7 sportowców, którym zamarzyła się muzyczna kariera

Skoro ruszają igrzyska, to i u nas czas na sport.

2018.02.09

opublikował:


7 sportowców, którym zamarzyła się muzyczna kariera

foto: mat. pras.

Z okazji rozpoczynających się dziś Zimowych Igrzysk Olimpijskich w południowokoreańskim Pjongczangu, postanowiliśmy przyjrzeć się sportowcom, którym zamarzyła się sława gwiazd muzyki. Niestety, jak możecie się domyślić – bo ilu znacie piłkarzy, lekkoatletów czy… skoczków narciarskich, którzy odnieśli sukcesy na estradzie? – większości z nich nie wyszło. Ale po kolei…

Allen Iverson. Rymy do kosza

Znakomity koszykarz, jedna z największych gwiazd NBA lat 90. i początku XXI wieku, kochał nie tylko pojedynki pod koszem, ale również hip hop. Nagranie płyty z własnymi rymami było jego wielkim marzeniem. I niemal mu się to udało. Co poszło nie tak? Otóż kiedy popularny The Answer dostał w 2000 roku od ekipy Cru Thik zestaw całkiem przyzwoitych produkcji, postanowił w tekstach pójść na całość. Ubzdurał sobie, że jest gangsta raperem i poleciał na ostro z homofobicznymi i pełnymi przemocy tekstami. Oburzony takim przekazem David Stern, ówczesny komisarz NBA, postanowił zablokować wydanie albumu. W efekcie płyta Jewelz, bo taką ksywkę przyjął IA, nigdy się nie ukazała, a o jej zawartości świadczy dziś tylko singiel „40 Bars”. No chyba, że dobrze pokopiecie w sieci i znajdziecie – w którymś z serwisów streamingowych – jego legendarnego już nielegala pt. „Misunderstood”.

Oscar De La Hoya. Cios poniżej pasa

To mogło być mniej więcej tak – wychowany w latynoskiej kulturze muzycznej Oscar wydumał sobie, że mógłby być „po godzinach” popularnym wokalistą. Zwłaszcza, kiedy już nie będzie posyłał swoich rywali na ringowe deski. Najlepiej kimś w rodzaju Enrique Iglesiasa czy Ricky’ego Martina (koniecznie zobaczcie teledysk powyżej!). No i zgadnijcie, jak mu wyszło? A nie, wróć! Pewnie do momentu przeczytania tego artykułu w ogóle nie wiedzieliście, że wielokrotny mistrz świata w sześciu kategoriach wagowych, złoty medalista Igrzysk Olimpijskich w Barcelonie, coś tam kiedykolwiek już zaśpiewał! Dlatego słuchając jego krążka pt. „Oscar de la Hoya” (nominowanego do Grammy!) przygotujcie się na estetyczny cios poniżej pasa. To boli!

Kobe Bryant. Parodysta hip-hopu

Muzyczna kariera jednego z najlepszych koszykarzy wszech czasów to dowód na to, że nie każdy powinien łapać za mikrofon. No ale kto bogatemu zabroni? No właśnie – w momencie rozkwitu swojej wielkiej sławy, a dokładnie w 1999 roku, Kobe postanowił wejść do studia nagraniowego. Powstał tam singiel „K.O.B.E.” (z utworem „Thug Poet” na drugiej stronie). Ależ to jest straszna rzecz! A zresztą, posłuchajcie sami i oceńcie. Wisi na YouTube. Niestety, po kilku latach, Bryant dał się namówić na gościnny występ w kawałku Briana McKnighta „Hold Me”. Tego się nie da odzobaczyć!

Yannick Noah. Rasta tenisista

Francuski mistrz tenisa i wokalista o kameruńskich korzeniach. Karierę rozpoczął w 1977, a zakończył w 1996 roku. Wygrał Rolland Garros w singlu w 1983 roku. A rok później, w tym samym turnieju wielkoszlemowym, ale w deblu, triumfował w parze ze swoim rodakiem Henrim Leconte. Jeszcze w trakcie kariery, ten zakochany w muzyce reggae sportowiec, zaczął z powodzeniem nagrywać i koncertować. Na koncie ma aż tuzin albumów i wiele przebojów, a w swojej ojczyźnie jest wręcz uwielbiany. Przypomnijmy również, że Yannick to ojciec Joakima Noaha, koszykarza drużyny NBA New York Knicks, który wystąpił z ojcem w teledysku do (zamieszczonego przez nas) coveru Boba Mareya „Redemption Song”.

Shaquille O’Neal. Najgorszy raper świata

To było niemal pewne, że człowiek o tak wielkim talencie, ale też ego, nie poprzestanie na wsadach do kosza i czapowaniu rywali z parkietów NBA. Dlatego już w trakcie swojej kariery Shaq zaczął występować w filmach i nagrywać płyty. Tych drugich ma na koncie aż cztery, z czego debiut „Shaq Diesel” pokrył się – uwaga! – platyną. „O’Neal to najgorszy raper świata. Bo powiedzieć o nim, że jest MC, byłoby bluźnierstwem. Ale to nie jest zła płyta, bo muzyka, bity i produkcja same się bronią” – pisały media o tym krążku.

Roy Jones Jr. Nokaut techniczny

Oto były mistrz świata w kategorii średniej (IBF), super średniej (IBF), półciężkiej (WBC – trzykrotnie, WBA – dwukrotnie i IBF) i ciężkiej (WBA); srebrny medalista olimpijski z Seulu. Roy podobno zawsze był muzykalny. Karierę rapera rozpoczął w 2001 roku wydając album „Round One: The Album”. W 2004 powołał do życia grupę Body Head Bangerz, z którą nagrał płytę „Body Head Bangerz: Volume One”. Ale choć generalnie w jego rymach wiochy nie ma, to jednak brakuje mu zarówno wyraźnego stylu, jak i nienagannej techniki. Kaprys raczej do zapomnienia.

Clint Dempsey. Celny rap

Mało kto wie, że drugą pasją tego amerykańskiego piłkarza, napastnika reprezentacji USA, jest rap. Mogliśmy się o tym przekonać słuchając bardzo dobrego singla „Don’t Tread” – produkcji lokalnych teksańskich mistrzów konsolety, z wokalnym udziałem niejakiego Big Hawka. Clint wydał ją pod ksywką Deuce. Dobra rzecz, ale drugim Eminemem Depsey raczej nie zostanie. Natomiast warto docenić pozytywny, sportowy przekaz tej kompozycji. Nic dziwnego, że utwór ten wykorzystany został przez firmę Nike do promocji Mundialu w Stanach Zjednoczonych w 2006 roku.

Polecane

Share This