10 lat bez przekazu

Uczcie się dissów od Kaczmarskiego.

2014.04.12

opublikował:


10 lat bez przekazu

Niezwykle rzadko zdarza się przeczytać na YT celny komentarz. Taki co podsumowuje, puentuje i nokautuje. A taki znalazłem pod nieśmiertelnym numerem Jacka Kaczmarskiego „Sen Katarzyny II”. Brzmiał on „Nawet współcześni raperzy nie zrobiliby lepszego dissu xD”. Ciężko się z nim nie zgodzić. Numer znam na pamięć, ale nigdy o nim w ten sposób nie pomyślałem. I tu naszły mnie dwie refleksje – autorem jednego z ważniejszych pocisków w polskiej muzyce był nie kto inny, niż Kaczmarski (na 100% nie pierwszego) oraz że… słowo „przekaz” jest permanentnie nadużywane przez dzisiejszych nastolatków. Jakkolwiek forma kawałków barda Solidarności może się dziś wydawać wielu archaiczna (a szkoda), to w warstwie lirycznej był on i jest niedoścignionym mistrzem. Jeśli nie chce Wam się czytać dalej, to sprawdźcie ostatni, najniżej wklejony link i jeśli nie znacie „A my nie chcemy uciekać stąd…” to zobaczcie, jak można opisywać współczesność, jak postrzegać rzeczywistość szerzej i czego brakuje współczesnym „rozjebywaczom systemów”.

 

Kaczmarski zafascynowany był Wysockim (przy nim dzisiejsi gangsta to nadąsane przedszkolaki). „Po spotkaniu z Wysockim w 1974 roku zrozumiałem, że piosenka nie jest jedynie umiejętnością napisania tekstu i skomponowania muzyki. Może być sposobem wyrażania najgłębszych, najbardziej podstawowych treści. (…) Myślę, że wszystko, co pisałem w latach 1974-78, było pod wpływem Wysockiego, zarówno w materii poetyckiej, jak i w sposobie wykonania…” – wyznał kiedyś Kaczmarski.

Podobnie fascynował się Bobem Dylanem, zwłaszcza wczesnym. Może gdyby nie urodził się w Warszawie a gdzieś po drugiej stronie oceanu, to zrobiłby globalną karierę, wszak Dylana przykrywał ogonem jeśli chodzi o muzykalność i pióro… A może nie doświadczyłby tego wszystkiego, co ukształtowało go tak, a nie inaczej? Takie głupie gdybanie. Przyznaję. Ale postać Kaczmarskiego jest na równi tragiczna, niejednoznaczna i trudna do uchwycenia. Wystarczy sięgnąć po jego autobiograficzny „Autoportret z kanalią”, w którym po mordach dostaje się wszystkim, z tuzami solidarnościowej opozycji włącznie. Nawiasem mówiąc, Kaczmarski miał alergię na określenie „bard Solidarności” i kariera jego „Murów” jako nieformalnego hymnu antykomunistycznej opozycji nieco go wkurzała. Ale co zrobić…

Kaczmarski objawił się w połowie lat 70. w Krakowie. Skosił wtedy nagrodę w pewnym konkursie pieśnią „Obława”. Klasyk, ponadczasowy, dziś możecie go sobie nucić np. kiedy „policeman iska was”, ale warto, a nawet trzeba zadać sobie trudu i pochylić się nad innymi interpretacjami. Warto.

Kaczmarskiego zawsze wymieniać będziemy w jednym rzędzie z Przemysławem Gintrowskim i Zbigniewem Łapińskim. To z nimi opracował cały materiał programu „Mury”. To z nimi w czasie Karnawału Solidarności dał ponad 1000 koncertów. Zresztą, ponoć słowo koncert nie oddaje tego, co tam się działo. Stan wojenny zastał go w Paryżu, tam rzucił pierwszą emigracyjną kotwicę. Cały pierwszy nakład „Krzyku” cenzura brudnym palcem wysłała na przemiał. Zniszczono wszystko. Ale był przecież tzw. drugi obieg. Na przenośnych kaseciakach rejestrowano koncerty, kopiowano nagrania i te krążyły po kraju w i środowiskach polonijnych. O sile drugiego obiegu świadczy pierwsza trasa koncertowa Kaczmarskiego po powrocie do wolnej Polski. Gość banowany we wszystkich mediach przez dekadę wraca i daje serię wielkich, wyprzedanych koncertów. A przecież nikt nie powinien o nim słyszeć. Przy okazji emigracji… macie znajomych na zmywaku w Anglii? „Naszej klasy” chyba nie trzeba nikomu przypominać… Choć sam tekst niekoniecznie o emigracji, a o tym, co w Polsce było wówczas.

Z Wolnej Polski znów wyemigrował. Może rozczarowany, może, jak mówił – potrzebował dystansu. Dwadzieścia lat od debiutu w kraju przeprowadził się do Australii. Polska jednak o nim pamiętała. Informacja o jego chorobie zjednoczyła przyjaciół i artystów. Niespełna miesiąc przed śmiercią otrzymał ostatnie chyba wyróżnienie – Złotego Fryderyka za całokształt twórczości. Rak zabrał go 10 lat temu.

{Diil}

 

Polecane

Share This