Pola Rise: „Nie muszę już mieć nad wszystkim kontroli”

Rozmawiamy z artystką o nadchodzącej płycie.


2017.09.12

opublikował:

Pola Rise: „Nie muszę już mieć nad wszystkim kontroli”

foto: Łukasz Dziewic

W sieci właśnie pojawił się teledysk do nowego singla Poli Rise „Hear You”. Artystka zapowiada tą piosenką debiutancki album „Anywhere But Here”. Przy okazji premiery rozmawiamy z Polą o drodze, którą przeszła od wydania EP-ki „The Power of Coincidence”, wyzbyciu się konieczności sprawowania nad wszystkim pieczy oraz o roli wizerunku w muzyce.

Jako Polę Rise poznaliśmy cię zaledwie trzy lata temu, a mimo to zdążyłaś się już poważnie zmienić. Jak wiele razy zmieniałaś się zatem, zanim stałaś się Polą?

Pola Rise: Oj mnóstwo. Od dziecka męczyłam całą moją rodzinę swoim śpiewaniem i występami na tapczanie. Zaczęło się bardzo dawno temu i tak naprawdę wszystko, co działo się od początku przygody z muzyką, doprowadziło mnie do tego, gdzie jestem teraz. Każda z rzeczy, których słuchałam, kształtowała mnie mniej lub bardziej. Zaczynałam od kaset Nirvany, które do domu przynosiła siostra, potem odkrywałam więcej i więcej, docierałam coraz głębiej. W liceum miałam już pierwszy zespół. I to rockowy, bo bardzo chciałam być jak PJ Harvey. Na szczęście szybko mi przeszło. To cały czas we mnie pączkowało, pomysł się klarował. Szczerze mówiąc bardzo długo bałam się cokolwiek nagrać, pokazać to publicznie. Po prostu bałam się, że to nie będzie wystarczająco dobre. I te obawy w sumie trzymały mnie długo, bo zanim opublikowałam „Did You Sleep Last Night” zrobiłam z pięć wersji tej piosenki. I to mówię tylko o tych wersjach, które były ukończone. Żadna nie przekonywała mnie jednak na tyle, by miała stać się tą ostateczną (śmiech).

Szybciej od wersji studyjnej można było posłuchać wykonania na żywo.

No tak, ten utwór graliśmy na koncertach razem z MANOIDEM, potem wykon live pojawił się na amerykańskiej składance BalconyTV.

Po wydaniu singla nabrałaś śmiałości? Udało ci się wydać EP-kę, wkrótce ma się ukazać album.

Na pewno tak, choć cały proces to była masakra. Jeśli chodzi o muzykę jestem perfekcjonistką i to się nie zmieniło od dzieciństwa. W przypadku tej płyty,  dopracowywanie wszystkiego, cały proces miksów był dla mnie bardzo trudny (śmiech). Do tego stopnia, że jak zmiksowaliśmy już całą płytę, dałam sobie miesiąc, żeby od niej odpocząć, nabrać dystansu. I kiedy po przerwie posłuchałam materiału na świeżo, zadzwoniłam do EMIJI, który odpowiada za mixy i powiedziałam, że wiem, że może mnie za to znienawidzić, ale musimy zacząć od nowa. To wszystko trwało bardzo długo. Ja też poświęciłam trochę czasu na podróże, chciałam odnaleźć coś, czego nie mogłam znaleźć tutaj na miejscu. W efekcie zaprosiłam na płytę kilku producentów z zagranicy, a płyta powstawała w większości w drodze. Sam proces twórczy był bardzo przyjemny, bo mogłam sobie pozwolić na duży luz. Później, kiedy weszły produkcyjne rzeczy, kiedy kończyliśmy materiał, to już była bardzo ciężka praca i cieszę się, że to jest za mną.

 

Co oprócz inspiracji przywiozłaś z zagranicznych wypraw? Wiem, że byłaś m.in. w W Stanach i na Wyspach.
Ze Stanów przywiozłam wokale do prawie wszystkich utworów. Nagrywałam je w Nowym Jorku. Z innych podróży przywiozłam albo teledyski, albo szkice utworów, które dopracowywaliśmy na miejscu. Ze względów logistycznych bardzo duża część utworów powstawała zdalnie, przynajmniej tak je kończyliśmy. Nie mogłabym sobie pozwolić, żeby wyjechać na rok do Stanów czy do któregokolwiek z innych miejsc, w których byłam. Zdałam sobie też sprawę, że droga, którą wybrałam to swego rodzaju ucieczka i dopiero z czasem okazało się, że wszystko co ważne mam tutaj na miejscu. Musiałam odbyć te podróże, by się o tym przekonać.

Jesteś bardzo samodzielna – komponujesz, piszesz, grasz i śpiewasz. Jaką rolę w pracy nad twoimi utworami pełni producent?

Przy okazji pracy nad płytą na pewno było inaczej niż podczas nagrywania EP-ki. Otworzyłam się na innych, na ich pomysły i sugestie. Część utworów zrobiłam wspólnie z Robotem Kochem. Tym razem nie było tak, że przychodziłam z gotowym pomysłem. On coś zaproponował muzycznie, ja dałam temu warstwę wokalną, teksty. Czasem to ja przychodziłam z gotowym pomysłem na utwór. Faktycznie jest tak, że dopuściłam więcej osób, cierpliwie słuchałam uwag. W pewnym momencie się zapętliłam, bo nie da się słuchać wszystkich. Ostatecznie musiałam sama podejmować najważniejsze decyzje.

