Dajcie Filipkowi się bawić. Komentarz Karola Stefańczyka

Hip-hop przegrał, ale Popek znowu wygrał.

2016.01.21

opublikował:


Dajcie Filipkowi się bawić. Komentarz Karola Stefańczyka

Zdarzało nam się parę razy z nich zaśmiać. Że niedzisiejsi. Że ciemnogród. Że zacietrzewieni, zamknięci na nowości, żyją sobie w tym swoim więzieniu lat 90., raz na jakiś czas wyglądają przez okno, ale właściwie tylko po to, by załamać ręce i schować się z powrotem. Twierdzą, że przechowują prawdę o własnej pasji, że są ostatnimi z ostatnich, podczas gdy wszyscy pozostali sprzedali się za marne grosze, byleby tylko nachapać się kilkoma minutami sławy. To oni, rapowi konserwatyści. Wkurwieni jak zwykle, ale trudno im tym razem nie przyznać racji.

Kimś takim jest Mielzky. Starogardzki raper napisał niedawno: „Kiedyś musieliśmy się tłumaczyć, że wcale nie jesteśmy bandytami i złodziejami. Teraz jesteśmy już tylko wieśniakami. Typami, którzy jak tylko podłapują, że coś stało się popularne, niezależnie czy jest chujowe czy nie, zróbmy remix”. Bardzo dobrze rozumiem to szczere oburzenie autora ubiegłorocznego „Miejskiego patrolu”. Trudno inaczej nie zareagować na opublikowany niedawno remiks „Ona czuje we mnie piniądz” Łobuzów w wykonaniu Filipka i Pejtera.

Ta reakcja jest jeszcze bardziej uzasadniona, gdy przeczyta się „wytłumaczenie” Filipka. Dla niego tego typu nagranie nie może być poddane jakiejkolwiek krytyce (o linczu już nie mówiąc), bo jest formą rozrywki. A ta – głupsza czy mądrzejsza – broni się zawsze, z samego faktu, że jest rozrywką:

„Rozrywka w najprostszych formach, bez poetyzacji czy ideologizacji. Normalna chęć oderwania się szarawego życia by na chwilę poprawić sumie humor przed wyjściem do pracy lub po przyjściu”.

Gdy czytam takie słowa – połączone z dodatkową próbą obrony poprzez odwołanie się do własnej freestyle’owej przeszłości (co ma piernik do wiatraka?) – zupełnie rozumiem nagonkę na Filipka. To, że jest ona obecnie bardzo łatwa, to inna sprawa. Chłopak, gdzie by się nie odezwał, za każdym razem się wykłada: nie potrafi się pogodzić z przegraną po WBW, zalewa serwery nikomu niepotrzebnymi, bardzo słabymi warsztatowo numerami, wreszcie podstawia się w wywiadach wypowiedziami niby otwartymi i szczerymi, ale w dzisiejszym kontekście raczej świadczącymi o frustracji i przeroście ambicji .

Mielon i inni konserwatyści, choć często zdarza im się wylać dziecko z kąpielą, tym razem trafili więc w punkt. Tyle że kopnęli już leżącego. Brakowało tego typu głosów, gdy w ubiegłym roku na scenie harcował Gang Albanii – jak się okazuje, jeden z wzorów dla Filipka. Wówczas, co podkreślałem w tekście o Popku jako „Jędkerze zaakceptowanym”, szaleństwom tria towarzyszyło raczej milczące przyzwolenie, a po jakimś czasie pojawiły się nawet głosy aprobaty. Ot, ówczesna wypowiedź Tedego  bardzo przypomina dzisiejszą „zabawową” argumentację Filipka: „Muzyka jest dla niego [Popka] zabawką”. Tak jakby „zabawka” czy „rozrywka” zamykały jakąkolwiek dyskusję.

Wtedy nie zareagował praktycznie nikt. A ryba psuje się od głowy. Filipek – choćby nie wiem, jak zabiegał o uwagę – jest w tym wszystkim jedynie mało znaczącym pionkiem, jednym z produktów pewnej niezdrowej mody, by żenić hip-hop z tym, co jeszcze niedawno uchodziło za obciachowe (rock dinozaurów, disco-polo). Mogłoby się więc wydawać, że historia z remiksem przyniesie mu więcej szkody niż korzyści. Rywale podczas bitew freestyle’owych będą mieli kilka dodatkowych powodów, by mu pocisnąć, a internauci wygrzebią z teledysku materiał na memy. No, ale przecież rozrywki będzie co niemiara. Może więc na twarzy Filipka jednak pojawi się uśmiech?

Polecane

Share This