Rapwatch #19 (26.05 – 1.06)

Gimnastyka buzi i języka.

2014.06.03

opublikował:


Rapwatch #19  (26.05 – 1.06)

No to mieliśmy dzień dziecka. Wiadomo, że w polskim hip-hopie trwa cały rok, ale tym razem obchody były szczególne. Rozbrzmiewały bowiem echa konfliktu Patokalipsy z Miuoshem. Pamiętacie, czy już zapomnieliście? Chłopcy od Eripe wpadli na koncert Miuosha chcąc rzekomo wyjaśnić zaszłości. Krwawy demon wojny, tytan zła, testosteron na dwóch nogach znany jako Miuosh, pobił jednego znienacka. Oni byli wyraźnie zachwyceni możliwością rozgłoszenia jak niehonorowo się zachował. I nadal są. „Dziękujemy wszystkim raperom, słuchaczom i obserwatorom za tak ogromne poparcie” – napisała  ekipa Pato, nie precyzując oczywiście o jakich raperów chodzi (być może w tej grze Oxon liczy się za stu raperów).  „Żeby była jasność, nie robimy z siebie żadnych ofiar, kosę z panem z Katowic mamy już od jakiegoś czasu i konfrontacji uniknąć się nie dało, ale umówmy się – albo gadamy, albo się napierdalamy. Nie udało się ani jedno – bo rozmawiać nie umiał, ani drugie – bo zajebał z partyzanta jak ostatni lamus, chował się za ochroną, po czym spierdolił jak sarenka (…) Pora na rewolucję, mordy, bo tak dłużej być nie może, że takie debile zarabiają hajs na polskim rapie” – dodaje zespół. No i wiadomo, że nie o spierdolenie jak sarenka tu chodzi, tylko o nowe świnie przy korycie. Rewolucja? Jaka rewolucja, swoim fanom ołówki ostrzyć, a nie przewroty planować.

Miuosh pękł przedstawiając  w końcu własną wersją wydarzeń: „Gram sobie koncert. Ci idioci, czym nigdzie sie nie pochwalili, pokazują mi z boku faki przez cały koncert, krzyczą „jebać Miuosha” etc. Generalnie zachowanie na poziomie. Po czym kończę koncert i oni chcą rozmawiać (?!?). Po chwili każę im spierdalać, czego ewidentnie nie rozumieją. Dostają w japę – tak mnie uczyli starsi koledzy na osiedlu, kiedy jeszcze nikt nie miał internetu” – zreferował. Cóż, gdyby starsi koledzy na osiedlu częściej uczyli Muiosha rapu, to by młodzi raperzy nie mieli się do niego o co przyczepić, bo teraz już każdy ma internet. Ale wracamy do katowickiego emce: „Wy 60-kilogramowe dzieci internetu – tak to się załatwia? Bierzcie stąd swoich 13-letnich słuchaczy piszących mi o maczetach w plecach… Gratuluję Wam tego fanbase`u serdecznie – ponoć to ja jestem gimbograjkiem” – dorzucił. I już wiemy, skąd ten ból, po prostu nie dostosowano kategorii wagowej. Internet jest nową czernią – wyszczupla. Miuosh wrzucił jeszcze dobry cytat: „If I shoot you, I`m brainless, but if you shoot me, then you`re famous”. W strzelaniu do niego jest coś z gry w rzutki, pociąga wiele osób, bo właściwie każdy może trafić.

{sklep-cgm}

„Patrz jaki jestem groźny i jak każdy mój pancz sprawia, że się, kurwa, pocisz! AAARRRGGH!” – kto to napisał? Wbrew pozorom nie Miuosh. To tylko Kuba Knap nawiązał do rapera Zioło i przypomniał  o swoim, znakomitym swoją drogą, singlu „Mhm”.

„Powiem wam, że dyskusja o tym czy lepszy jest Miłosz czy Patokalipsa jest jak wybieranie narzędzia z warsztatu od którego chcesz zginać” – podsumowała  RapBeka. I byłoby to może całkiem akuratne, gdyby dodający ów komentarz nie zginął od warsztatu. Język polski taki trudny.

Raper Zaginiony osiągnął tu wszystko. „(…) w dziedzinie muzyki czuję się spełniony, osiągnąłem cel, który założyłem sobie ponad dekadę temu. Wydałem trzy zajebiste albumy, zagrałem mnóstwo koncertów i poznałem świetnych ludzi. Nie widzę w tym momencie przed sobą żadnego wyzwania, nie wiem co mógłbym jeszcze w tym temacie zrobić” – poinformował  na swoim profilu. Hmm, a cele takie jak szczyt OLiS? Złota Płyta? Nagrywka z idolem ze Stanów? Wspólny album z Miuoshem?  Rozumiem, że to wszystko przyziemne, zbyt przyziemne. „W przyszłości zamierzam spełniać się w innych dziedzinach sztuki. Po pierwsze chciałbym napisać powieść fantasy, której zarys i bohaterów wymyśliłem i narysowałem już kilka lat temu” – poinformował Zagi. Ja mogę stworzyć fabularną kanwę takiej odrealnionej opowieści: za siedmioma rzekami, za siedmioma rzekami Zaginony spotyka kogoś, kto uważa, że raper ten nagrał trzy zajebiste albumy, a zarazem nie jest członkiem jego rodziny.

