Podsumowanie 2015: najlepsi raperzy i producenci

Ostatnia część podsumowania polskiego hip-hopu w 2015 roku.

2016.01.08

opublikował:


Podsumowanie 2015: najlepsi raperzy i producenci

PRODUCENCI:

SoulPete



O tym, że jakieś brzmienie przypomina SoulPete’a, można było mówić już po „Soul Raw” z 2014 roku. Wydane w ostatnich dwunastu miesiącach krążki – z Bonsonem, Ostrym i Jeżozwierzem oraz autorskie „The Raw EP” – nie dość, że brzmią równie dobrze, to obfitują przecież w występy polskich MCs, lepszych od wielu przeciętniaków z amerykańskiego podziemia (zatrudnionych na „Soul Raw”). Ta muzyka trafiła wreszcie na podatny grunt.

Wrotas

Gdy pod koniec grudnia w internecie pojawiła się informacja, że do Alkopoligamii dołączył Wrotas, już pewnie mało kto łapał się za głowę na dźwięk tej ksywki. Do przełomowych produkcji z debiutu Kuby Knapa (2014) warszawski producent dorzucił w ostatnich miesiącach kolejne: doskonałą „Możliwość”, na której zarapował Mes, oraz podkłady dla Leha i (przede wszystkim) Zetenwupe. Niedawno chwaliłem „Wisełkę” tych ostatnich, ale przecież „Whiplash” też mógłby trafić na listę najlepszych numerów ubiegłego roku (nie tylko ze względu na bit Wrotka, ale to swoją drogą).

Matheo



Kolejny pracuś w tym zestawieniu. Mixtape i legalny album z Sobotą, do tego garść porozrzucanych remiksów i podkładów dla zaprzyjaźnionych raperów (m.in. Słoń, Quebonafide). Gdzie się nie pojawił, tam zachwycał brzmieniem, wyobraźnią i wszechstronnością. Z jednej strony fantastycznie wykorzystał możliwości żywej gitary, co zaowocowało spalonym słońcem amerykańskiego południa, bluesowym „Bandyckim rajem”. Z drugiej potrafił dotrzymać kroku rozbuchanemu, pełnemu skrajności Quebonafide i nadążyć za jego surrealistycznymi wizjami w „Vooodoo”. A że po drodze przyłożył rękę do niechlubnej obecności dinozaurów  polskiego rocka w nagraniach hip-hopowych? Jemu akurat jestem w stanie to wybaczyć.

Sir Mich



W przypadku Micha docenić trzeba w równym stopniu autorską produkcję na „Vanillahajs”, pojedyncze podkłady, które dostarczył m.in. Dioxowi, jak i pomoc przy nagrywaniu „Definitywnie” Te-Trisa. Tak, w równym stopniu, ponieważ za każdym razem udział tego producenta był kluczowy dla projektu, w którym maczał palce. Gdyby nie jego muzyka, prawdopodobnie nie myślałbym o „Vanillahajs” jako o najlepszym albumie Tedego od czasu drugiego „Notesu”. Biorąc udział w pracach nad „Nowym Testamentem”, przyczynił się do tego, że Dioksowi możemy z czystym sumieniem dać jeszcze jedną szansę. Złoty dotyk Micha widać jednak najwyraźniej w przypadku „Definitywnie”: tu rola jest drugoplanowa, ale decydująca, jeśli chodzi o ostateczne brzmienie tego materiału, z powodzeniem łączącego nowoczesność i tradycję.

Szatt

Ostatnim z producentów w tym rankingu mógłby być Lanek, autor świetnych bitów m.in. dla donGURALesko i KęKę. Stawiam jednak na Szatta. Może trochę z przekory, bo z usług Lanka korzysta się w ostatnim czasie nader często, natomiast o autorze tegorocznego albumu „Bloom” mówi się jakby mniej. W zasadzie się nie dziwię, bo to muzyka daleka od przebojowości, taka, która potrzebuje czasu, najlepiej całego albumu, by w pełni zachwycić. Chciałbym jednak, by o tym cholernie klimatycznym producencie – jednym z najlepszych w Polsce w kategorii nu-beats – usłyszała większa liczba słuchaczy. I sprawdziła zarówno instrumentalny „Bloom”, jak i naprawdę udane „Igły” w ramach Zaburzeń, grupy zawiązanej razem z Kubą Witkiem (Tusz na Rękach).

