O.S.T.R. – „Podróż zwana życiem”

Dawno nie było tak dobrze.

2015.03.04

opublikował:


O.S.T.R. – „Podróż zwana życiem”

Dwanaście solowych płyt na koncie i nic nie wskazuje na to, aby Ostry zamierzał zwalniać tempo. Łódzki raper od czternastu lat rokrocznie prezentuje nam nowy materiał. W ostatnim czasie można było sądzić, że ta pracowitość przestała mu wychodzić na dobre. Poprzedni samodzielny krążek, „Jazz, dwa, trzy” (2011), wypadał bardzo blado na tle „jazzowej” trylogii („Jazz w wolnych chwilach”, „Jazzurekcja”), a płyty stworzone razem z Tabasko, Hadesem i Marco Polo, zamiast wnieść powiew świeżego powietrza w twórczość łodzianina, mało kiedy błyszczały (najlepsza pod tym względem jest „Kartagina”), częściej zaś rozczarowywały.

Co innego „Podróż zwana życiem”. Tu od samego początku słychać już, że będzie lepiej. „Prolog” to świetnie nakreślona opowieść z zaczadzonej frustracją, zatłoczonej Łodzi, w której promienie słońca drażnią przekrwione białka zarówno tych w czarnych garniturach, jak i tych z flaszką pod monopolem. „Trzy metry dalej, przystanek cały w ludziach / W każdym siedzi zimna wojna, osobisty Harry Truman / (…) Autobus się spóźnia, to przez rozkopane centra / Możesz zmierzyć przemieszczanie w centymetrach / Korki z miasta do miasta, każdy cierpliwość trenuje w ten takt / Nasze poczucie czasu zamienia się w uczucie piekła”. Tak, przy takich wersach ręce same składają się do oklasków.

I rzeczywiście, Ostry pisze jakby staranniej i precyzyjniej. Unika zgubnego dla niego słowotoku, dyscyplinuje się opowieściami („Nie do rozwiązania”, brawurowo nawinięty „Pistolet do skroni”) lub konkretnymi tematami, które chce poruszyć. Z „Hybryda” wyłazi facet z krwi i kości, mąż i ojciec, którego w równym stopniu męczy trywializowanie jego własnej profesji muzycznej, co problemy z dzieckiem w szkole. „Post Scriptum” przypomina trochę kontynuację „Mówiłaś mi”, tyle że tym razem rozmowę osadzono w realiach więziennych, stąd też może moje dodatkowe skojarzenie z „21 Questions” 50 Centa. Nawet gdy wątek przewodni staje się bardziej mglisty, a wersy stają się żonglerką różnych obrazów, łatwo rozwikłać, o co chodzi gospodarzowi. Wiadomo, że „Kraina karłów”, „Grawitacja” czy „Keep Stabbing” idą tą samą linią, co pamiętne „Dla zakochanych”; wiadomo też, że przeciwwagą dla tych brutalnych diagnoz mają być słoneczne „Wampiry budzą się po 12.00”, „Rise Of The Sun”, „Gdybym tylko chciał” czy „Kilka zdań o…”.

Panując nad treścią, Ostry jakby zwalczył za jednym zamachem kilka demonów, nękających jego dotychczasową twórczość. Wciąż też jest raperem, który mimo stażu na scenie i pozycji weterana, ma wiele do zaoferowania swoim młodszym kolegom po fachu. Każdy nowy kot, który nie chce wpaść w pułapkę Rap Geniusa i wolałby nie pisać wersów z Wikipedią w przeglądarce, powinien wziąć sobie do serca choćby te wersy: „Może to staromodne / Lubię, jak raper raperowi wyjebie w mordę / Najlepsze pancze są prosto proste / Od lat lamusom tak się daje w mordę na ośce”. Zresztą, mniejsza o wersy. Jeśli, nastoletni raperze, ani myślisz słuchać, co ma do powiedzenia ten marny skrzypek, przypatrz się chociaż, jak składa wersy, gra oddechem i tempem, bawi się dźwiękiem wyrazów. Pod tym względem „Podróż zwana życiem” jest wręcz podręcznikowa.

Podręcznikowa jest też w pewnym sensie produkcja. Jak przekroczyć hip-hopowe ramy, a zarazem nie odciąć się od źródła? Ano właśnie tak. Nie wiem do końca, o co chodziło Ostremu z tą muzyką poważną i filmową, o której wspominał w zapowiedzi płyty, ale prawdopodobnie miał na myśli elektroniczne pejzaże z „Nowego dnia”, ponure, jesienne klawisze z „Krainy karłów”, pełen rozmachu aranż z „Lubię ten stan” (bliski „My Beautiful Dark Twisted Fantasy” Kanye Westa) i kilka innych fragmentów, gdy bas drąży głębię, syntezatory tworzą przestrzeń, a pomiędzy nie wciskają się rozlane dźwięki gitar czy indie-popowe (tak, tak!) wokale. Choćbym chciał, nie opiszę w jednym zdaniu pracy, którą Killing Skills tu wykonali. Jak bowiem z powyższym opisem pogodzić roztańczony, funkujący „Rise Of The Sun”, nieludzką elektronikę „Fizyki umysłu” albo „Nie do rozwiązania”, gdzie wokalny motyw brzmi, jakby odpowiadał za niego Audiofeels lub inny zespół a capella?

Jest jednak „Podróż zwana życiem” – jak praktycznie każda płyta Ostrego – albumem zbyt długim. Bez kilku utworów można by się obyć. „Gdybym tylko chciał” to sympatyczny, ale zupełnie niepotrzebny pokaz bragga na bicie monumentalnym i przeszarżowanym zarazem. Toporny, przyciężkawy „Keep Stabbing” przypomina najgorsze momenty Pariasów. Wygrana na syntezatorze melodia w refrenie „Grawitacji” gryzie w ucho, jej infantylność jest aż przesadna. W ogóle można odnieść wrażenie, że im dalej w płytę, tym traci ona na wyrazistości i druga jej część jest zwyczajnie mniej interesująca. To i tak najlepszy krążek Ostrego od bardzo dawna.

O.S.T.R. – „Podróż zwana życiem”

Asfalt Records

Tracklista:

1. Prolog

2. Nowy dzień

3. Hybryd

4. Wampiry budzą się po 12.00

5. Pistolet do skroni

6. Podróż zwana życiem feat. Sacha Vee

7. Kraina karłów feat. Cadillac Dale

8. Rise Of The Sun feat. Cadillac Dale

9. Post Scriptum

10. Grawitacja

11. Nie do rozwiązania

12. Ja Ty My Wy Oni feat. Sacha Vee

13. Keep Stabbing

14. Gdybym tylko chciał

15. Fizyka umysłu

16. Kilka zdań o…

17. Lubię być sam

Polecane

Share This