Kabe o kawałku z Mariną: Jeżeli mi się coś nie podoba to tego nie wypuszczam. Tu nie miałem wątpliwości.

Kabe gościem najnowszego odcinka Flintesencji.


2020.02.03

opublikował:

Kabe o kawałku z Mariną: Jeżeli mi się coś nie podoba to tego nie wypuszczam. Tu nie miałem wątpliwości.

Foto: P. Tarasewicz / CGM.PL

Marcin Flint: Cześć wszystkim, to Flintesencja. Moim gościem jest Kabe.

Kabe: Witam serdecznie.

M.F: Jeżeli jeszcze nie znacie, to warto nadrobić zaległości, ale w kilku słowach postaram się przestawić mojego gościa. Jest to facet, który szedł przebojem przez 2019. Wszędzie go było pełno i oczekiwania na nadchodzącą… w momencie kiedy będziecie to oglądać będzie. Oczekiwania wobec epki „Albinos” są spore. Oprócz tego mixtape, mnóstwo featuringów i znak firmowy, czyli połączenie języków. Trochę po polsku, trochę po francusku ale w twoim wypadku to nie jest taki patent, żeby było fajnie. To nie jest taki patent „just because”. To wiąże się z tym, jak wyglądało i ułożyło się twoje życie.

K: Dokładnie.

M.F: Ile lat w tej Francji?

K: Koło pięciu będzie. Chyba 2012, 2013 rok wyjechaliśmy. Ja z braćmi i z moją mamą. Tam się zaczęła praktycznie moja przygoda z jakimś nagrywaniem muzyki, jakimkolwiek, bo wcześniej jedyną styczność jaką miałem z muzyką, to było słuchanie, tylko i wyłącznie. Jakoś bardziej się to tam rozwinęło. Nie wiem nawet dlaczego. Nie wiem dlaczego tam, a nie nastąpiło to tu, wcześniej. Nie mam pojęcia.

M.F: I to w znacznie trudniejszych warunkach musiało tam nastąpić. Przecież wśród ludzi, którzy siłą rzeczy nie byli tymi, z którymi się wcześniej wychowywałeś.

K: Pamiętam to do dzisiaj, że miałem bardzo duży problem, ponieważ ja wyjechałem w wieku dwunastu, trzynastu lat do innego kraju. Jak ktoś cię wycina z danego otoczenia i wkleja cię do innego otoczenia, to jest to bardzo trudne. Jeszcze w takim wieku właśnie trzynastu lat, to jest mega trudne do ogarnięcia.

M.F: Dojrzewanie. Wiek buntu.

K: Dokładnie. I jakoś to tam zaczęło się już kręcić powoli.

M.F: Czy czułeś, że to wklejenie jest problemem?

K: Na początku może nie problemem ale było to coś trudnego. Idziesz sobie miastem i nie czujesz do końca, że… nie czujesz, że to jest twoje życie. Trudno jest naprawdę przestawić się jeżeli miałeś znajomych, kiedyś. To wiesz, kontakt ze znajomymi jest ograniczony do minimum jak jesteś za granicą. Bo nie masz czasu, żeby się do nich odezwać. Do tego też, że ten system szkolnictwa jest inny i wszystko jest inaczej.

M.F: Myślę, ze z drugiej strony to poczucie, że rap jest wszędzie, jest czymś naprawdę ważnym dla młodych ludzi, że jest stylem życia może nawet bardziej, niż muzyką, czy subkulturą.

K: To przede wszystkim zrozumiałem i to próbuję przekazać w swoich kawałkach, że to nie jest tylko muzyka. Ja żyję codziennie muzyką, tym rapem. To co jest w moich tekstach, to jest tylko perspektywa jakby jak ja widzę ten cały świat.

M.F: W związku z tym zdarza ci się trochę narzekać na to, że ten polski trap odbiega od tego co powinno być trapem nazwane.

K: Dlatego to mnie najbardziej denerwuje. Najbardziej denerwuje mnie w polskiej muzyce, hip hop i rap, taki… nie wiem na siłę takie utożsamienie się z czymś innym. Że to nie jest koniecznie prawda, to co ktoś tam sobie wymyśli i jaką sobie otoczkę stworzy. Dla mnie w muzyce nie liczy się kreowanie postaci. Ja na nikogo się nie kreuje. Nie mam zamiaru się kreować. I też nie lubię jak ktoś się na kogoś kreuje. Denerwuje mnie strasznie takie zachowanie. Całe życie jesteś z kolegami, którzy… ty patrzysz na nich i wiesz jacy oni są nie? I przychodzi ci koleś, który mówi to, to, czy to i ludzie  to kochają. Okazuje się, że on w ogóle jest innym człowiekiem, niż po prostu może ci się wydawać.

M.F: No, często się to rzeczywiście zdarza. Masz poczucie, że ta francuska scena to jest właśnie real talk? Z drugiej strony mam na przykład przed oczami Niemcy, gdzie bardzo często wytwórnie mówią artystom jak mają się zachowywać, reżyserują ich kariery.

K: Za granicą jest to może bardziej spotykane niż w Polsce, takie reżyserowanie ale… Na pewno jest to bardziej autentyczne, niż w Polsce. Moim zdaniem. Odniosę się do tego, że jest ta monotematyczności. Za granicą ta monotematyczności – nie wiem czy zauważyłeś – jest bardzo duża. Ale po prostu jak oni mogą nawijać o czymś innym, jak tylko tym żyją, nie? Oni tym żyją, nic innego nie robią. O jakimś sprzedawaniu narkotyków, kurwa ruchaniu kogoś tam, już nie będę tu przytaczał tematów, ale to jest powielane, dlatego że tak jest po prostu. Dlatego ten temat pojawia się tak wiele razy. Są na pewno jakieś oderwane zachowania od normy. W Stanach też jest dużo rzeczy wyreżyserowanych itd. Ale myślę, że na francuskiej scenie nie ma tej reżyserii za dużo. Oni po prostu nie muszą się kreować na jakich tam ludzi, bo cały świat podziwia ich za to jaką oni sobie zbudowali tę scenę.

M.F: I to jest też tak, że te tematy mogą się bardziej powtarzać przez to, że stylu jest więcej, flow jest więcej, muzyki jest w tym wszystkim więcej.

