THE DEAD WEATHER – „Horehound”

Spluwy naładowane ślepakami

2009.07.23

opublikował:


THE DEAD WEATHER – „Horehound”

Rzucają się w oczy pistolety. A w uszy bluesowe frazowanie i jazgotliwe gitary. Bronią palną zespół Alison Mosshart i Jacka White’a niby nie epatuje, bo we wkładce do „Horehound” celują do nas dopiero z wewnętrznych okładek…

Za to już w teledysku do „Treat Me Like Your Mother” kule świszczą, jak u Rambo. Sama piosenka też jest dziełem dużego kalibru. Równocześnie skupia wyobrażenia o dotychczasowej twórczości obojga liderów The Dead Weather i pokazuje ich nieznane oblicza. Co ciekawe, w tym zespole więcej jest The Raconteurs, niż The White Stripes, najwięcej ascetycznego obchodzenia się z dźwiękiem The Kills, a najmniej Queens Of The Stone Age. Na szczęście Dean Fertita ma swój styl, który wyłazi z solówek i jednoznacznie określa jego grę.

Po pierwszym przesłuchaniu płyta wylądowała za oknem. Niestety pies nagle zaaportował i przyniósł oślinione pudełko z radosnym merdaniem resztką ogona. Płyta trafiła więc ponownie do odtwarzacza. Za drugim razem było lepiej. O tyle, że otwierający płytę „60 Feet Tall” zaczął się wydawać nośny, a cover Dylana, „New Pony” – znośny. Niezmiennie jednak, i po pięćdziesiątym wysłuchaniu „Horehound”, ma się wrażenie, że to rzecz zrobiona na szybko. Może żeby nie uronić nic z klimatu, jaki udało się wytworzyć muzykom podczas spontanicznych sesji. A może nie. Tak, czy inaczej, estetyka brudu dominuje na tym wydawnictwie i tacy na przykład fani klinicznej czystości, znanej z produkcji Dream Theater, nie mają tu czego szukać. „Horehound” to roślina, rzadka i tam i u nas, z rodziny jakichś miętopodobnych. Po polsku szanta zwyczajna a potocznie krzecina. Z pijackimi żeglarskimi pohukiwaniami ta płyta szczęśliwie nie ma nic wspólnego, ale jest z pewnością swego rodzaju rarytasem. W Stanach z krzeciny robi się jakieś wyjątkowe słodycze. Pewnie nie smakują jak emenemsy, przez co nie są dla wszystkich. Dokładnie, jak i płyta The Dead Weather.

Jeśli masz znacznie rozwiniętą tolerancję na alternatywę i dźwiękowe eksperymenty, to płyta dla ciebie. Jeśli liczysz na spadek po Jack’u White’cie – też ją kup, jak i wszystko inne, co wydał i wyda – więcej odziedziczysz:) W innym razie „Horehound” należy potraktować jaką niezbędną, ale ciekawostkę, dla fanów The Kills (najbardziej), The Raconteurs (i troszkę The White Stripes:) i Queens Of The Stone Age. 

Polecane

Share This