KAYAH – „Skała”

Kameleonica? Brzmi tragicznie…

2009.09.20

opublikował:


KAYAH – „Skała”

Odkąd Herbie Hancock po raz pierwszy zagrał „Cameleon” coraz więcej ludzi mówiło o nim samym Kameleon. A on się zmieniał i dawał im kolejne powody, żeby tak go określali. A jak nazwać kobietę-kameleona? Kameleonica? Brzmi tragicznie. Może więc po prostu Kayah…

Szefowa Kayaxu nagrała tym razem płytę smooth jazzową. Tylko, co to jest smooth jazz? Poza tym, że to pojęcie tak samo trafione, jak smooth faszyzm, czy smooth holokaust. Coś takiego nie istnieje, bo jazz z założenia miał jątrzyć i prowokować, więc nie może być „gładki”. Co nie zmienia faktu, że lubię słuchać tego popu z jazzowymi inklinacjami w wykonaniu Spyro Gyra, Randy Crawford, czy Chic’a Corea’i. Dla wygody zostańmy więc przy „smooth jazzie”, ale wiecie…

„Skała” jednak różni się od amerykańskich wzorców. Niby ma wszystko, co charkteryzuje „smooth jazzowe” produkcje. Downtempo, miziający podbrzusze, ciepły bas, leniwy fortepian i aksamitne wokale. Nieśpieszne i nienachalne melodie po prostu płyną. A jednak pierwsze słowo, jakie wyrwało mi się w komentarzu do pierwszych dźwięków tego albumu nie nadaje się do publikacji. Całe zdanie wyrażało zaś zdumienie z powodu wydania kolęd we wrześniu. „Do diabła z przysłowiami” usłyszane bez przygotowania, a ze świadomością, że włącza się płytę artystki, która dotychczas poruszała się między biegunami wyznaczanymi przez Stevie’ego Wonder’a i Gorana Bregovica szokuje. I chyba o to chodziło.

Po ponad sześciu latach od wydania ostatniego albumu z premierową muzyką Kayah wróciła do estetyki chyba najbliższej jej gustom, czy – bardziej górnolotnie – jej sercu. Soul i „smooth jazz” ze „Skały” różni się od „smooth jazzowych” bestsellerów zza oceanu tym właśnie, że chyba wszyscy zaangażowani w jej tworzenie robili to z serca i wbrew zdrowemu rozsądkowi. Bo liczyć, że „Skała” będzie się dobrze sprzedawała w kraju, w którym cieszą się popularnością… mało wysublimowane projekty muzyczne, to już nie ryzyko, a brawura. A jednak!

Z tej płyty emanuje pietyzm, z jakim pracował nad nią sztab ludzi nie tylko związany z Kayaxem. Od przyjemnego w dotyku papieru książeczki, przez kalkowe, malachitowe wkładki, po – rzecz jasna – dopieszczoną do granic muzykę. Panowie Pszona i Smolik pomogli Kayi nagrać album brzmiący może jeszcze nie światowo, ale już bardzo, bardzo klasowo. No dobra, minutowa solówka gitarowa zamykająca utwór „Jak Skała” brzmi światowo. Aż sprawdziłem, czy Lukather ostatnio nie był w Polsce. Podobnie jest z pozostałymi utworami. W najbardziej lirycznych bardzo przyjemnie jest odkrywać kolejne plany i wsłuchiwać się w dźwięki tła. W żwawszych – dobrze przekonać się, że głos Kayi wciąż dobrze i mocno brzmi. A po wszystkim – najlepiej wcisnąć jeszcze raz „play” oraz użyć funkcji „repeat all”.

Tagi


Polecane

Share This