K: Tak, teraz jest tak, że jest ta sama treść tylko ubrana w rożne formy. Beaty są teraz modne, takie przesterowane, z jakąś prostą melodią. I też zauważyłem ostatnio bardzo popularny jest układ wersów nawet. Układ wersów, rymów jest bardzo podobny w bardzo dużej ilość numerów rapowych we Francji.

M.F: To, to co cię wyróżnia na tle innych raperów, którzy próbują szczęścia to jest właśnie…

K: Melodyczności troszkę.

M.F: Tak.

K: Bo tam też ci ludzie inaczej przeżywają, czują tę muzykę. Tam ta muzyka jest wszędzie. Wychodzisz sobie pod blok, stoi tutaj koleś, gra na czymś. Za chwilę idziesz na osiedle i masz dziesięciu raperów. Także ta muzyka jest wszędzie. Dlatego tam, żeby przebić się musisz być dobry, tak jak w Stanach. Bo jest taka duża konkurencja po prostu. Żeby zrobić coś fajnego, to musisz przebić się przez ten zalew. Naprawdę multum jest tam artystów, raperów i rożnej maści artystów, czy ludzi którzy chcieli z tych bloków gdzieś tam dotrzeć. Bardzo dużo. Więcej niż w Polsce moim zdaniem.

M.F: Uderzyło cię to poczucie, że tam życie wygląda zupełnie odmiennie, względem tego, do czego się przyzwyczaiłeś wyjeżdżając? Inny świat?

K: Może też nie inaczej, bo tutaj żyłem w warunkach, no nie będę mówił jakiś najgorszych, bo ludzie żyją mając jeszcze gorsze warunki, ale nie było kurcze kolorowo. Pojechałem tam i sytuacja poziomu życia się nie zmieniła. Chodzi tylko o to, że tam jest na większą skalę to wszystko. Ludzie też bardzo różnią się mentalnością. Inaczej podchodzą do siebie. Bo jak masz na przykład tych ludzi z bloków i z korporacji, to wiadomo, że oni nie będą do siebie podchodzić jak człowiek z bloku do człowieka z bloku. Tam jest taki podział. Ale to chyba wszędzie tak jest, tak mi się wydaje.

M.F: No wiesz, my żyjemy trochę tym stereotypem, który francuskie produkcje.

K: Ale troszkę jeszcze tak jest. To nie jest już takie sterylne, zamknięte środowisko ale niestety jeszcze zdarzają się sytuacje, że gdzieś ktoś przyjdzie tam gdzie nie trzeba po prostu i coś się tam dzieje.

M. F: Miałeś też to szczęście, że trafiłeś do departamentu który jest dość hip hopowy, który ma przynajmniej takie tradycje. Specjalnie zapytałem wczoraj Tymka Kalicińskiego, naszego krajowego specjalisty od rapu francuskiego, ze stroną rapfrancuski.pl i pochwalił właśnie bardzo region za to, że tam grypa Arsenik, że Seth Gueko.

K: Ja ci powiem szczerze, że ja w takie właśnie typowo lokalne sprawy się nie zagłębiam za bardzo, bo po prostu tego jest za dużo. Jeżeli tam są jacyś bardziej znani artyści, to wiadomo, że tam jest napisane zawsze z jakiego departamentu pochodzą i to jest wyszczególnione. Ale tego jest po prostu tyle, że nie jesteś w stanie tego sprawdzić. Tym bardziej, że ja mieszkałem w jednym departamencie, w jednym mieście, a chodziłem do szkoły – jak jeszcze chodziłem – do innego miasta. Także miałem naprawdę rozrzut. Jeszcze pojawiła się polska szkoła w międzyczasie, raz w tygodniu. To było w Paryżu, więc zbierałem bodźce z przeróżnych miejsc.

M.F: To chyba fajna sprawa.

K: Bardzo fajna.

M.F: Bo ten Paryż to jednak bliziutko. Rzut beretem.

K: Bardzo bliziutko. Okręg podparyski, do Paryża to z pół godzinki się jedzie, bo tam jest bardzo dobrze rozwinięta linia pociągów, że z miasta do miasta dojedziesz sobie pociągiem, do Paryża z podmiejskich okręgów też dojedziesz pociągiem.

M.F: Paryż to chyba inny świat, niż to miejsce w którym mieszkałeś.

K: To jest zupełnie inny świat. Ja zawsze powtarzam można sobie to zobaczyć na własne oczy w 92 departamencie jest taka miejscowość, gdzie jest rzeka, to jest bodajże Sekwana, nie pamiętam już, nie chce tutaj gadać głupot. Po jednej stronie są biurowce i wiesz oszklone wszytko, pięknie wygląda. A po drugiej stronie są slumsy. Bo jedna część 92 departamentu, to jakby to powiedzieć, to jest taki niebezpieczny departament.  No ja nie lubię jak ktoś mówi, że departament niebezpieczny, czy kryminogenny, czy jakiś. Nie lubię tych określeń, bo to jest troszkę naciągane, ale te getta naprawdę są tam widoczne, slumsy. Jakbyś sobie pojechał i się rozejrzał, to po lewej stronie masz te szklane miasto, a po prawej te slumsy. Wtedy byś poczuł to samo co ja. To jest inny świat. Kompletnie co innego. Jakby ktoś wziął z ładnej bajki miasto i wrzucił je gdzieś po środku, nie wiem, jakiejś dżungli.

M.F: Jak się więc czujesz w tych rejonach owianych złą sławą?

K: To jest na takiej zasadzie. Jeśli ty jesteś w porządku człowiekiem dla ludzi, którzy tam mieszkają, to nie widzę powodu żeby oni mieli ci cokolwiek zrobić. Wszytko zależy. Ja po prostu trafiłem do takiego środowiska, wychowałem się w takim środowisku, a nie innym i po prostu ja też rozumiem więcej sytuacji i rozumiem więcej rzeczy, które się dzieją na takich osiedlach, niż tych, które się dzieją w innych miejsach. Lepiej mi się dogadać z kolesiem, który całe życie mieszkał na blokowisku, niż z kolesiem który tam nie mieszkał wiesz. Nie kategoryzuje tutaj, bo mam też znajomych którzy są z dobrego domu  itd., ale po prostu mówię, wiesz szczerze.