Wydaje mi się też, że nieco dojrzałam i częściej wiem, czego chcę. Mam w głowie efekt końcowy i wiem, do czego chciałabym dojść. W przypadku EP-ki sytuacja wyglądała tak, że piosenkę „Did You Sleep Last Night” robiłam jakieś pięć lat, a pozostałe już na szybko, byle tylko wypuścić materiał. W tamtym momencie doszłam do wniosku, że dalsze czekanie i odkładanie publikacji nie ma sensu i prowadzi jedynie do tego, że w nieskończoność zmieniam i poprawiam to, co już nagrałam. Chciałam mieć już wydawnictwo, dzięki któremu będę mogła grać koncerty. EP-ka była dość smutna, mało piosenkowa. To były po prostu utwory muzyczne, niekoniecznie przystępne. Teraz miałam inną wizję całości – przestałam silić się na bycie alternatywną za wszelką cenę. Pozwoliłam sobie na piosenki. Być może przestałam się też tego bać. To wyszło zresztą bardzo naturalnie. Kiedyś miałam do tego takie podejście, że jeśli coś było zbyt piosenkowe, natychmiast to odrzucałam, nie chciałam tego robić.


Świetny pomysł na karierę.

(śmiech) No tak, wiem. Wszyscy mi mówili, że trzeba inaczej, ale na siłę chciałam iść pod prąd. Oczywiście wciąż trochę idę, ale wtedy chciałam za bardzo.

Przykładasz dużą wagę do wizualnej strony swojej twórczości – do image’u scenicznego, teledysków. Czy muzyka jest w stanie obronić się dziś sama? Czy artyści nie mający wyrazistego wizerunku, a nawet nie mający go wcale, mają szansę zaistnieć?

Uważam, że dziś muzyka jest tylko jednym z elementów większej całości. Kreacja wizualna, teledyski, zdjęcia, wizerunek sceniczny również mają duży wpływ na odbiór muzyki. Trochę mnie to przytłoczyło wśród młodych – i nie tylko artystów – bo na scenie każdy chce błyszczeć i się wyróżniać. Powoli jestem tym znudzona i będę od tego odchodzić. Przy płycie będzie jeszcze trochę takich elementów, ale niewiele. U niektórych to jest przegięte, tworzy się niepotrzebny wyścig w wyróżnianie się za wszelką cenę. Wizerunek jest ważny, ale musi być spójny z tym, co się tworzy i czuje. Sama zresztą z czasem nauczyłam się, że dobrym sposobem na skupienie czyjejś uwagi jest prostota.

Jak się czujesz, kiedy porównuje się twoją twórczość z artystkami ze Skandynawii? Z Lykke Li, Robyn, z Fever Ray.

Nie wiem, z czego to wynika. Wiesz, ja tak naprawdę nigdy nie słuchałam ani Lykke Li, ani Robyn. Fever Ray trochę, ale też nie za bardzo. Faktycznie wsadzili mnie do tej szufladki i jestem w niej trochę wbrew sobie. Na przekór tym porównaniom odchodzę w tej chwili od elektroniki na koncertach. Na płycie ona jeszcze będzie, ale na scenie praktycznie nie będziemy się posiłkować komputerem. Wszystkie instrumenty będą organiczne, akustyczne.

To charakterystyczne dla ciebie. Kiedy przyszło się na twój koncert po premierze EP-ki, materiał brzmiał zupełnie inaczej niż w wersji studyjnej.

Zależy mi, żeby teraz było podobnie, żeby te piosenki żyły. Nie lubię się powtarzać. Koncert jest inną przestrzenią niż studio. Inne emocje, inne możliwości. Lubię, kiedy te dwa aspekty grania muzyki wyraźnie się od siebie różnią. Pamiętam ubiegłoroczny koncert Robota na Weekenderze (odbywająca się w Warszawie impreza Red Bull Music Academy – przyp. red.), gdzie była elektronika plus smyczki. Poruszyło mnie to i zainspirowało do zmiany składu swojego zespołu, wymiany instrumentów. Dzięki temu teraz mam smyczki, pianino i żywe bębny.

W rozmowie z Arturem Rawiczem z 2015 roku mówiłaś o planie pięcioletnim. Jak idzie jego realizacja?

Na pewno trzymam się niektórych założeń, w tym głównego, czyli tego, żeby wydać płytę, choć wydajemy ją nieco później niż pierwotnie zakładał plan. Trochę też się zmieniłam – przede wszystkim przestałam kurczowo trzymać wszystko w ryzach i nie muszę już mieć nad wszystkim kontroli. Dzięki temu mogę skupić się na muzyce. Dwa lata temu byłam w opcji, że muszę mieć nad wszystkim pieczę, a teraz mam super ludzi, z którymi współpracuję. Na razie to działa, zobaczymy, co powiem po płycie (śmiech).

 

Tagi


Polecane

Share This