#Hot16Challenge: najlepsze szesnastki (cz. 2)

Braliśmy pod uwagę wideo opublikowane od czasu poprzedniego rankingu.

2014.09.25

opublikował:


#Hot16Challenge: najlepsze szesnastki (cz. 2)

ABEL

Hot 16 Challenge to dla wielu raperów okazja, by przetestować się w innych niż na co dzień konwencjach. Na ogół idzie to w jedną stronę – konserwatywni MC`s nagle lecą jak trapowcy lub cloudowcy (radykalnym i może dlatego z lekka komicznym przykładem jest środowisko Krzysztofa Kozaka). A Abel? Cóż, tu zaskoczenia nie ma. Sięgnął po bit Brata Jordaha, który wyprodukował mu znaczną część „Ostatniego sarmaty”, i właściwie nagrał przedłużenie tamtego – bardzo dobrego przecież – albumu. Stylowa, pewna zwrotka. Gwarancja jakości.

HANS SOLO

Hans, wprost przeciwnie, ani myślał kłaniać się trendom. Dostarczył za to, obok Gresa, bodaj najbardziej klimatyczną zwrotkę w całej zabawie. Konceptualną, pozbawioną zbędnych słów, a przede wszystkim zupełnie własną. Odezwały się w niej i korzenie polskiego rapu (gdy nominował Jokę, zdałem sobie sprawę, jak bardzo „psycho” jest ta szesnastka), i inne muzyczne fascynacje członka Pięć Dwa.

ŃEMY

Eksperymentów można by oczekiwać po Ńemym. Tymczasem reprezentant Prosto poleciał bardzo klasycznie. W porządku, te syntezatory Flamastra trochę mieszają w głowie, ale też bez przesady; całość pachnie breakami, przy których mógłby się wyszaleć niejeden b-boy. Nawijka Ńemego też jest pachnie starą szkołą, dużo tu katowickiego nawarstwiania rymów, gier słów i porównań (jak często w tego typu sytuacjach, na granicy – te „uda Baracka” nie były zbyt fajne).

KUBA KNAP / ZETENWUPE

Tu specjalna nagroda nie tyle za dyspozycję raperów, co klimat. Wszystko tutaj pachnie dobrymi czasami: robota DJ Lazy One, bity Bonny`ego Larmesa, plakaty na ścianach, wyluzowana nawijka Knapa i chłopaków z Zetenwupe, nawet to potknięcie Mady ma więcej uroku, niż niejedna mechaniczna, wzorowa szesnastka (np. Theodora).

GEDZ

Premiera „Niebo nie jest limitem” już za miesiąc i jeśli wnioskować po poniższej zwrotce, album zapowiada się bardzo obiecująco. Jasne, Gedz nigdy nie będzie pretendował do literackiego Nobla, ale ma w sobie coś, co powinno być punktem wyjścia do oceny każdego MC: flow i ucho do bitów. Ta szesnastka hula. Jest melodyjna, przebojowa i podejrzewam, że w pełnej wersji raper z Malborka pokusiłby się o śpiewane wstawki.

NERWUS

Gdy pisałem o Ablu, wspominałem o wszystkich tych MC, którzy poczuli potrzebę sprawdzenia się w modnych ostatnio brzmieniach. Słucham zwrotki Nerwusa i trochę im współczuję. To pewnie przykre uczucie, gdy okazuje się, że siedzący na ogół po drugiej stronie konsolety gość chwyta za mikrofon i sprowadza wszystkich do parteru. Nerwus jest w pierwszej kolejności producentem, rapem para się okazjonalnie. A szkoda, powinien to częściej robić. Szczególnie teraz, gdy jest zapotrzebowanie na tego typu melodyjny, giętki rap.

WYGA

Pierwszy plus idzie za miejscówkę. Miejska panorama jest zawsze lepsza niż kolejne pudełka po jajkach. Drugi za bit. Nie wiem, kto jest autorem, ale brzmi to bardzo Premierowsko; potrafię sobie wyobrazić na tym pokładzie, powiedzmy, Royce`a. Trzeci plus za nawijkę – od lat konsekwentną i sprawdzoną, choć jak można wnioskować z tekstów, trochę się w ostatnim czasie u Wygi zmieniło, co pewnie znajdzie odbicie w tekstach na nowej płycie.

SARIUS

Gorzowska scena nie jest już mocna jak jeszcze kilka lat temu, ale spokojnie. Mamy Częstochowę. Sensi, Żyto, Sarius… Oni w najbliższych latach będą decydować o obliczu ulicznego rapu (swoją drogą, ten termin pokonał przez lata tak długą drogę, że właściwie wypadałoby go na nowo zdefiniować), oni też będą przypominać o klimacie Nowego Jorku lat 90. Każdy z nich dostarczył niedawno gorącą szesnastkę. Najlepiej wypadł Sarius, który z każdym kolejnym występem notuje wyraźny progres. Ten styl staje się coraz bardziej charakterny, wyrazisty i dopracowany. Nadal ma rękę do bitów. Jeśli gdzieś szukać źródeł określenia „bit-forteca”, to w podkładach takich jak ten:

IGREKZET

Papa Dance mieli kiedyś taki album „1 000 000 fanek nie mogło się mylić”. Nie wiem, ilu użytkowników udziela się obecnie na forum dawnego „Ślizgu”, ale im akurat – lubującym się w muzycznym mesjanizmie – zdarzyło się nie raz i nie dwa pomylić. Jak sobie poradzić w życiu, gdy odprawiono już żałobę nad Smarkiem, Jimsonem i Wankzem? Znaleźć nowego bożka. Na takiego wyrasta powoli Igrekzet. Słucham jednak ostatnich dokonań tego rapera z Bielska-Białej i z każdą kolejną zwrotką przestaję się dziwić rosnącemu hajpowi. Ok, EP-ka „Sznyty spojrzeń” jeszcze za bardzo pachniała Laikiem. Zwrotka dla Cygi i „gorąca szesnastka” sygnalizują już jednak zalążki własnego, bardziej czytelnego stylu. Rozśpiewane, więcej niż po prostu melodyjne flow, zaskakująca pewność siebie i głos o mocy Jimsa. Obserwujcie tego gościa.

ABRADAB

A jednak, powrót do natury jest możliwy. Słucham Abradaba i mam poczucie, jakbym wyszedł z miasta do lasu. No, takie uczucie pierwotnej zajawki. I cholernej przyjemności. Luz, vibe, groove – jakkolwiek to nazwiesz, facet płynie jak nikt inny na tej scenie. Można to rozkładać na czynniki pierwsze, wskazać wyczucie rytmu, absolutnie unikatowe akcentowanie, równie oryginalne skojarzenia… Można to wszystko robić. Ale można też posłuchać tej żywej legendy.

Polecane

Share This