Gdy jedni są spełnieni, innych boli. „Powiecie, że mam ból dupy, że się żalę…” – pisze  raper Kręcioł. Ba, to nie jest jakiś tam zwykły ból dupy, to jest status kolos, hemoroida-asteroida na cztery tysięce znaków, najchętniej podziwiane dokonanie w karierze Kręcioła, udostępniane w sieci przez innych chyba tylko z powodu zachorowań na irracjonalną empatię. Wywód oskarżający labele o to, że nie słuchają wszystkiego co do nich przychodzi i nie wydają tego, czego nie mają szansy sprzedać kończy się mocnym akcentem: „Mam wrażenie, że wytwórnie idą teraz na łatwiznę. Nikt nie szuka talentów. Czekają na MC, który jest gotowym produktem, z własnym fanbasem”. Cóż, może kiedyś będzie lepiej, może wydawnictwa ulepią sobie niegotowych raperów tak jak chcą, a potem wyhodują im słuchaczy. Ale póki co warto protestować – kiedy wszystkich 142 fanów (tak właśnie) lajkujących profil rapera Kręcioła podskoczy jednocześnie, być może jądro ziemi wessie jednego niegodziwego wydawcę.

„Gość z niepodrabialną stylówką, który nagrał jedną z lepszych płyt w tym roku, swoim flow, które może zmieniać jak chcę, z ciekawymi, inteligentnymi tekstami, pełnymi gierek słownych, dwuznaczności do tego z wieloletnim stażem. I mimo średniego/słabego przyjęcia nie robi z siebie cierpiętnika, nie płacze, że kończy z rapem i inne te dramatyczne opcje raperów….Robi swoje bez wyskakiwania z każdej lodówki,bez kręcenia afer na kolegów z branży, zna swoją wartość, nadal jest skromnym gościem, który kocha rap i po cichu(mniej lub bardziej ale jak KAŻDY)- liczy, że kiedyś uśmiechnie się do niego los…” – napisał  Kamel z Dąbrowy Górniczej. Z tym uśmiechem to Coelho, jedyny bonus jak raper może dostać od losu ma po sobie literki BGC. Ale z tym Ablem to prawda.

{reklama-hh}

Od złego losu ważniejszy jest dobry przypadek. Wie o tym Northim Kismajes,  planujący zostać z Mesem aż do późnej starości. „Nie mogę się doczekać gdy rzeczywiście będzie miał on 70 lat, bo jeżeli w tym wieku nadal będzie rapował (ta, jasne), jestem pewien, że jego opowieści o krzątaniu się po mieszkaniu o 5 rano, starczej demencji i postępującej łysinie, porwą mnie bardziej niż kolejne przechwałki spod znaku raperów, korzystających z przypadku, który pozwoliłem sobie nazwać jako <pierdolnik>. Odpowiada na pytania <kogo? w co?>”

O BGC nie piszemy. Obiecałem. Dlatego nic o nim, tylko reakcja na słynny już, wymierzony w Tedego wers – „Chuj mnie obchodzą twoi wielbłądzi”. Reakcje ludu podpatrzył  Krzysztof Nowak: „Przeczytane na Ślizgu: jeden z użytkowników pyta, o co chodzi ze słowem „wielbłądzi” w „dissie” Bonusa BGC. Inny forumowicz śpieszy z wyjaśnieniami – <Fani Tedego są dla niego garbem, jednak on ich nie docenia. Dźwigają także za niego brzemię porażek odniesionych w ostatnich latach. Jak wiadomo, wielbłądy przechowują tłuszcz w swoich garbach, więc to też odniesienie do otyłości Jacy. Jest tu także zabawa słowem: Wielbłądzi można rozdzielić na dwa słowa – wielki i błądzi. Bonus tu się odnosi do rozmiarów Tedego i faktu, iż pomimo tych rozmiarów Tede dalej błądzi>. W życiu (W ŻYCIU!) bym nie pomyślał, ze nasz rap, nawet ten ze swoistych polskich faweli, stał się tak skomplikowany. W pięknych czasach żyjemy, panowie i panie”.

Gdy część fanów interesowało się wielbłądami Tedego, innych frapowała koza Eldo. Dyskusja pod postem,  w którym raper polecał wykład o swojej poprzedniej płycie zapowiadała się bezpiecznie. Wtem ktoś nie wytrzymał: „koza dla Eldoki! Nie kupujcie płyt, kupcie mu kozę!!! Jebany muslim ahahaahahah” – błysnął wątpliwym inteleketem jeden z czytelników. Tak swoją drogą lojalnie uprzedzam Muzułmanów – nowy album „Chi” może nie być halal, bo jego producent Fawola nagrywał wcześniej ze Świnią.

