Jessie Ware – „Tough Love”

Więcej niż gwiazda jednego sezonu.

2014.10.14

opublikował:


Jessie Ware – „Tough Love”

Jak to jest śpiewać o trudnych uczuciach, gdy w życiu osobistym wszystko
się układa? Takie pytanie zadali Jessie Ware dziennikarze magazynu
„Complex”
  z okazji premiery jej drugiego albumu. Rzeczywiście, choć
tytuł „Tough Love” wskazuje na raczej skomplikowane relacje
damsko-męskie, własne doświadczenia wokalistki temu przeczą. 29-letnia
(a w momencie, gdy będzie czytali ten tekst, już 30-letnia) artystka pod
koniec sierpnia wyszła za mąż za swoją licealną miłość i nic nie
wskazuje na to, by wiele z jej dotychczasowych piosenek dotyczyło jej
samej.

– Nie jest to płyta aż tak autobiograficzna. Poza tym, w
porównaniu z debiutem więcej na niej optymistycznych akcentów – tłumaczy
Ware. – Gdybym napisała cały album o swoim mężu, nie potrafiłabym go
słuchać! Byłby nudny. Jest tu kilka piosenek o nim, ale staram się
uniwersalizować przekaz, opowiadać o cudzych doświadczeniach.

Powyższy
wywiad może się okazać pomocny przed odsłuchem albumu, ale też bez
przesady, nie stawia go w nowym świetle. Wszystkie te emocje znaleźć
można bez problemu na samej płycie. Niezależnie od tego, czy odkryjemy
tu wielki entuzjazm, czy znamiona upadku i rozczarowania, całość
utrzymana jest w podniosłej, niemalże triumfalnej atmosferze – takiej,
która z każdego sukcesu czyni święto, a porażkę przekuwa w przyszłe
zwycięstwo. Pod tym względem kulminacyjnym momentem jest nagranie
znamiennie zatytułowane „Champagne Kisses”. Ten cholernie uroczysty
utwór powinien doczekać się odpowiednio patetycznego wideo. Może czegoś w
rodzaju „Firework” Katy Perry? Wiecie, klasycystyczny pałac, lampki
szampana i fajerwerki, które wzbijają się równie wysoko, co smyczki i
głos Ware.

Jest tu kilka chwytów, których artystka naprzemiennie
używa, balansując między zarysowanym wyżej, celebracyjnym klimatem a
intymną atmosferą, reprezentowaną chociażby przez „Kind Of…
Sometimes… Maybe” (piękna współpraca z Miguelem). Poza smyczkami
trzeba wymienić m.in. bogate tło wokalne (od subtelnych, męskich
wstawek, przez decydujące o linii melodycznej okrzyki, po epickie chórki
w rodzaju „Say You Love Me”), przestrzenne gitary oraz wyrazistą, pełną
pogłosów, ech i clapów sekcję perkusyjną.

Gdyby jednak
ograniczyć charakterystykę albumu tylko do tych wyznaczników, nie
oddalibyśmy wokalistce pełnej sprawiedliwości. No bo co w takim razie
począć z „Keep On Lying”? Autorem podkładu jest Julio Bashmore, ten sam, który
na „Devotion” odpowiadał m.in. za równie wyróżniające się „110%” .
Frywolne, niewinne klawisze (samej Ware kojarzące się z czasami
dzieciństwa) skonfrontowane z operowym niemalże refrenem to rzecz
niespotykana w dotychczasowej dyskografii Brytyjki. Albo „Want Your
Feeling”, wychodzące od house`owych klawiszy, a koniec końców
docierające na parkiety lat 70., gdzie bas pulsuje, a gitara wyciska
krótkie, funkujące riffy. Tego typu nagrania sprawnie przełamują
dominujący ton.

Po debiutanckim „Devotion” okrzyknięto ją
następczynią Sade, porównywano z Alicią Keys. Już wtedy bliżej jej było
do popu i soulu aniżeli klubowych korzeni. „Tough Love” kontynuuje
obraną wówczas drogę, do grona skojarzeń dorzucając kolejne pseudonimy
(Adele) oraz gatunki (PBR&B, a więc Frank Ocean, The Weekend, Miguel
i inni). I bardzo dobrze. Po raz kolejny dostaliśmy jedenaście
bezbłędnych nagrań, do których chce się wracać. A samej Ware pozostaje
życzyć współpracy z Kanye Westem, o którą ponoć bardzo zabiega.

Jessie Ware – „Tough Love”

Island/Interscope

01 Tough Love

02 You & I (Forever)

03 Cruel

04 Say You Love Me

05 Sweetest Song

06 Kind of…Sometimes…Maybe

07 Want Your Feeling

08 Pieces

09 Keep on Lying

10 Champagne Kisses

11 Desire

Polecane

Share This