M.F: Jasne, że tak. Ja jestem z Ursynowa. Całe życie de facto na blokowisku, ale nigdy nie miałem poczucia życia na niebezpiecznej dzielnicy, czy dzielnicy w jakikolwiek sposób pokrzywdzonej.

K: Tam się czujesz jak w domu. Mam tak samo jak ty.

M.F: Osiedla działają na zasadzie wsi, że wszyscy wszystkich znają.

K: Na zasadzie zbiorowej komitywy. Wszyscy są w środku zebrani i wszyscy – każdy każdego zna. To jest takie jakby żyjące miasto.

M.F: Palisz joint’a na jednym końcu dzielnicy, a fryzjerka powie twojej mamie, że…

K: Zaraz przychodzi kolega z drugiego końca, bo ktoś mu powiedział, że palisz joint’a.

M.F: Dokładnie tak to działa. Kiedy przyszedł ten moment, że pomyślałeś, że chciałbyś zrobić z tym rapem coś poważniejszego, że to jest droga która może być twoją pracą?

K: Może to się trochę śmieszne wydawać, ale nigdy nie chciałem być raperem. Nigdy nie było czegoś takiego, że jak byłem mały to mówiłem sobie: o będę raperem, będę nawijał, będzie fajnie. To przyszło zupełnie naturalnie. Każdy człowiek chce zarobić pieniądze. Jeśli nie układa mu się za dobrze w życiu, to jeszcze bardziej będzie pragnął zarobić te pieniądze. Rap dla mnie był jedną z takich możliwości. Otwiera mi miliony drzwi tak naprawdę. Jeżeli robię rap to zaraz mogę być aktorem, mogę zarobić sporo pieniędzy, zainwestować w coś, naprawdę mam milion możliwości, które mi dostarcza rap, nie? To jest klucz do otwarcia wielu drzwi i możliwości.

M.F: To ty znalazłeś Winiego, czy Wini znalazł ciebie?

K: Na początku skumałam się z Bartz’em, to jest mój producent. Tam siedzi też Opiat, którego serdecznie pozdrawiam. No i sobie gadaliśmy, powysyłaliśmy jakieś numery itd. Tak leciał czas, leciały miesiące, z pół roku minęło. Kiedy ja przyjechałem do Polski, bo ja zjeżdżałem sobie co jakiś czas do Polski pozałatwiać jakieś sprawy, i Bartz do mnie napisał: dawaj mordo, do studia się ustawimy we Wrocławiu, do Opiata właśnie. Ustawiliśmy się pierwszy dzień w tym studio. Nie wiem co mi się stało ale żadnego wersu nie byłem w stanie napisać. Siedzę przez trzy godziny w telefonie i mówię: no nie wierzę. Co się stało? Jakoś ta sesja minęła. Ja pojechałem do Warszawy jeszcze. I nagle dostaje telefon od Bartz’a i mówi mi, że Wini zaraz będzie do mnie dzwonił. A ja szesnaście, siedemnaście lat miałem, małolat i ktoś dzwoni i mówi, że Wini będzie do mnie dzwonił. Dzwoni Wini faktycznie, pogadaliśmy, ustawiliśmy się dalej do studia i potem to wszystko potoczyło się tak jak widać. Na początku w ogóle było tak, że mieliśmy jechać do Stoprocent zrobić numer jeden na akcje StoproCamp, nie wiem czy słyszałeś, wiesz na pewno co to jest.

M.F: Tak, jasne.

K: Mieliśmy zrobić numer na tę okazję, ale zalegliśmy w tym studio na dwa dni, zrobiliśmy jeden numer, następny. Trzeciego dnia pojechaliśmy do Gdańska kręcić klip do jednego z tych freestyle które nagraliśmy w studio i jakiś czas później zadzwonił Wini z propozycją kontaktu. Ja wtedy myślę, kurwa nie wierzę. Nie dość że mam siedemnaście lat, przyjechałem kilka miesięcy temu do Polski, bo postanowiłem, że chce żyć z muzyki i nagle dzwoni do mnie taka osoba, którą jest Wini i proponuje mi kontrakt. Dla mnie to było coś wiesz… Wiesz jak ja mogłem się czuć.

M.F: Domyślam się.

K: Nie do opisania.

M.F: Wini mam wrażenie, że bardzo długo szukał kogoś takiego jak ty. On ma głód takiej postaci, rzeczywiście która rapem oddycha, która jest cała z rapu zbudowana.

K: Myślę, że też dużo zagrało, to że po prostu się spotkaliśmy i zacząłem Winiemu puszczać numery i jak zacząłem mu puszczać numery z telefonu to przez trzy godziny nie mogłem przestać nawijać do niego. On mówi dobra już starczy. A ja dalej lecę i nie mogę przestać. Jak coś komuś pokazuje, to jestem tak właśnie zajarany.

M.F: Jesteście artystycznie poniekąd sobie pisani, bo pamiętam, że Wini opowiadał takie historie, że jak go łapie jakiś młody raper i daje mu płytę, to on do niego mówi: słuchaj, mam akurat minutę nawijaj. Jeżeli on nie jest w stanie zacząć mu nawijać, patrząc mu w oczy, to znaczy że nie będzie w tym dobry. Nie będzie tym gościem, którego Wini szuka. To jest piękne.

K: Miałem podobnie troszkę. Poszliśmy coś zjeść i Wini mnie odwozi i w pewnym monecie się odpaliłem i Wini mówi: dawaj, puść mi coś tam. Odpaliłem od razu, zacząłem nawijać. I myślę, że to widać, że ja tym oddycham, tym żyję, że dla mnie to jest kompletnie wszystko. Nic innego nie robię tylko działam muzycznie i około muzycznie. Jakieś tam sprawy swoje jeszcze mam ale przede wszystkim muzyka.

M.F: Są powiedzmy „Krea7orzy” z Majorem SPZ i przychodzisz na plan i znasz zwrotkę nie tylko swoją ale też zwrotkę Majora.

