Gówno, złoto, awangarda

"ADHD - Tymon Tymański - Autobiografia" - recenzuje Artur Rawicz.


2013.11.29

opublikował:

Gówno, złoto, awangarda

Czym Tymon różni się od Lennona, Marleya, Morrisona czy Cobaina? A czym od Brylewskiego, Kazika, Maleńczuka czy Staszczyka? Jak teksty Grechuty, Młynarskiego czy Niemena mogły przygotować na „punkową poezję” Janerki, Ciechowskiego, Brylewskiego, Lipińskiego czy Duszy? Jak fascynacja Beatlesami przerodziła się w romans z nową falą, post punkiem? Dlaczego yass, skoro był już jazz? Czym jest słuchactwo?

Odpowiedzi na te i multum innych, zaskakujących pytań odnajdujemy zupełnie przypadkiem, mimochodem, na marginesie wywiadu-rzeki przeprowadzonego przez Rafała Księżyka. Ten ostatni zaś, mowa o Rafale, wyrasta nam na pracowitego kronikarza meandrów polskiej muzyki. Po świetnie przeprowadzonych (popłyniętych?) rzekach ze Stańko i Brylewskim przyszedł czas na Tymańskiego. Nawet jeśli tu postawi kropkę, to i tak te trzy pozycje to lektura obowiązkowa dla każdego fana muzyki. Dla każdego, czyli i dla takiego, który szerokim łukiem (świadomie lub niechcący) ominął twórczość Miłości, Kur, Pogan, Trupów, Masła, Dyliżansu czy Yass Ensamble.

Ważniejsze w tej książce są nie kwestie chronologiczne, np. kiedy i jak Tymański sięgnął po pierwszy instrument (i dlaczego nie było to pianino?), a kwestie typu – dlaczego dzisiaj rock nie swinguje? Serio. Ciekawe światło na naszego bohatera rzucają zupełne drobiazgi, jakieś flesze z dzieciństwa, jak choćby ten o upartym zatrzymywaniu przez małego Rysia wszelakich postaci w mundurach i kategorycznym prezentowaniu swojej twórczości, czyli „wczesnych wykonów” na gitarze w towarzystwie matki prowadzącej go na zajęcia lub z zajęć. A rzecz ma miejsce w analogowym, czarno-białym PRL-u.

Od razu ostrzegam. Nie znajdziecie tu odpowiedzi na pytanie – kim jest Tymon Tymański? Muzykiem, showmanem, sowizdrzałem (jak sam lubi się nazywać)? Niedoszłym karateką czy pingpongistą? Poetą, buddystą? Offowcem, przekornikiem (fajne słowo)? Co to, to nie. Łatwo natomiast znajdziecie wiele podpowiedzi i wyjaśnień, dlaczego Tymański jest, jaki jest?

Już krótka chwila, kiedy poznajemy przodków i rodzinę bohatera każe nam przyznać pokornie, że nic tu nie jest i nie może być oczywiste. Jeden z przodków może iść na wojnę polsko-bolszewicką… ale po tej drugiej stronie, a drugi… zginąć od jednej kuli w Katyniu. Trzeci będzie ukrywał Żydów podczas drugiej Wojny Światowej, a czwarty (i wielu innych) odnajdzie się w PRL-owskim systemie oświaty. I taka rodzina, kaprysem historii z Kresów do Trójmiasta rzucona wyda z siebie Ryszarda Waldemara (prawdziwe imiona). Jedynego mężczyznę z tej rodziny, który studiów nie skończy, sportem „na poważnie” się nie zajmie (brat Roman na przykład jest asystentem trenera Assceco Prokom Gdynia). O tej najbliższej rodzinie dowiemy się zresztą nieco więcej („Moja rodzina byłą trudna, ale nie dysfunkcyjna”), jeszcze więcej jednak i ważniejszych historii poznamy, kiedy zorientujemy się, które miejsca, środowiska, jakie postaci najsilniej oddziaływały na dzieciaka, a potem dojrzewającego młodzieńca, wkraczającego z impetem w dorosłość buntownika przeradzającego się w artystę, który zaczyna oddziaływać na otoczenie, wchodzić w interakcje ze środowiskiem (Totart, Yass…).

Z pierwszego ogólniaka wylatuje za nieodpowiedni stosunek do nauczycieli i brak zaangażowania. W sumie był w trzech szkołach średnich. „Nie interesował mnie mainstreamowy tok nauczania. Chciałem, aby w szkole traktowano mnie jako indywiduum, a nie bezmózgiego i powolnego członka szarej, uczniowskiej masy. Czułem się kimś wyjątkowym i bez względu na stopnie domagałem się takiego traktowania„.

No i w takim klimacie, wraz z Tymańskim zazwyczaj kumplującym się ze starszymi od siebie, z impetem wpadamy w lata 90-te. A ta i kolejna dekada to już podróż kolejką górską przez polskie gówno szołbizu i kopce złota. Bo i tego kruszcu jest tu całkiem sporo. To karuzela nazwisk, historii, anegdot, miłości, skandali, sukcesów i porażek. To Końjo, Lopez, Paulus. To kluczowa postać Zbigniewa Sajnoga. To Deriglasoff, Kodym, Możdżer, Trzaska, Mazzol, niedoszły teść Brylu czy Olter. Jedni ledwo wspomniani, inny odmalowani z pełnym rozmachem.

Można też do tej książki, wywiadu-rzeki, podejść jak do portretu przede wszystkim trójmiejskiej awangardy, tak jak Kryzys w Babilonie można potraktować jako portret środowisk warszawskich, choć pamiętać należy, że to wciąż historia jednego człowieka, historia jego przemian, jego sztuki, idei, namiętności i poglądów. To też siłą rzeczy dowód na wpływ czasu i miejsca na człowieka. Czy przaśność i nieprzyjemność komuny nie pobudzała marzeń? Czy drugi obieg literatury nie czynił jej atrakcyjniejszą? Czy upadek komunizmu nie napawał euforyczną wiarą? I wreszcie, jak to wszystko odbijało się na sztuce? W tym konkretnym przypadku? Wśród tamtych ludzi, w tamtym mieście?

Wiele dowiemy się też o tym, dlaczego legendarne „Polskie gówno” powstaje tak długo i był czas, całkiem jeszcze niedawno, że mówiło się o nim w ten sam sposób, co o nowej płycie Edyty Bartosiewicz. To, że film powstający od lat już niektórych obraził, to pewne. „Świat filmu i teatru ma strukturę mafijno-koteryjną, lobby goni lobby. Podpierdolka, wódczane układy, dupodajstwo, całowanie klamek, wąchanie dywanów. Skurwysyństwo o wiele silniejsze niż na scenie muzycznej, bo przecież chodzi o większe pieniądze” – bez ceregieli opisuje sytuacje Tymon. I można mu wierzyć, w film wsadził już z pół miliona złotych. Ze swojej kieszeni. Głupek? Może. Ale… A może film ten ma stać się największych życiowym dziełem Tymańskiego? Przewrotnie, jak przewrotny scenariusz napisało samemu Tymonowi życie?

Nie ma 100% pewności, że „Polskie gówno” powstanie i trafi do kin. Niezależnie od tego, warto najpierw rzucić się na „ADHD”. Polecam.

„ADHD. Tymon Tymański. Autobiografia”, rozmawia Rafał Księżyk, Wydawnictwo Literackie Kraków. s. 532

Polecane

Share This