RAPERZY:

 

Te-Tris (na zdjęciu)

W wywiadzie udzielonym Bartkowi Strowskiemu Te-Tris tłumaczył, że prace nad „Definitywnie” rozpoczynał, będąc w poważnym kryzysie, kończył zaś w skrajnie odmiennym nastroju. To wszystko słychać. Jego album jest właściwie albumem wielu Te-Trisów. Niektórzy skłonni są czynić z tego powodu zarzut raperowi z Siemiatycz, moim zdaniem to dowód jego kompletności. „Definitywnie” łączy wszystko to, co najlepsze w dotychczasowej karierze tego MC: warsztatową precyzję, tekstową inteligencję (także tę emocjonalną), wreszcie zdolność do pisania melodyjnych, chwytliwych piosenek.

Sarius

W 2015 roku Sarius pracował jak mógł, by znaleźć się w gronie najlepszych raperów w kraju. Może za wcześnie, by mówić, że sztuka ta mu się udała, choć bez wątpienia częstochowski MC w ostatnich miesiącach błyszczał: w gościnnych występach, w zbiorowych numerach, wreszcie na dwóch darmowych krążkach „Gdzieś to już słyszałem” i „Złe towarzystwo”. Gdy słucha się tego chłopaka, można odnieść wrażenie, że nic nie jest mu straszne, żaden bit czy temat. Ta wszechstronność idzie w parze z dopracowywanym z miesiąca na miesiąc warsztatem oraz imponującym etosem: ubiegłoroczna aktywność sprawiała wrażenie, jakby Sarius przekreślał swoje poprzednie dwa albumy i dopiero teraz szykował nas na longplay z prawdziwego zdarzenia. Czekamy.

donGURALesko



Na „Magnum Ignotum preludium” donGURALesko przemawia z pozycji rozczarowanego rzeczywistością mędrca. Podwójnie ryzykowna rola, bo łatwo w niej popaść zarówno w zrzędzenie, jak i płaską moralistykę. Całe szczęście poznański raper za punkt wyjścia obiera własne doświadczenia i nie próbuje czynić z nich jedynej obowiązującej perspektywy. Jego rozgoryczenie, podbudowane dużą erudycją, jest więc bardzo dyskretne. I rozegrane na kilka różnych sposobów: od apokaliptycznej antyutopii po mroźne opowieści galicyjskie.

O.S.T.R.



Ostry trafia do tego rankingu nie za rewolucję, lecz ewolucję. Na dotychczasowych krążkach łódzkiego MC wiele było pustosłowia, niepotrzebnych wersów i nagrań. „Podróż zwana życiem”, z wielu powodów podsumowująca dotychczasową karierę Ostrowskiego, jest równie długim albumem, ale tym razem trudno z niego cokolwiek wyrzucić. Niby piosenki idą dobrze znanymi ścieżkami, niby wszystko wydaje się tu znajome, ale takiej troski o brzmienie i teksty w ostatnich latach u Ostrego nie było.

Quebonafide

Quebo rozpoczął 2015 rok świetnym występem na „Ludziach sztosach” Dwóch Sławów, zakończył zaś jeszcze lepszym numerem z Zamilską. Świetne otwarcie i zamknięcie tych naprawdę udanych, przełomowych dwunastu miesięcy. Co z tego, że pierwszy oficjalny album sprawiał wrażenie, jakby był bardziej zbiorem singli niż pełnoprawną całością – te nagrania jako pojedyncze numery broniły się bardziej niż niejeden konceptualny krążek. Może dlatego, że głowa tego chłopaka z Ciechanowa aż kipi od pomysłów? Trudno nawet powiedzieć, co służy mu bardziej: wariackie podkłady czy zimne, rapowe jointy. Oby ten kapitał, którym już na początku kariery dysponuje, nie poszedł na marne.

Polecane

Share This