Jarociński eklektyzm

Po festiwalu w Jarocinie


2013.07.25

opublikował:

Jarociński eklektyzm

Prawdopodobnie zupełnie przypadkiem termin eklektyzm stał się wizytówką współczesnego festiwalu w Jarocinie. Oczywiście ktoś musiał temu pomóc, mniej lub bardziej ryzykując przy komponowaniu line-up`u w poprzednich latach. Ale stało się. I bardzo dobrze. Eklektyzmowi sprzyja też nigdy niekończący się spór zwolenników „starego Jarocina” z tymi, co świetnie bawią się na dzisiejszych jego edycjach. Świetnie w ideę różnorodności wpisują się działania JOK`u, mimo, iż można odnieść wrażenie, że chwilami odbywają się pod irracjonalnym hasłem „odzyskajmy Jarocin dla Jarocina”. To, co przygotowało miasto dla gości festiwalu fajnie i dobrze uzupełnia wydarzenia z oficjalnego programu imprezy. Może warto pomyśleć, by lokalizować je możliwie jak najbliżej ul. Maratońskiej, może warto zostawić coś na poniedziałek (nie wszyscy uciekają z Jarocina od razu, dzień po, z samego rana…). A skoro już przy ulicy Maratońskiej jesteśmy… to to, co dzieje się na całej jej długości podczas festiwalu, to też kolejny kamyk do ogródka „eklektyzm”. Na terenie festiwalu, na pięknej murawie, na kocykach, karimatach, przed sceną bawią się często całe rodziny z dziećmi, wylegują się fani, kiwając nóżką i zbierając siły przy dźwiękach pierwszych koncertów… równolegle rusza Maratońska Street Festival, równie kolorowy, tyle że może nieco mniej zorganizowany ;). No i muzykę ze sceny też tam słychać.

Eklektyzm panuje przede wszystkim na scenie. Soulfly obok Meli Koteluk, Bednarek obok Suicidal Tendencies, Misfits obok Dżemu, itd, itp. Da się? Ależ oczywiście, że się da. Zwłaszcza jak pamiętać się będzie, że Jarocin nigdy festiwalem punkowym nie był… I taki stylistyczny rozrzut wykonawców stał się dla mnie nową wizytówką festiwalu. Happysad obok Marky Ramone`s Blitzkrieg – każdy znajdzie dla siebie dogodny moment na wizytę w strefie gastro. A jeśli do tego eklektyzmu dodamy „przyprawę” iście jarocińską, w postaci koncertów specjalnych, zagranych przez Hey czy Izrael (jak w latach ubiegłych Kult czy Moskwa), to mamy nowy manifest programowy Jarocina. Dodajmy, dość atrakcyjny manifest. Silna reprezentacja krajowej muzyki może zaprezentować się na tale zachodnich gwiazd (lub odwrotnie, jak kto woli), a między ich popisami, każdy kto chce, „w drodze na jedzonko” może rzucić uchem na małą scenę, gdzie w ciągu dnia prezentowały się najlepsze młode, konkursowe kapele. I do tego te koncerty specjalne.

Co zapamiętamy z tegorocznej edycji? Każdy coś innego. Dla moich przyjaciół będą to oświadczyny na scenie, dla organizatorów może to być rekordowo krótki czas na przygotowanie imprezy (pewnie można się przyzwyczaić), dla ochrony będzie to z pewnością koncert Suicidal Tendencies, dla mnie też, ale z powodów muzycznych… podobnie jak zagrana w całości płyta „Fire” przez Hey, Soulfly w pełnym słońcu czy w finale odważny koncert Izraela. Dla formacji Lola Lych będzie to zwycięstwo w konkursie Hortex Rytmy Młodych. Jeszcze inni zapamiętają galerię z koncertu Marky Ramone`s Blitzkrieg w jednej z lokalnych gazet, galerię, w której nie ma ani jednego zdjęcia na którym byłoby widać lidera formacji 😉

Co przed nami? Klasyka – spory w mieście o to, czyj jest ten festiwal, kto go zabija i kto go powinien organizować? Decyzje (jakiekolwiek by nie były) zapadające za późno. A później odliczanie dni do festiwalu, pociągi z pierwszymi uczestnikami, zapchane knajpy, taksówkarze z nowymi specjalnymi cennikami i kolejny – daj Boże – eklektyczny Jarocin Festiwal.

Tagi


Polecane

Share This