DAWID PODSIADŁO – „Comfort And Happiness”

Dawid Podsiadło plus Bogdan Kondracki czyli jedna z najciekawszych polskich popowych płyt kilku ostatnich lat

2013.06.11

opublikował:


DAWID PODSIADŁO – „Comfort And Happiness”

Dawid Podsiadło ma za sobą występ z jedną ze swoich ulubionych artystek, Katie Meluą, ale – jak sam zaznacza– lista wykonawców, z którym chciałby współpracować, jest znacznie dłuższa. W jednym z wywiadów wymienia: Julian Casablancas, Trenta Reznora, Lanę Del Rey. Ta wyliczanka ma sens i mówi dużo o muzycznych horyzontach zwycięzcy „X-Factor”. No, może tylko w miejsce Reznora podstawić panów z Coldplay, a mamy już dość bogate spektrum odniesień, na których opiera się „Comfort And Happiness”.

Na swoim debiutanckim albumie Podsiadło zaciera i tak już nadwyrężoną granicę między muzyką indie a mainstreamem. Nie będzie cienia przesady, jeśli nazwie się jego twórczość popem, bo w określeniu tym, odpowiednio użytym, nie ma w końcu nic złego. 20-letni wokalista korzysta z dobrych, brytyjskich wzorców, odwołując się do nich na różne sposoby. Początkowe i końcowe utwory (nie liczę angielskich wersji „Nieznajomego” oraz „Trójkątów i kwadratów”) mogą tworzyć wrażenie, że płyta powstała „na jedno kopyto”, tak jakby Podsiadło postanowił za wszelką cenę odtworzyć brzmienie pierwszych dwóch krążków Coldplay: „Parachutes” i „A Rush Of Blood To The Head”. Ten nostalgiczny klimat – efekt świetnie brzmiących, przestrzennych gitar i niskiego głosu gospodarza – to jednak zaledwie jedno oblicze albumu.

Bardzo dobrze się stało, że między „And I”, „I’m Searching” czy „Bridge” – utworami uroczymi, ale podatnymi na przesyt – znalazły się piosenki żywsze, mierzone na single. Tu dotychczasowa krytyka szczególnie chwaliła „Trójkąty i kwadraty”, do której tekst napisała Karolina Kozak. Rzeczywiście, nagranie może urzekać bezpretensjonalną, naturalną przebojowością, choć moim osobistym faworytem jest pod tym względem „No”. Utwór ten rozpoczyna się, podobnie jak „Trójkąty…”, prostym, klawiszowym motywem, ale jego siła tkwi, jak sądzę, w dwóch elementach. Po pierwsze, nieskomplikowanym, ale skocznym refrenie, którego nie powstydziliby się anglosascy reprezentanci indie-popu. Po drugie, w angielskim tekście. Tak, być może trudno w to uwierzyć, ale Podsiadło minimalnie lepiej wypada wtedy, gdy śpiewa w obcym języku. Z angielskim mierzyło się wielu polskich wykonawców – zarówno tych, którzy mieli już ugruntowaną pozycję na naszym rynku, jak i tych, którzy jeszcze nie zyskali uznania nad Wisłą, a już marzyły im się największe festiwale i rozgłośnie radiowe świata. Efekt na ogół był podobny, czyli niezbyt zadowalający.

Tymczasem w przypadku zwycięzcy „X-Factor”, proszę uwierzyć, można odnieść wrażenie, że językiem ojczystym jest właśnie angielski. Kto wie, może właśnie za sprawą tekstów – nieskomplikowanych, ale zaśpiewanych ze swobodnym, dobrym akcentem – piosenki z „Comfort And Happiness” brzmią, i to jest chyba największy komplement, światowo. Inna sprawa, że produkcja też daleka jest od tandety. Fantastyczne brzmienie gitar już chwaliłem, na uwagę zasługuje też udane wprowadzenie elementów orkiestrowych („Vitane” – pod względem instrumentalnym to najlepszy utwór na albumie) oraz post-rockowe wycieczki, jak w zamykającym całość „No (Part II)”. Cieszy fakt, że Bogdan Kondracki, producent krążka, nie poprzestaje na leniwej, pop-rockowej stylistyce, do której gospodarz ze swoim niskim, trochę nonszalanckim głosem najlepiej by pasował. Owocem muzycznych poszukiwań jest m.in. „Elephant”, gdzie Podsiadło tym razem sięga po falset i konfrontuje go z połamaną perkusją i – chyba niepotrzebnie tak uwydatnionymi – organami.

Muzyczne korzenie Podsiadły to ryzykowny grunt: z jednej strony można się zapętlić i smęcić bez końca (patrz: Snow Patrol), z drugiej zaś – otworzyć na nowe gatunki i tym samym dużo wygrać, artystycznie i komercyjnie (Coldplay). Podsiadło chyba jest świadom niebezpieczeństw, jakie niosą ze sobą rozmarzone pop-rockowe ballady, bo na „Comfort And Happiness” robi wystarczająco dużo, by słuchacz się nie nudził, a zarazem miał poczucie wewnętrznej spójności materiału. Te poszukiwania wychodzą mu raz lepiej, raz gorzej – ostatecznie jednak pozostawiają wrażenie, że na kolejnych krążkach może być tylko lepiej.

Polecane

Share This