Miła refleksja po złej wiadomości. Felieton Artura Rawicza

Czy polscy artyści słuchają cudzych płyt i chodzą na koncerty?

2015.11.19

opublikował:


Miła refleksja po złej wiadomości. Felieton Artura Rawicza

Muzycy często narzekają, że ludzie nie kupują płyt czy nie chodzą na koncerty. Tak generalnie. O ile z płytami sytuacja nie jest taka jasna i oczywista, bo od kilku lat trwa gwałtowna rewolucja w sposobie dystrybucji muzyki, o tyle z koncertami – jeśli coś się zmienia, to raczej na lepsze. W sensie frekwencji, oczywiście. I dostępności artystów, którzy nadrabiają sobie aktywnością sceniczną spadek dochodów ze sprzedaży fizycznych nośników. Pamiętam, że ta refleksja towarzyszyła nam w CGM-ie kilka lat temu, kiedy pomyśleliśmy sobie, że fajnie będzie z okazji kończącego się roku odpytać muzyków o płyty, które w ostatnim czasie zrobiły na nich największe wrażenie i o koncerty, które wbiły ich w ziemię. Pomysł wydawał nam się bardzo atrakcyjny, bo kto, jak nie oni? No kto? Męczyliśmy się później z realizacją tej koncepcji ze trzy lata. Aż się poddaliśmy.

Połowa naszych gwiazd zazwyczaj miała problem ze spontanicznym przypomnieniem sobie koncertu, na który poszli sobie tak o, „po cywilnemu”. Ci sami muzycy mieli też problem z wymienieniem kilku polskich i zagranicznych płyt, o których mogliby powiedzieć, że były najlepiej wydanymi pieniędzmi na muzykę w mijających miesiącach. A przecież spotykałem się z nimi zazwyczaj przy okazji promocji ich własnych wydawnictw. Wśród muzyków rockowych (szeroko rozumiem ten termin) i nawet popowych było jeszcze jako tako. Najgorzej w tym temacie było z raperami. Zazwyczaj nie wiedzieli, co powiedzieć, koncertu żadnego sobie przypomnieć nie mogli, a płyt raczej nie kupowali i nie słuchali w całości. I to było trochę smutne.

Przypomniała mi się ta sytuacja przy okazji dramatycznych wydarzeń w Paryżu, gdzie na feralnym koncercie Eagles Of Death Metal na widowni byli członkowie Deftones (żadnemu z nich nic się nie stało). Po prostu wpadli zobaczyć koncert. Złapałem się tego strzępka informacji kurczowo, by nie dać się wciągnąć w wir czarnych newsów, katastroficznych prognoz i idiotycznych komentarzy. I pewnie zapomniałbym o temacie muzyków chodzących sobie jak zwykli fani na koncerty, gdyby nie wczorajsze spotkanie z Nergalem i Wojtkiem Mazolewskim na zupełnie niedużym koncercie Duńczyków z Get Your Gun. Przy okazji, polecam GYG!

Adam długo trwał w transie pod samą sceną w Hydrozagadce, a Wojtek z należnym namaszczeniem w głosie i wiele znaczącymi wychyleniami kapelusza powiedział tylko „mistrzowie, wiedzą, co robią”. I wtedy zderzyły mi się synapsy… Deftones na koncercie EODM; Mazol na Get Your Gun; Nergal, którego przed chwilą spotkaliśmy na Riverside (po koncercie napisał: „Dzisiejszego wieczoru udałem się do Stodoły, żeby od kolegów z Riverside nauczyć się, jak się wyprzedaje koncerty w Polsce 😉 Muza, dźwięk, światło w punkt! To jest świat! Winszuję! Lesson learned ;)”. Kuuurde, nie jest źle. Jest przecież cała masa muzyków, którzy żyją tym, co tworzą i żywo interesują się twórczością innych. W sposób kompletnie zdrowy, żeby nie było.

