Boysband który wkurwiał i inspirował

Mija 35 lat od debiutu Sex Pistols


2012.10.29

opublikował:

Boysband który wkurwiał i inspirował

Kiedy Malcolm McLaren wraz ze swoją dziewczyną Vivienne Westwood podbijał serca londyńskich freaków, wyrzutków i buntowników szokującą jak na owe czasy ofertą butiku z ciuchami (nazwali go „Sex”) Wielka Brytania krztusiła się gazem łzawiącym niepokojów społecznych. Kryzys, bezrobocie, galopująca inflacja w świecie beztroskich hipisów przerażały swoją dosłownością i brutalnością. Chwilę później, podczas pobytu w Stanach McLaren spotkał na swej drodze New York Dolls – glamowych świrów – tak zrodził się pomysł powołania do życia jakiegoś maksymalnie wykręconego bandu w Londynie. Ultradosłowne potraktowanie maksymy o wyższości treści nad formą miało w przyszłości oswobodzić sfilcowany rynek muzyczny uruchamiając lawinę punka, punkrocka i stać się jednym z motorów rockowego bombowca…

Wśród klientów butiku „Sex” byli Steve Jones i Paul Cook. Ktoś ich ładnie opisał jako „maturzystów utrzymujących się z kradzieży”. Obaj rwali się do grania i byli fanami The Who. W butiku pracował Glen Matlock, który zamęczał szefa prezentacjami swoich „kompozycji”. Bernie Rhodes, późniejszy menadżer The Clash, przyprowadził Johna Lydona. Na „przesłuchaniu” Lydon „zaśpiewał” „Eighteen” Alice`a Coopera, a że wyglądał na kompletnie odjechanego gościa – z zielonymi włosami, w podartych ciuchach i koszulce na której deklarował nienawiść do Pink Floyd… to idealnie pasował do koncepcji „zespołu” McLarena. Kompletny brak umiejętności wokalnych był bez znaczenia. Rotten (ksywka zdobyta dzięki zaawansowanej próchnicy) był wiarygodny. Tak narodziła się legenda Sex Pistols.

Z końcem 1975 roku formacja zaczęła koncertowanie. Pierwszy występ, w St. Martin College Of Art, przerwany został wyłączeniem prądu;) Rotten szalał po scenie rycząc teksty wymierzone w brytyjskie społeczeństwo, a koledzy z zespołu okraszali to wszystko „wściekłą i dziką” muzyką. Później było jeszcze weselej. Kolejne koncerty przynosiły niszczenie instrumentów, wyposażenia klubów czy skandale obyczajowe. Zespół miał coraz większe problemy z organizacją koncertów ale równocześnie stawał się coraz bardziej sławny, skupiając wokół siebie licznych fanów. Ci ostatni przejmowali od zespołu sposób ubioru i zachowania. Wszyscy razem zaczęli skupiać na sobie uwagę mediów, dla których zostali „punkami” (czyli śmieciami). Wszystko zmierzało w najlepszym kierunku.

Zespołem zainteresowały się wytwórnie płytowe. Pierwsze było EMI. Dzięki temu w listopadzie 1976 roku ukazał się singiel „Anarchy In The UK” – prawdopodobnie najważniejszy punkowy „hymn” wszech czasów.

Wtedy zgubną dla siebie czujnością wykazała się telewizja Thames, która chcąc pokazać fenomen Sex Pistols zaprosiła ich i ich fanów do nadawanego na żywo programu prowadzonego przez Billa Grundy`ego. Grundy (będąc lekko wypity) prowokacjami w kilka minut doprowadził do katastrofy swojej kariery jednocześnie dolewając oliwy do ognia sławy Sex Pistols. Podczas programu został wulgarnie zwyzywany przez Rottena i spółkę (mamy rok 1976!).

Opinia publiczna eksplodowała z wściekłości, EMI natychmiast zerwało kontrakt (płacąc sowite odszkodowanie) a organizatorzy kolejnych koncertów w ramach trwającej właśnie trasy „Anarchy Tour” odwoływali je jeden szybciej od drugiego. 25 000 egz. gotowego do sprzedaży singla „God Save The Queen” przeznaczono do zniszczenia.

Po chwili, na początku 1977 roku McLaren doprowadził do podpisania kolejnego kontraktu. Tym razem z A&M. Kontrakt podpisano publicznie przed pałacem Buckingham (to była ściema, bo dokument negocjowano i parafowano wcześniej). Z grupy wyleciał Matlock, któremu nie podobały się pomysły menadżera. Nowym basistą został Sid Vicious, szeroko znany londyński załogant i zadymiarz i jak pokazała historia najbardziej tragiczna postać Sex Pistols. Tu znów powodem powodzenia „w castingu” był image Viviousa, bo grać nie umiał. Był za to świetny w generowaniu kłopotów. Łańcuchem rowerowym boleśnie pobił dziennikarza NME, który pisał krytycznie o Sex Pistols. Rottem dla odmiany zlał dziennikarza telewizyjnego. Szefostwo A&M skapitulowało (jedna z głupszych decyzji w historii szołbiznesu) i rozwiązało kontrakt ze „śmieciami”. Odszkodowanie zostało wypłacone, ból głowy z głowy;)

Na horyzoncie objawił się (do dziś podziwiany) geniusz Richarda Bransona z Virgin. To ten, co w tym tygodniu był w Polsce, promował kolejną firmę, spotykał się ze studentami a media dostały masowego orgazmu. Zaproponował by grupa McLarena wydała u niego kilka singli i płytę. Doskonale też czuł strategię skandalu. To ponoć jego pomysłem było, by podczas oficjalnych obchodów srebrnego jubileuszu panowania królowej Elżbiety II wynająć statek „Queen Elizabeth” i z Tamizy, na wysokości pałacu Buckingham zagrać na cały regulator „God Save The Queen”. Policja natychmiast odholował statek i aresztowała wszystkich jego pasażerów – uczestników „przyjęcia” z okazji premiery singla. Tylko w tamten weekend sprzedano ponad 150 000 egzemplarzy.

Oficjalny debiut Sex Pistols – „Never Mind The Bollocks Here`s The Sex Pistols” wylądował od razu na szczycie brytyjskiej listy bestsellerów i trwał tam dumnie ponad pół roku, choć ze względu na okładkę, treść płyty i zachowanie muzyków dystrybucja materiału odbywała się poza największymi graczami na tamtejszym rynku. Większość rozgłośni radiowych, na czele z BBC, wciąż jeszcze odmawiała grania Sex Pistols…

Tak rozpoczęła się lawina punka, nowej fali czy dzisiejszej alternatywy. Tak też zaczęła się kończyć historia jednego z najważniejszych punkowych zespołów. Tak rodził się „największy szwindel rock`n`rolla”. Dziś mija 35 lat od wydania „Never Mind The Bollocks…”. Płyty, którą współprodukował Chris Thomas, znany wcześniej ze współpracy z… Pink Floyd.

Polecane

Share This