K: Bo słuchałem go. Dla mnie to jest coś naturalnego, że jak idziesz na klip i masz z ziomkiem numer to znasz cały numer. To jest naturalne dla mnie.

M.F: Jaki był dla ciebie pierwszy sygnał, taki że rzeczywiście coś z tego będzie, że byłeś pewien że się uda. Bo dla mnie to byli właśnie „Krea7orzy”, twój wjazd tam po Majorze. Na ten zajebisty beat. To było na zasadzie: kurcze nie mamy takich stylówek gości w tym wieku u nas. Takiej swobody, przebojowości muzycznej.

K: Wiesz co, to dużo osób ogólnie mi mówiło, że przez ten numer mnie poznali, ale ja jakby nie czuje do tej pory, że gramy te koncerty, że ludzie podbijają po zdjęcia. Nie mogę się jakoś nastawić. Może dlatego, de zawsze tłumaczyłem sobie, że jak jesteś wychowany nie w tych najwyższych warstwach społecznych, to nie możesz się tam dostać, a jak widać pracą można osiągnąć wszytko.

M.F: Tak. Pracą, spotkaniem ludzi w odpowiednich okolicznościach.

K: Dobre otocznie i ludzie, którzy cię poprowadzą, bo sam twój talent – czy mogę to tak nazwać, nie wiem – ale samo twoje samozaparcie nie wystarczy, bo potrzebujesz ludzi, którzy jak coś odpierdolisz zaraz strzelą ci z liścia w twarz i powiedzą: – Ty mordo nie możesz tak robić! Odjebało ci! Sprowadzi cię na ziemię, wiesz… To jest klucz żeby nie zwariować w tym wszystkim. Ja nie czuję pewnie dlatego, że nic się u mnie nie zmieniło w życiu. Tylko tyle, że gram koncerty i czasami ktoś do mnie podejdzie po zdjęcie. Tak, to się nic nie zmieniło.

M.F: Jeszcze chyba ten czas kiedy wybuchniesz, tak na dobre, przed tobą. Jesteś de facto przed właściwym debiutem.

K: Przed wszystkim właściwie.

M.F: Ale do ludzi miałeś faktycznie szczęście. Padła tu ksywka Opiata. I gdzieś byłem zaskoczony, bo ADHD wiadomo, ale Opiat kojarzył mi się głównie z funky’ową płytą Kuby Knapa, nagraną z gitarzystą Panamą. Gdzie te Funky, ciepłe groove’y a gdzie trapy Kabe?

K: Ja zawsze powtarzałem, że Opiat to jest artysta tak wielopłaszczyznowy, że do niego podszedłby ziom, który powiedziałby że chce zrobić gospel i on zrobiłby beat gospelowy. Mimo, że wcześniej nie słyszał tej muzyki, to zrobiłby beat gospelowy i ten beat byłby na światowym poziomie. To jest to, o czym mówimy. To jest to, że my żyjemy tą muzyką, non stop siedzimy przy niej, robimy ją. Też słyszałem często, że ciężko mnie zamknąć w jakiejś określonej stylistyce. Bo ja mogę zrobić numer gdzie wydzieram mordę, mogę zrobić numer gdzie śpiewam na autotune, mogę zrobić numer gdzie jest trochę reggaeton jakiś. I to między innymi zasługa Barta i Opiata, że są wielopłaszczyznowi, że można z nimi działać na wszystkich frontach. To nas też, myślę, wyróżnia w tle tych wszystkich muzyków, że jesteśmy w stanie zrobić wszytko. Nie ma muzyki, której ja nie jestem w stanie zrobić. Tylko nie będę robił gospelu, bo jak to będzie brzmiało: jebać policję na beacie od gospela, nie?

M.F: Nie takie rzeczy tutaj się ukazywały. O Opiacie trochę powiedzieliśmy ale jest jeszcze drugi chłopak.

K: Bart.

M.F: Dokładnie, młode odkrycie.

K: To jest cały mózg naszej ekipy, że tak powiem. Ja uważam tak. Ekipa nasza jest stworzona z cegiełek. Ja jestem jedną cegiełką, Brodi jest drugą, nasz serdeczny przyjaciel Królik jest kolejną. Bartz, Opiat też są cegiełkami. To wszytko składa się na jeden cały sukces. Teraz jedziemy na wywiady to nie było: o jadę na wywiady, tylko chłopaki jedziemy na wywiady. To jest ekipa mordo, tu każdy za jednego i odwrotnie.

M.F: Widziałem wczoraj dokument, żeby się wprowadzić w dobry klimat przed naszym wywiadem, o Nekfeu na Netflixie, i to co właśnie uderza, że on niezależnie od tego czy jest w Nowym Orleanie, w L.A, czy w Tokio, jest z ekipą. Zawsze z ludźmi, którzy też pozwalają dokonać odpowiednich wyborów. Jest zawsze burza mózgów. Permanentna. To ważne, chyba.

K: Ja nie mógłbym wytrzymać gdzieś w pokoju hotelowym, po koncercie sam. Nie wyobrażam sobie tego. Całe życie otaczają mnie naprawdę ogromne ilości ludzi. Jakby nie patrzeć na tych osiedlach we Francji jest bardzo dużo ludzi.  U nas w Polsce jest to coraz rzadziej spotykane, bo teraz dzieci – ja sam jestem dzieckiem ale mówię dzieci – już nie wychodzą. Podwórko jest dziś zamarłam tematem. Gdzie na zachodzie np. w Niemczech, we Francji podwórko jest cały czas, ławka jest tak samo oblężona, jeszcze bardziej niż kiedyś. A u nas zanika to, niestety. Dlatego wszystkie jakieś fajne, ekipowe inicjatywy też zanikają. Bardzo mało jest teraz takich składów ludzi z osiedla, którzy się znali całe życie, gdzieś tam biegali, w piłkę kopali, w przedszkolu, potem w podstawówce, jest teraz bardziej era internetowych koneksji. Tak mi się wydaje przynajmniej.

M.F: A czy temperatura dyskusji w ekipie bywa wysoka? Czy raczej jesteście zgodni?

