Podsumowanie Coke Live Music Festival 2013

Florence And The Machine w sobotnią noc zagrali przed największą i najbardziej międzynarodową publicznością w ośmioletniej historii imprezy. Gwiazdą pierwszego dnia byli Franz Ferdinand.


2013.08.14

opublikował:

Podsumowanie Coke Live Music Festival 2013

Drugi dzień festiwalu należał do 26-letniej Brytyjki, dla której był to jedyny koncert tego lata. Ubraną w czarną, długą suknię Florence przywitał okrzyk kilkudziesięciu tysięcy gardeł, błysk brokatu na twarzach i machanie wiankami, które już od porannych godzin identyfikowały fanów jej twórczości. Florence Welch wynagrodziła wszystkich z nawiązką. Ma nieprawdopodobny kontakt z publicznością, którą komplementowała niezliczoną ilość razy, dziękowała za gorące przyjęcie, zbiegała ze sceny i posypywała brokatem pierwsze rzędy. Florence, przed którą na tej samej scenie stawali m.in. Muse, Kanye West czy The Killers była dopiero drugą kobietą-headlinerem krakowskiego festiwalu. Nieprzebrany tłum – bilety na sobotę wyprzedały się tuż przed startem festiwalu – pokazał, że oto mamy w Polsce kolejnego wykonawcę, zdolnego zapełniać przestrzenie największych festiwali, a w przyszłości zapewne także stadionów. Zestaw utworów, który Florence zagrała w czasie 95-minutowego koncertu musiał usatysfakcjonować zarówno najgorliwszych fanów, jak i tych, którzy poznali jej twórczość w późniejszym okresie, gdy obie jej płyty pokryły się w Polsce platyną i tym samym zapewniła sobie stałą obecność w mediach. Czego można oczekiwać po tak zagranym koncercie? Wyłącznie prędkiego powrotu.

Marzenie, by Florence and The Machine wracała do Polski równie często, co Franz Ferdinand, być może jest na wyciągnięcie ręki trzymającej kwiecisty wianek. Skoro udało się z jedną z najpopularniejszych grup grających przebojowego indie-rocka? Franz Ferdinand w piątek bezbłędnie przypomnieli na czym polega siła ich muzyki. Na koncercie Szkotów nie szuka się eksperymentów, szuka się prostego, rockowego szaleństwa w rytm doskonale znanych przebojów, od nowego singla „Right Action”, przez „Take Me Out” i nadal nienużące swoim perkusyjnym szaleństwem „Outsiders” po kończącego całość „Ulyssesa”. W sumie 4 nowe utwory i pierwszy koncert w ramach zapowiedzianej na długie miesiące trasy to dodatkowe atuty występu Alexa Kapranosa i spółki.

 

Wu-Tang Clan, mimo, że spóźnieni kilka godzin, pojawili się w Krakowie w szerokim składzie i przerobili z nami swoje najważniejsze utwory. To jak półtoragodzinny wykład rapu w najlepszym wykonaniu. Czy jest ktoś, kto nie chciałby za profesora mieć RZA albo Method Mana?

Biffy Clyro za dwa tygodnie będą główną gwiazdą największych festiwali w Wielkiej Brytanii – Reading/Leeds – kwestią czasu jest, kiedy ta rockowa formacja dowodzona przez Simona Neila doczeka się podobnego statusu w Polsce. Gitara na pierwszym planie, zarówno w balladach („Mountains”; „Many Of Horror”) jak i rockowych petardach („Living Is A Problem…”), które zaatakowały publiczności z siłą kilku megaton.

Doskonałe koncerty stały się także domeną polskich artystów, by wymienić tylko Brodkę kończącą koncert na rękach publiczności czy Tres.B, którzy bez problemu poradzili sobie w czasie przeznaczonym dla Wu-Tang Clan, grając prawdopodobnie największy koncert w swojej karierze.

Po najbardziej upalnych dniach tego roku i niezwykle udanym festiwalu, nagranie „Dogs Days Are Over” kończące koncert Florence and the Machine, zabrzmiało tak, jakby było pisane specjalnie na tę okazję. Do zobaczenia za rok.

Polecane

Share This