Przykłady? Proszę bardzo. Litza! Bardzo często spotykam go na np. Ostróda Reggae Festival, na który przyjeżdża prywatnie i cieszy muzyką tłocząc się w pierwszym rzędzie. Kiedy ostatnio widzieliśmy się w trójmiejskim Custom 34, gdzie Luxy nagrywały kolejną płytę, łaził po studio w bluzie zespołu Clutch (polecam!), a w przerwie nagrań, kiedy gadaliśmy sobie o… muzyce, wyciągnął smartfona i z zapałem nastolatka prezentował nowo odkryte zespoły jarając się nimi szczerze (sytuację potwierdza zdjęcie ilustrujące ten tekst). Wspomniany wcześniej Nergal też wielokrotnie nadkładał drogi, by zobaczyć na żywo tego czy innego wykonawcę. Znam też historię i wiem, jak wiele wysiłku włożył kiedyś z zdobycie biletów na koncert Nicka Cave`a w Berlinie. Bilety były nie do zdobycia. Ale udało się.

W hip-hopie też znajdziemy szczerych zapaleńców i fascynatów. Zawszę jako wzór podawać będę Peję, który nie tylko nałogowo zbiera płyty i wszystko, co jest związane z ulubionymi wykonawcami, ale – jeśli tylko może – nie odpuszcza żadnych koncertów. Pamiętam jakie biło od niego niekłamane szczęście po warszawskim koncercie Public Enemy… O, albo Numer Raz nałogowo jeżdżący na koncerty Depeche Mode („bo każdy był kiedyś Depeszem”).

Pamiętam też Kasię Kowalską, która zapytana o koncert roku, odpowiedziała, że była na tym, na tamtym i jeszcze na jakimś… wymieniała, wymieniała, aż w końcu odparła, że i tak koncert roku jest jeszcze przed nią. Wstała i ze skórzanej kurtki wyjęła bilety na jakiś zagraniczny koncert Them Crooked Vultures (w Polsce ta supergrupa nigdy nie zagrała). Nie mam powodów nie wierzyć w tę wyliczankę Kaśki, bo przedtem i potem widywałem ją na wielu różnych koncertach.

Innym, świetnym przykładem muzyka-fana jest Natalia Kukulska, która wraz z Michałem Dąbrówką zasuwa po Polsce i świecie i cieszy się występami swoich ulubionych, podziwianych i ukochanych. Ostatnio publikowaliśmy w CGM-ie jej relacje z North Sea Jazz Festival. Wiecie, jak do niej doszło? Powiem wam. Bilety na ten festiwal rozeszły się tak szybko, że Natalia się nie załapała. Wpadła więc na pomysł, że znajdzie medium, dla którego mogłaby przygotować relację. Po znajomości zgłosiła się do nas z tym pomysłem i w ten sposób udało się ją akredytować jako… dziennikarkę. Przyznać trzeba, że bardzo sumienną 😉

O takich zakulisowych spotkaniach, jak członków dawnego Sistars z Raphaelem Saadiqiem na nieodżałowanych Pozytywnych Wibracjach w Białymstoku to można napisać chyba książkę.

Ale pamiętam też takie sytuacje, o których nie wiem do dziś, co myśleć lub tego co myślę, nie chcę mówić głośno. Ot, choćby jedna i ta sama osoba, przygląda się koncertowi Tokio Hotel w łódzkiej Atlas Arenie (byłem tam służbowo, możecie odpuścić sobie żarty), piszczy na widok ukochanego na scenie podczas koncertu Behemotha w Stodole i – to już zupełnie niedawno – spontanicznie pokazuje wszystkim cycki na koncercie Aerosmith.

Chciałem napisać Wam coś pozytywnego i pomyślałem, że to dobry i temat, i moment. Bo muzyk, który łazi na koncerty innych artystów, by cieszyć się ich muzyką, to musi być prawdziwy pasjonat. Jeśli artysta interesuje się sztuką innych i czerpie z tego zainteresowania przyjemność, radość, jak fan, to chyba możemy o nim i o jego twórczości powiedzieć: szczery. Poprzedni akapit to tylko taki ozdobnik i próba spuszczenia powietrza z tego tekstu, by nie był zbyt nadęty 😉

Polecane

Share This