Po dziesięciu latach: 2005 w polskim hip-hopie

Pięć płyt z 2005 roku, o których warto pamiętać.


2015.08.17

opublikował:

Po dziesięciu latach: 2005 w polskim hip-hopie

Ten Typ Mes – „Alkopoligamia: zapiski Typa”

23-latek pozujący do swojej okładki w kremowych spodniach, koszuli i marynarce z limuzyną i klimatycznym stolikiem w tle? Już w tytule swojego solowego debiutu Mes odwołuje się do pewnego sposobu życia, który w kolejnych latach jako niemalże życiowa filozofia zostanie doprowadzony do karykaturalnej postaci przez niektórych fanów (cygaretki, kapelusze, Bukowski). „Alkopoligamia”, całe szczęście, jeszcze nie nurza się w tych odmętach groteski. Można odnieść wrażenie, że sam gospodarz – i na okładce, i w samej muzyce – z pełną świadomością i dystansem dociska wizerunek gracza i hustlera, który przypisano mu po „Fachu” Flexxipu (w kontraście do bardziej poetyckiego Blefa). Dopóki jednak operuje tak błyskotliwymi metaforami jak w „Cygarach i petach”, opowiada takie historie jak w „Witaj śmierci” czy „Ot tak” czy nagrywa takie numery-manifesty jak „Widzę szaleństwo” czy „T-Y-P” – trudno jest narzekać. Jest przy tym cholernie wszechstronny: bada g-funkowy grunt, twardo stoi przy nowojorskich podkładach, mierzy się z żywymi instrumentami w różnych wariantach (Neptunesowym, jazzowym). „Alkopoligamia” to Mes, za jakim wielu dziś tęskni: już nie dres, ale jeszcze nie „artysta”, zdaniem niektórych przesadnie kombinujący i zżerany własnymi ambicjami.

DonGuralEsko – „Drewnianej małpy rock”

Rozmach i lekkość drugiego solowego albumu Gurala porównać można z różnorodnymi, prowadzonymi od przeboju do przeboju płytami amerykańskiego mainstreamu najlepszego sortu. W 2005 roku niewielu płynęło tak jak Gural – pewny, rozbujany styl poznańskiego rapera zdawał się odnajdywać na każdym podkładzie, bez względu na to, czy była to klasyka Cut-O, czy oparte w większym stopniu na elektronice bangery Miksera, Larwy i DJ Haema. Choć na „Drewnianej małpy rocku” nie ma zbyt wielu gościnnych występów, jeśli już są, to robią wrażenie – z lokalnych sław pojawił się Tede, ale prawdziwą furorę zrobił jednak udział Sido, który w „Tych typach” dał zwrotkę i dostarczył bit. Album – choć pomyślany bardziej jako zbiór przebojowych singli niż konceptualna całość – broni się od pierwszej do ostatniej minuty. Jest świetnie wyważony, zarówno nastrojami, jak i tempem.

Małolat/Ajron – „W pogoni za lepszej jakości życiem”

Wielu śmiało się ze sposobu pisania Małolata – pozornie topornego, nieporadnego, opartego na powtórzeniach, zaskakujących akcentach i przerzutniach – ale dziś, po dziesięciu latach, widać, jak unikatowym materiałem na rynku rapu ulicznego było „W pogoni…”. W surowych, dobitnych rymach gospodarza tkwił zamysł: opowiedzieć jak najbardziej szczerze i realistycznie to, co inni dotychczas ubierali w ogólniki. Za Małolatem stały dodatkowo ursynowskie doświadczenia, które splatały formę z treścią jeszcze mocniejszym węzłem. Płyta nie chwytałaby tak za serce, gdyby nie muzyka – bodaj jeden z niewielu przykładów w polskim hip-hopie, gdzie nazbyt oczywiste, bliskie kserokopii inspiracje producenta w zupełności nie podważają efektów jego pracy. Muzyka Ajrona musiała brzmieć jak muzyka Noona, bo tego domagała się narracja Małolata – pełzających, szorstkich podkładów, zorientowanych bardziej na bębny niż aranż.

Smarki Smark – „Najebawszy EP”

Lata 2004 – 2006 (a może nawet 2003 – 2008) to złoty okres polskiego podziemia, czas, gdy słuchacze – zmęczeni hip-hopolo (i utyskiwaniem na nie) – kierowali swoją uwagę w stronę rynku niezależnego. Tam rzeczywiście działy się rzeczy fascynujące: dziś trudno jest sobie wyobrazić rodzimą scenę bez Te-Trisa, Dinali, Jimsona, Ortegi Cartel czy Brudnych Serc. Ci ostatni namieszali najbardziej w 2005 roku. Nie w duecie, ale solowo. „Obskurw King” Zkibwoya to porządny, solidnie nawinięty krążek błyskotliwego trueschoolowca o ulicznym kręgosłupie moralnym – krążek, który jednak bardzo szybko się zestarzał. Co innego „Najebawszy EP”, album, który w momencie premiery osiągnął status kultowego, a ostatnie rankingi (m.in. ten najnowszy opublikowany w serwisie T-Mobile Music ) tę pozycję tylko potwierdzają. Na czym polega niesłabnąca siła krążka gorzowskiego rapera? Prawdopodobnie na tym, że jest polski do bólu: zakorzeniony w polskiej kulturze (na pierwszym miejscu oczywiście fantastyczne nawiązania do klasyki rodzimego rapu), podsumowujący doświadczenia dwudziestokilkuletniego Polaka wkraczającego w dorosłość w Unii Europejskiej, owładnięty polskimi demonami (z szóstym zmysłem na czele). Brzmi patetycznie? Wybaczcie, niepotrzebnie, bo samo „Najebawszy” chowa się za sarkazmem i chamska, bezpretensjonalną odzywką tam, gdzie inni formułowaliby niby-to-odkrywcze ogólniki i „demaskowali” rzeczywistość.

Szybki Szmal – „Mixtape 2005”

Szybki Szmal, czyli kolektyw z prawdziwego zdarzenia. Taki, w którym grupa oznacza galerię osobowości: Grzesiukowego Procenta, melodyjnego Kaliego, sypiącego punchlines, kluczowego dla przyswajania Brudnego Południa nad Wisłą Ciecha, Dipsetowego Łysonżiego, abstrakcyjnego Małego Esz Esza. A to przecież nie wszyscy, bo metodyczny, klasyczny w nawijce Emazet czy włączona bodaj jako ostatnia do składu Wdowa to kolejne postacie z krwi i kości. Ta mozaika mogłaby rozsadzić niejeden krążek, ale nie „Mixtape 2005”, gdzie wszyscy gospodarze doskonale czują konwencję nielegala w amerykańskim stylu i prowadzą słuchacza od przeboju do przeboju, od celebracji do nostalgii, od chamskich linijek do wpadających w ucho hooków. MCs wchodzą tu sobie w słowo, zwrotki zmieniają się jak w kalejdoskopie, a nad całością czuwa w większości Szogun – producent obdarzony równie wielką wyobraźnią i wyczuciem, co fantastycznym warsztatem. W efekcie „Mixtape 2005” ma i świeżość, i uderzenie.

Polecane

Share This