Podsumowanie 2015: najlepsze single w polskim rapie

Po rozczarowaniach i pozytywach pora na listę najciekawszych utworów mijającego roku.


2015.12.29

opublikował:

Podsumowanie 2015: najlepsze single w polskim rapie

Bonson i SoulPete (jako BonSoul) – „Lepiej nie pytać”

W samplującym soul, ale walącym prosto w mordę podkładzie słychać to, o czym opowiada numer i co zostało zilustrowane w teledysku: słoneczny, pogodny poranek z obitym pyskiem, zaszczanymi spodniami i szumem w głowie. Bezpardonowy, emocjonalny tekst to niby klasyczny Bonson, tyle że dopiero muzyka SoulPete’a pozwoliła temu raperowi w pełni rozwinąć skrzydła. Fani mówi o powrocie do formy z czasów podziemia. Jak dla mnie to Bonson w dyspozycji, w jakiej dotychczas nie był. Ani w undergroundzie, ani w głównym nurcie.

donGURALesko – „451 stopni Fahrenheita”

Gural wraca z puszczy do miasta. I co widzi? Płonące biblioteki i strażaków, którzy zamiast gasić pożary, wzniecają je stosami książek. Obraz tyleż apokaliptyczny, co antyutopijny, bo „451 stopni…” to opowieść o nieludzkim, opartym na strachu i nienawiści systemie. Literatury, jak zresztą na całym „Magnum Ignotum”, tu bardzo dużo, od Orwella i Bułhakowa po Bradbury’ego, ale sugestywność wizji poznańskiego rapera tkwi zarówno w piętrzących się wizjach, jak i donośnym, „alarmowym” podkładzie Lanka.

O.S.T.R. – „Hybryd”

Ostrowski ma już w swoim dorobku kilka numerów poświęconych własnym dzieciom, ale mam wrażenie, że dopiero „Hybryd” odpowiednio cieniuje nastroje i pokazuje, co to właściwie znaczy być tatą i raperem jednocześnie. A znaczy to, że jak syn bije w szkole, to na pewno „nauczył się od ojca”; a jak mowa o rapie, to wokół słychać głosy, że „to nie praca, czy tak trudno zdobyć fach?”. I tak dalej. „Hybryd” to dwie dobrze napisane, pełne treści zwrotki rzucony na klasyczny, konkretny bit. Męskie granie.

VNM – „Skalpel”



Nie wiem, czy VNM widział „Bogów”, ale „Skalpel” brzmi, jakby V i SoDrumatic napisali go tuż po obejrzeniu filmu Palkowskiego. Zimne, wyłożone kafelkami sale PRL-owskich szpitali znajdują odbicie w głuchym, sterylnym podkładzie. Tekst to majstersztyk. Perspektywa lekarza pozwala zaprezentować cały wachlarz emocji. W głosie Venoma słychać wszystko, czego spodziewalibyście się po zawalonym robotą, niedosypiającym alkoholiku: zmęczenie, frustrację, wreszcie kolejne stadia upicia. Wielka rzecz.

Sobota – „Bandycki raj”



Szczecin nie leży nad Dąbiem, ale w delcie Missisipi. Takie przynajmniej wrażenie możemy odnieść, słuchając „Bandyckiego raju”. Polski hip-hop jeszcze nigdy nie był tak blisko bluesa. Wygranego na organach Hammonda podkładu nie powstydziłby się Big K.R.I.T., a doprawionego gitarą refrenu (tylko SOB był w stanie coś takiego zaśpiewać) – Everlast. Za tym obfitym, tłustym podkładem idzie bandycki, melancholijny tekst, taki, jakiego można oczekiwać po bluesie.

Zetenwupe feat. Kuba Knap – „Wisełka”

„Wisełka” to jeden z tych numerów, o których chciałoby się jak najmniej pisać, a których chciałoby się jak najwięcej słuchać. Szczególnie latem. Pląsający podkład Wrotasa robi za ścieżkę dźwiękową do miejskich, letnich opowieści spiętych doskonałym refrenem Knapa. W ogóle całe „Bejbo” – najlepiej wyprodukowana płyta mijającego roku – to rzecz absolutnie godna polecenia, szczególnie dla rozczarowanych drugą solówką Knapiwa.

Białas feat. Paluch – „To jest hip-hop”



A skoro o refrenach mowa… Jednym z wyróżniających się hooków 2015 roku był ten od Palucha w „To jest hip-hop”. Uroczysty, miarowy, osadzony na nisko zawieszonych bębnach podkład Deemza zdaje się być stworzony do tak silnego wokalu jak ten poznaniaka. Ale też jest idealny do szczerych, osobistych zwrotek Białasa. Ten numer – w przeciwieństwie do kilku innych, bardziej rozlazłych bitów z „Rehab” – ma swój nowoczesny sznyt, ale nie gubi przy tym mięsistości, ciężaru adekwatnego do tematu. To jest hip-hop.

Quebonafide vs Zamilska – „Święty spokój”



„Święty spokój” można odbierać jako fascynująca podróż przez muzyczne gatunki. Rozpoczyna się dronowymi, warczącymi synthami, które wraz z  pierwszym werblem kierują nasze skojarzenia w stronę Run The Jewels, by w refrenie wylądować w spowolnionym nu-beats. Nad wszystkim unosi się oczywiście aura psychodelicznego techno. Quebo świetnie ten nieoczywisty podkład czyta i bezbłędnie za nim podąża. Zwrotki i refren to jak dwa oblicza tej samej schizofrenicznej jednostki.

Na marginesie: to był bardzo udany rok dla MC z Ciechanowa. Wprawdzie nie nagrał albumu roku, ale akurat w tym rankingu mogłoby się znaleźć więcej jego zwrotek – by wspomnieć tylko o tych z „Człowieka sztosa”, „Voodoo”, „Oh My Buddha”, „Brać życie za mordę” czy „Harry’ego Angela”.



Rasmentalism feat. Dwa Sławy, The Voices – „Nie jestem raperem”


Na „Wyszli coś zjeść” Rasmentalism chcieli brzmieć jak amerykański mainstream pierwszych lat XXI wieku. Ta sztuka najlepiej im wyszła na „Nie jestem raperem”. Nagranie kipi od lekkiego, słodzonego soulu, jaki znamy z debiutu Kanye Westa, wzmocnionego dodatkowo gospelowym śpiewem The Voices. Ten motywujący refren, co było do przewidzenia, wzięto w ironiczne ramy. A jak nabijać się z czegokolwiek w polskim rapie, to tylko z Dwoma Sławami.

Te-Tris – „XOXO”

Przyspieszone, zmiękczone wokale – te same, które stanowią niedościgniony wzór dla Menta i wielu innych spadkobierców Westa – obecne są także w „XOXO”. Tu o sukcesie nagrania decydują jednak inne elementy; żywa, gęsta sekcja perkusyjna oraz damsko-męski refren. One to w połączeniu z krótkimi, dynamicznymi wejściami Teta, pod względem treści przypominającymi trochę „Wet Dreamz” J. Cole’a, składają się na bezpretensjonalny, zachwycający muzycznością kawałek. W 2016 roku pozostaje życzyć polskim raperom więcej takiego wyczucia melodii.

Polecane

Share This