K: Zawsze! W każdej ekipie dochodzi do nieporozumień. Najważniejsze w relacji koleżeńskiej, przyjacielskiej, czy innej to jest przede wszystkim rozmowa. Jeżeli ty komuś nie powiesz co ci leży na sercu, to ten ktoś nie będzie widział. Podstawą trzymania się każdej ekipy jest rozmowa. To co mi się nie podoba, to ja muszę powiedzieć, bo bym nie wytrzymał tłamsić w sobie tego wszystkiego co mi się nie podoba. A tak, to tu dyskutujemy, tu coś zmieniamy. Czasami trzeba coś wyczyścić, trzeba cały czas o to dbać, ale wiadomo czasami potrzeba zimnego prysznica. Trzeba przedyskutować pewne rzeczy, upgrade’ować pewne rzeczy.

M.F: Etap kariery jest wczesny, ale już kilka decyzji jest za tobą. Myślę, że jedną z takich decyzji był wspólny kawałek z Mariną, który mógł fanów podzielić. Z racji na to, że to są trochę inne grupy słuchaczy. Tak na pozór przynajmniej. Ty wrzucałeś ten utwór do siebie na wall’a z zapowiedzią…

K: Gangsta’s Paradise

M.F: Tak, wersja druga. I też wywołałeś nieco dyskusji w ten sposób. Obawiałeś się przyjęcia tego kawałka, czy byłeś pewny tego pomysłu? Bez zawahania.

K: Przede wszystkim, to jeżeli by mi się nie podobało coś, to bym tego nie wypuścił po prostu. Mam wrażenie, że jeżeli mi się coś podoba , to ludziom którzy mnie słuchają też się to spodoba. Poniekąd mamy podobny gust. Oni słuchają mnie. Wiec miałem obawy co do takich kategoryzacji różnych grup, ale co do samego numeru nie miałem wątpliwości.

 

M.F: Druga trudna decyzja. Nie uwierzę, że nie dostałeś propozycji bycia Młodym Wilkiem Popkillera. Na pewno dostałeś.

K: Dostałem.

M.F: Dlaczego nie? Pozornie same korzyści. Promocyjnie.

K: Słuchaj, ja nie jestem zawistnym człowiekiem przede wszystkim. Dla mnie ta akcja jest po to, żeby młodzi ludzie tacy w sytuacji mojej sprzed podpisania kontraktu z Winicjuszem, mogli właśnie dojść do takich sytuacji żeby podpisać kontrakt. Ja z racji tego, że miałem podpisany już kontrakt, bardzo długo przed tym zaproszeniem, stwierdziłem że nie będę zajmował miejsca komuś, kto być może potrzebuje tego bardziej niż ja. To nie jest sytuacja typu: o wyjebane mam na was, coś tam, coś tam. Ja nie jestem zawistnym człowiekiem, ja tego nie potrzebowałem, może potrzebował ktoś bardziej ode mnie, ja po prostu zwolniłem miejsce. Nie będę na sile się pchał gdzie nie potrzeba jest mnie.

M.F: Zwłaszcza, że radzisz sobie jak widać dobrze.

K: Druga sprawa jest taka, że od początku jakby kariery mojej jest coś takiego, że ja mam w głowie idealnie opisany plan na ten ro – co będzie i na następny rok. Na początku zeszłego roku miałem plan na ten rok. To co się dzieje, to jest to i identycznie to co miałem w głowie, jak się rok rozpoczynał. Wszytko co robię jest poprzedzone myśleniem i to głębokim planowaniem wszystkiego i nic się nie dzieje bez przyczyny. Myślę, że miałem też taką wizję w tamtym momencie, jak odnowiłem Młodym Wilkom, że chce iść ścieżką, którą ja buduję sobie wspólnie z ludźmi, z którymi współpracuję i wiesz jakby nie zbaczać z toru żadnego. Dlatego nie udzielam się w różnych takich wywiadach, rozmowach, bo taki pomysł po prostu na to mam. Moja muzyka jest na tyle charakterystyczna i jest w niej tyle szczegółów, że słuchacz myślę nie potrzebuje za dużo obrazu mnie, ponieważ ma to w moich numerach.

M.F: Jest rzeczywiście mnóstwo detali, o które można zahaczyć, ale też umiesz wydaje mi się rozwinąć te wątki – to też jest często ulga, bo wielokrotnie mając tu młodego artystę, on bywa speszony. Ma gdzieś pewien problem, żeby rozwinąć wątki ze swojego życia. Najchętniej okopałby się za swoimi utworami i nie wychodzili poza nie. Ale to na szczęście nie jest ten przypadek.

K: To też jest spowodowane pewnie tym, że w twórczości jest zupełnie innym człowiekiem, niż na co dzień . Wydaje mi się, że to też jest tym spowodowane. Widzisz, ja teraz jak gram koncerty. Pierwszy, drugi, trzeci, czwarty koncert w życiu grałem, to mógłbyś mi włożyć mikrofon do kieszeni przed wejściem na scenę, to ja bym go wyjął i zaczął nawijać. Nie wiem, czy jestem jakiś popierdolony, ale nie mam w ogóle, nie miałem czegoś takiego żeby się stresować przed wyjściem na scenę, bo jestem przekonany do tego co mówię i wiem, że to jest po prostu prawda. Jeżeli człowiek wychodzi do ludzi ze swoim autorskim projektem i wierzy w ten projekt, to jest dużo łatwiej mu go przestawić niż ktoś kto, nagra sobie gangsta rap, ale w chacie ogląda W11, czy coś tam i wychodzi na scenę i ciężko mu się wczuć w rolę gangstera, o którym nawija, w sowich wersach, czy kogoś innego. Tak to widzę.

M.F: Jak grałeś przed PLK to też zero tremy, zero ciśnienia?

K: Nie, wiesz co my się kojarzymy z PLK już wcześniej, więc to było spotkanie po prostu, jedno z wielu.

M.F: Wy tak, ale publiczność potrafi być wymagająca i często dość krytyczna względem tych, którzy grają przed tzw. gwiazdą wieczoru, więc to może często stresować.

K: Jakoś nie za bardzo to czułem. Pozytywna energia była.

M.F: Wydajesz się być typem, który bierze sobie wszytko na zimno, trzeźwo ocenia, nie podpala się.

