”. Godziny spędzone w wannie w akompaniamencie Julia i jego orkiestry.

Polücjanci – „Tak po prostu”, 2000

Pamiętam gorzowski sklep „Anamark” z kasetami i kompaktami. Przesiadywałem w nim godzinami i kupowałem większość tytułów – bez wcześniejszego ich odsłuchiwania. Jeden z takich „strzałów” to ten popowy i mega dziwny twór.

Ej, ale pomimo tego, że to ostre „walenie konia” w stylu Jamiroquai, to teksty są całkiem spoko. Dawno nie słuchałem i trochę się boje…

Ścianka – „Dni wiatru”, 2001

Po „Statku kosmicznym”, który był dla mnie zbyt rockandrollowy, trafiłem na „Dni wiatru”. I to było… I wieje nadal!

Pogodno – „Pogodno”, 2000

Album pełen duchów!!!

Mazzoll – „Single 3”, 1999

Recenzja w „Machinie” i już biegiem po kasetę. Na słuchawkach, przez miasto, do domu, na wioskę. „… a gdy przebiega mały golas to jej wystaje z dupy cycek”.

Kobiety – „Kobiety”, 2000

A tu słowa, które tak bardzo się w głowie wizualizują. Widziałem dziki co ryją ziemie, ręce długie jak u małpy i tego kaszubskiego szamana też.

Polecane

Share This