Chrum, chrum! „Stylówka zacnego <Wieprza> jest jak sztuka Andy`ego Warhola, każdy ją zna ale nie każdy kuma” – pisze w recenzji  krążka „#kurt_rolson” Upadły Anioł. I konstatuje (co robi?), że Tede nie jest już Kieślowskim. „Sięgając po wydawnictwo lidera Wielkie Joł zamiast Kieślowskiego mamy zajaranego rapem Quentina Tarantino” – pisze. Cóż, jakoś to chyba będziemy musieli przeżyć. Gorzej, że „Tede odświeża powietrze którym obecna scena oddycha, jednocześnie zawieszając kosę w powietrzu” a „trap dla niektórych asłuchalny, w wydaniu Polskim to pruderyjny likier na skamieniałym czarnym krążku winylowym”. W końcu z kosą po pruderyjnym likierze naprawdę nie ma żartów. Na szczęście zakończenie jest szcześliwe: „World Trade Center polskiego rapu jest Kurt Rolson eliminator starego czasu”. Szczerze mówiac, też tak uważam. Grunt, że „Jest dobrze rap i jest naprawdę dobrze!”

„Eldo, słucham teraz kawałków z Twojego nowego krążka. Po raz kolejny trafiłeś w moje serce, ciało i.. duszę” – zachwyca się fanka (swoją drogą warto pomyśleć o tych zaokrąglonych na rogach opakowaniach, wówczas płyta nie trafia w ciało). Jednak nie wszyscy mają do albumu „Chi” cierpliwość: „Wrzuciłem sobie randomowy kawałek, a tu Lech leci pierwszy wers <Coś uschło, reanimować nie ma jak to truchło> i na tym moja przygoda z albumem dobiegła końca” – odnotował  użytkownik lukaszlachecki.

„Rap uratował dupsko Radkowi Pazurze” mógłby napisać GlamRap, ale prawdopodobnie wystraszył się artykułu  Jana Błaszczaka, bo to w „Polityce”, dużo liter, te sprawy. U Św. Jana nie ma tym razem ani Gogola, ani Reymonta, ani choćby Schopenhauera (swoją drogą nie mogę się doczekać aż Jan opisze „Halinę Poświatowską” Eldo), za to wypowiada się  (wychowany na Beatlesach) Pan Tik Tak. „Czasami pozwalałem sobie na dyskotekowe nawiązania i można powiedzieć, że robiłem też rap, którym była <Gimnastyka Buzi i Języka>, czyli łamańce językowe w wykonaniu Wiktora Zborowskiego, Radka Pazury i innych. Aktorzy często nie mieli dość czasu, by co tydzień uczyć się nowych melodii, a ponadto nie wszyscy mieli wystarczający słuch, więc te beaty i rap ratowały im dupsko”.

Tymczasem Sachiel (zwycięzcy Must Be The Music) pomaga rehabilitować Donia i Meza. Szymek Muzykant pisze:  „To, że nasze branżowe portale za miesiąc przestaną pamiętać, czym w ogóle jest Sachiel, nie zniechęci mainstreamowych mediów do promowania tego najniższej jakości towaru z naklejką <hip-hop>. Potwierdzeniem powyższych słów jest dzisiejsza wizyta Najlepszego Przekazu W Mieście, czyli innej grupy stworzonej przez TV, w TVN-ie. Tym samym wizerunek rapu w telewizji, który przez ostatnie 3 lata uległ znaczącej poprawie, ponownie zostanie zakrzywiony. Znowu będą się z nas śmiać. Jak się okazuje, nie przez kolejną fazę <hip-hopolo> sprzed dekady, a dziwne gwiazdeczki wypromowane przez talent shows. Żeby było zabawniej, nadmienić trzeba, że w przeciwieństwie do Any, Czara i Nera, Mezo czy Doniu rapowali naprawdę przyzwoicie i o lata świetlne wyprzedzali te wszystkie twory wypromowane przez X-Factory, MBTM i inne <muzyczne> programy”.

Z Instagramu TDF`a : „Air Max ྞ. Na początku swojej „kariery” kupiłem takie za jakąś obłędną jak na tamte czasy sumę, a jak mi popękały systemy to jeden kolega raper co był wtedy kolegą donaszał je po mnie”. Nie chodzi o ten cokolwiek żenujący wjazd na kogoś, kogo nie stać było na odpowiednio modne buty. Nie chodzi o ciuchy, bo po tym jak Krzysztof Kozak przyznał, że też chodził w ubraniach  Tedego robi się z tego jakaś odkryta opcja fetyszystyczna robi. Otóż Jackowi Granieckiemu należy się wielkie hardkorowe elo jak stąd do Hemp Gru, bo wygrał walkę z systemem.

Pracownia Pytań Granicznych zaprasza na wykład  dr Anny Zawadzkiej „Po co polskim raperom kobiety? Figury kobiece jako budulec męskiej wspólnoty”. Phi, wykład. W czasach RRX nakręcono by na ten temat wzruszający film. Pomyślcie o tych wszystkich niewiastach ubranych wyłącznie w buty Tedego.

Polecane

Share This