K: Mogę się podpalić ale to już naprawdę sytuacja, kurcze… Musiałbyś naprawdę powiedzieć mi coś, co mnie aż tak obrazi, że się odpalę, albo to będzie tak gigantyczny problem, że no rzadko się zdarza, że jak jest ogromny problem to zaczynam panikować. Bardziej staram się rozwiązać, ale jest skala pewna problemu przy której nie możesz myśleć trzeźwo, bo ten problem jest tak wielki, że pierwszy dzień czy kilka godzin cię przytłacza, dopiero potem możesz sobie to na chłodno przemyśleć, nie?

M.F: No jasne, że tak. To też pod tym względem pasujecie do siebie z Winicjuszem, bo Wini wydaje się postacią, która podpala się momentalnie.

K: Tak, wystarczy mała iskierka i wybucha ogień.

M.F: Tak. Jak w Australii. Ale to tym lepiej. EP-ka, którą teraz wypuszczasz to starannie wyselekcjonowane kawałki. Wydaje się, że towarzyszy jej mixtape, ale tych utworów – jak to na EP-ce – nie ma nie wiadomo ile, to domyślam się, że selekcja musiała być w tym względzie naprawdę ostra. Co decydowało o tym, że coś trafia na EP-kę? Coś trafia na mixtape?

K: Powiem to tak. EP-ka nie była selekcjonowana.

M.F: Jednak ?

K: To nie są wyselekcjonowane utwory. Po prostu to są utwory. Zrobiłam sobie tyle utworów i bach zamknąłem je w EP-kę.

M.F: O to gratuluję!

K: Przy okazji powstawania tych ośmiu utworów, zrobiłem z 30 albo 40 numerów i z tych 30, 40 numerów, które robiłem jakby na mixtape są rzeczy z 2018 r. nawet… Podczas tworzenia albumu, robienia tych ośmiu numerów, robiłem dookoła milion różnych rzeczy, właśnie ten mixtape jest z moim bardzo dobrym ziomeczkiem z Bielan. Prostu mogłem sobie pozwolić na to, żeby wrzucić te numery do preorderu, z racji tego, że tam są jakieś podkłady nie autorskie itd., a uważam, że po prostu powinienem to wypuścić, bo to nie są słabe numery, a jeżeli bym tego nie wypuścił, to już nigdy w życiu bym tego nie wypuścił po prostu. Podejrzewam, że jak będzie wychodzić druga płyta, to do drugiej płyty też będę dodawał. Nie wiem może dodam 50 utworów, bo będę miał taką możliwość dodania 50 utworów, nie? Wszystko na gorąco się działo przy tej płycie. Wiedziałem, że osiem utworów EP-ka i nagle mówię: A słuchajcie chłopaki dodamy jeszcze tam szesnaście numerów i wybraliśmy szesnaście numerów i dorzuciliśmy do płytki.

M.F: To jest czasem taka pokusa, zwłaszcza dla młodego rapera, żeby tych ludzi materiałem zarzucić. A chyba też nie można przedobrzyć. Oni powinni być – na tym etapie zwłaszcza – jeszcze cały czas głodni kolejnych rzeczy.

K: Tak, ale myślę, że ten mixtape tylko podsyci, że tak powiem cały głód publiczności. Bo mixtape jednak, jak słuchasz mixtape’u, to słychać że to są rzeczy sprzed albumu, albo jakieś w trakcie albumu robione itd. Potem masz płytkę, słuchasz płytki i mówisz: kurczę fajna jest, nie? I spodziewasz się następnego albumu, który będzie już: kurwa rozpierdolem! Także teraz nad tym pracujemy.

M.F: Czy masz jakieś takie szczególnie istotne dla ciebie inspiracje? No nie ukrywam, że „Skiety & Klapki” kojarzą się z z Alrimą dość mocno.

K: Tutaj chcę poruszyć jeszcze jedną kwestię. Ja w tym momencie jestem w stanie wymienić ci przynajmniej z pięć klipów identycznych, które zrobił Alrima, które zrobiłem ja i pięć numerów, które tak samo traktują o skietach i klapkach. Tam, to jest po prostu coś normalnego, jak u nas Biedronka, kurwa, czy coś takiego. Numer o Biedronce, to jest coś co jest wszędzie nie? Ja bym mógł wymienić ci pięć numerów i pięć klipów, gdzie to jest i wiesz… Ale i tak dopisałem – remix, żeby nie było, że jestem kurwa złodziejem.

M.F: W Polsce łatwo o takie etykietki.

K: Ale nie, jakby nie dotknęło mnie to. To dopiero sobie teraz przypomniałem jak ty mi przypomniałeś o tym, a tak to gdzieś mi to już wypadło z głowy. Ale fakt, są tacy polscy słuchacze, którzy lubią się tam lekko dopierdolić.

M.F: Ale też są polscy artyści, którzy inspirują się mocno i nie zawsze się przyznają.

K: Są rzeczy, których ja osobiście słuchałem, które są dużo, dużo gorsze, kurwa, niż to co ja podobno skopiowałem, nie?

M.F: Nie, nie, ale to absolutnie nie po to żeby ci cokolwiek zarzucić, a raczej zapytać czy jest to po prostu, czy było to inspiracją?

K: Ja też dużo tego pochłonąłem po prostu i siłą wchłonięcia tych wszystkich rzeczy nie możesz zrobić czegoś innego. Jak ktoś mi mówi, że ja kopiuje francuską scenę, ale jak ja mogę kopiować francuską scenę, jeżeli ja połowę mojego życia, praktycznie całe świadome życie, bo do trzynastego roku życia nie jesteś w pełni świadomym człowiekiem i nie możesz przyszłości swojej budować od razu, ale przesiąknąłem tym po prostu i ja robię francuski rap. Ja jestem częścią francuskiej sceny, bo się tam wychowałem i robię francuski rap. Jeżeli ktoś przychodzi do mnie i mówi: mordo, brzmisz jak Kalash Criminel, a ja mówię: mordo, ale dziesięciu innych raperów też ma takie same podbitki we Francji. Co ty mi przychodzisz tutaj mówić? Nie? To, że wrzucę sobie: ta, ta, ta, to nie znaczy, kurwa że nasłuchałem się Kalasha Criminela i kurwa go skopiowałem. Po prostu tam ludzie wymieniają się wszystkim. To nie jest coś co należy tylko i wyłącznie do ciebie i jak ty skopiujesz to jedno powiedzenie, to już jesteś przegranym nie? I wiesz, denerwuje mnie to troszkę, ci powiem, ale coraz mniej już się z tym spotykam, bo ludzie są właśnie świadomi tego co przed chwilą powiedziałem, że nie mogę robić polskiej muzyki, nie mogę po polsku robić muzyki i kopiować jej z Francji, bo wychowałem się tam i ja robię francuską muzykę. Jestem częścią francuskiej sceny.

M.F: Nie, no oczywiście to jest tak, że miałeś okazję zobaczyć to na własne oczy, poczuć, wjechało ci to gdzieś w podświadomości, ale jestem ciekaw czy jako słuchacz, naszych polskich wersji np. PNL czy gdzieś tam nie pasz poczucia, że poszło to już trochę za daleko w adaptowaniu po prostu, przenoszeniu na nasz grunt czegoś, co nie do końca – powiedzmy – jest naturalne i przystaje?

K: Ale zauważ, że kiedyś ta sama tendencja była z rapem ze Stanów.

M.F: Jasne.

K: Też, każdy kopiował Stany, a teraz fajnie, fajnie, Francja, każde trapy ulica, to do wora bierzemy i kurwa z Francji teraz. Jeżeli w ciągu tego roku i następnego roku francuski rap myślę, że już nie będzie popularny w Polsce, to będą z K-popu, kurwa, kopiować rzeczy. To jest coś nieuniknionego, bo w Polsce nie mamy jakby takiej własnej, charakterystycznej sceny. Wiesz, tam za granicą Niemcy zbudowały scenę, Francja zbudowała scenę, dlatego, że nazjeżdżało się imigrantów i to jest kompletnie inna faza. Człowiek w Polsce nie zrozumiem takich rzeczy, dopóki nie pojedzie i nie zrozumie całego faktu i całego fenomenu, dlaczego ci emigranci przyjechali, co tam się dzieje, dlaczego oni byli zamykani na osiedlach, dlaczego nie mogli dostać jakiejś lepszej pracy. Po prostu tego ludzie nie zrozumieją, a słuchacz taki przeciętny w Polsce myślę, że nie chce mu się w to zagłębiać i rozumieć takich rzeczy, bo jemu to jest niepotrzebne, wiesz.

M.F: Zastanawiałam się trochę, dlaczego w Warszawie, która ma przecież spore mniejszości, nie mamy rapujących Wietnamczyków, albo nie mamy rapujących Ukraińców.

K: Myślę, że są tylko gdzieś tam w swoich kręgach się ukrywają jeszcze, że jeszcze rynek nie jest na tyle otwarty, mimo że już bardzo dużo na przestrzeni ostatnich lat się polski rynek otworzył. Naprawdę, to co się teraz dzieje – kolaboracje z zagranicznymi artystami, to naprawdę bardzo dużo do przodu poszło. Ale myślę że jeszcze troszkę brakuje nam, żeby… Przede wszystkim nie znam odpowiedzi na pytanie, jak zbudować polską scenę, polską rodzimą scenę. Słuchaj, Stany mają swoje brzmienie, Francja ma swoje brzmienie, Rosja ma swoje brzmienie. Nie wiem… Musiałby być ktoś, który naprawdę chce osiągnąć taką rzecz i musiałby naprawdę ze świeżym pomysłem wjechać, ale ten pomysł naprawdę musiałby być świeży, bo powiedzmy sobie szczerze – co jeszcze możemy zrobić na polskiej scenie? Możemy pomieszać kurwa gospel i rap.

M.F: To było. Matheo to robił z Sobotą.

K: To nie jestem doinformowany, ale … możemy robić takie kombinacje, ale nowego gatunku muzyki nie wymyślimy. Są pewne rzeczy, których nie da się przejść.

M.F: No tak, gdzieś jest chyba kres, tego jak różne rzeczy można na różne sposoby…

K: Teraz można tylko powiedzieć już rzeczy które już były, po prostu z dodaniem jakichś swoich autorskich, kurczę, rzeczy. Ja to teraz tak widzę, że większość… muzyka zatacza koło, tak jak wszystko na całym świecie. Kiedyś były modne szerokie spodnie, teraz znów szerokie spodnie wracają do mody. Zaraz będą inne modne, a potem znów szerokie spodnie. Tak to działa. To jest sinusoida.

M.F: A czy kiedy byłeś we Francji, to miałeś w ogóle ochotę i możliwości śledzić to, co się na polskiej sceny rapowej dzieje? Czy w związku z tym, że miałeś tam mnóstwo dobrej muzyki naokoło, to było trochę jak przywożenie drewna do lasu?

K: Zacznijmy od tego, że jak ja wyjeżdżałem stąd, to słuchałem bardzo takich oldschool’owych rzeczy, tak jak kiedyś już wspominałem Płomień i tak dalej. Hemp Gru i te wszystkie takie podobne ekipy. Po tym, jakby zamknąłem rozdział z polską muzyką i jak się przeniosłam, to nie kontynuowałem niczego praktycznie. Odciąłem się od tego na tyle, że można powiedzieć, że zapomniałam, że coś takiego istnieje, nie? Od czasu do czasu, jak sobie potem odpaliłem, to jakoś nie zachęcało mnie to zbytnio, do tego żeby to sprawdzić. Chociaż są ludzie w Polsce, których też lubię słuchać nie?

M.F: Ale cała ta otoczka, domyślam się, te wszystkie afery, dupy, te wszystkie pojedynki fejsbukowe, to jest coś co musi cię niesamowicie bawić.

K: Bawi mnie to ale tak jest w każdym kraju. Nie tylko w Polsce takie afery się kręcą, bo też tam we Francji wypłynęło jak tam jakaś dziewczyna z hotelu nagrywała rapera, okazało się że ta dziewczyna miała 300 kg wagi, a ten raper mówi że siedzi obok mnie piękna blondynka, coś tam, coś tam. Wiem że coś takiego się dzieje, ale skala śmiechu już wybuchła, dla mnie to już nie jest śmieszne. To nie jest śmieszne to co się dzieje, bo to jest straszne. Do czego społeczeństwo doszło i jakie rzeczy się dzieją. W muzyce tak prawilnej jak mogłoby się wydawać, jak rap. Bo to jest jednak muzyka, która chyba ma najsztywniejsze zasady z każdej innej muzyki.

M.F: Albo miała.

K: Albo miała. Bo nie wiem, czy w jazzie jest, że jak ktoś robi jazz to nie może być homoseksualny, czy nie może pracować w policji. Wiesz?

M.F: To jest może ta różnica między rapem a trapem, gdzie trap zerwał te wszystkie ramy, wszystkie te smycze, które były wcześniej?

K: Też nie do końca powiem ci. Bo jednak trap za granicą wziął zasady z oldschool’u i od tych wszystkich starszych graczy. A z racji tego, że jestem tak wychowany, to tutaj sięgam po jakieś numery z Płomienia. Będą jeszcze numery z takimi legendami, dla mnie osobiście. Więc nie wiem czy to jest dokładnie tak, ze ten trap zerwał granice. Może w Polsce tak.

M.F: Zerwać ograniczenia to jedno, a wyplenić korzenie to drugie.

K: A zerwać ograniczenia, to bardziej ci chodzi o to, że teraz mogą sobie malować paznokcie, kurwa, czy coś?

M.F: Na przykład.

K: Nie wiem. To jest chyba postęp cywilizacji, tego już się nie da zmienić, nie? Nie myślę, że to jest wina muzyki. Myślę, że wszystko idzie do przodu. Ludzie też nie chcą stać ciągle przy tych samych rzeczach. Jakby się zastanowić logicznie, to powiem ci ile człowiek czasu wytrzymałby na robieniu jednej rzeczy? Bardzo szybko się nudzi wszystkim. Jeżeli przez X lat normalności była… coś tam było nazywane normalnością, to w pewnym momencie ktoś wyjdzie poza te ramy, bo już powie: kurwa mam dość, nie chce tego robić i zacznie sobie paznokcie malować, zacznie się spotykać, całować – chłopak z chłopakiem. To tak sobie tłumaczę, nie?

M.F: Tak to jest, że przyszłością zdaje się to, co wcześniej było najbardziej hejtowane.

K: Dokładnie. Identyczne mam spojrzenie na to.

M.F: Ale to mega fajna opcja, że gdzieś miałeś okazję dzięki takiemu Płomieniowi wrócić do idoli z dawnego dzieciństwa.

K: Tak jak ci mówię. Mój brat zaszczepił we mnie tą muzyką, najstarszy. Podejrzewam, że gdyby nie to, że kiedyś zostawił odpalony komputer, czy walkman z czymś tam na słuchawkach, i ja w tym momencie włożyłem słuchawki do uszu i zacząłem słychać, to podejrzewam, że teraz nie byłbym raperem, jeśli mogę to tak nazwać. Tylko latałbym gdzieś tam na blokach. Coś tam sobie działał.

M.F: A miałeś okazję znać wcześniej, te wszystkie utwory, które gdzieś łączyły scenę polską z francuską np. WWO z Soundkail’em?

K: Nie. Wiem, że coś takiego jest, bo nadrobiłem oczywiście to, bo wstyd mi było, że tego nie znałem, ale wcześniej nie wgłębiałem się w cały nurt muzyczny. Słuchałem tylko tych ekip, co wymieniłem wcześniej i na tym to polegało. Nie miałem nigdy wczutki na kulturę hip hop. Wiadomo, szanowałem zawsze ludzi, bo u mnie na bloku był ziom co malował graffiti. Ja miałem do wyboru: był ziom, który maluje graffiti albo koleżka, który kradnie. Tak wygląda ta kultura. Z jednej strony miałem muzykę, z drugiej miałem co innego. I Bogu dzięki wybrałem tę lepszą drogę dla mnie, bo nie wiadomo jakby się skończyło to wszytko.

M.F: Sporo teraz grasz. Czy to jest tak, że czujesz, że każdy kolejny koncert ładuje ci akumulatory? Że z każdym kolejnym koncertem jesteś lepszy?

K: Tak, przede wszystkim naprawdę jaram się tym, czym jest koncert. To, że mogę wyjść do tych ludzi, krzyczę do nich, oni krzyczą razem ze mną moje numery. To jest… Nie potrafię tego opisać słowami. To jest coś nieprawdopodobnego. Wychodzę na scenę, czuję po prostu energię tych wszystkich ludzi, którzy przychodzą na koncerty. Chcę jeszcze dodać, że ruszyła trasa promująca EP-e „Albinos”. Będzie bodajże 10 miast. Przede wszystkim moje koncerty to nie jest coś standardowego, co jest spotykane w rapie. To jest pierdolone show. Ja przychodzę tam, daje z siebie wszystko. Ja jak schodzę ze sceny, to nie mam siły ruszyć już nawet małym palcem u nogi, tyle energii daje na scenie, nie? Tak mnie to wszystko ładuje, tak jak mówiłem, pomaga mi też to, że nie mam tej tremy i tego wszystkiego, że mogę w stu procentach zrobić to, co chce zrobić na scenie. Nie muszę się przejmować, że: o zaraz zabraknie mi… wiesz nie będę się mógł wysłowić, czy coś, bo tak nigdy się nie zdarzyło. Ale naprawdę daje mi to niesamowitą energię.

M.F: Nie zdarzyła ci się sytuacja, że złamał ci się język, kiedy przeskakiwałeś z francuskiego na polski i w drugą stronę? To nie wydaje się takie proste.

K: Wiesz co, ja ci pokaże coś. Ja telefon mam ustawiony w języku francuskim. Nie mam Instagrama w języku polskim. Także ja uważam, ze muszę używać dużo tego języka, bo go zapomnę. A przyszłość moją wiąże też z krajem, gdzie mieszkałem wcześniej, czyli z Francją. Nie chcę tego zapomnieć, dlatego sobie tutaj ustawiam, bardzo często rozmawiam ze znajomymi, dzwonię na wideoczacie, słucham też francuskiej muzyki. Praktycznie, nie słucham żadnej innej muzyki. Nigdy nie jarałem się ani Stanami Zjednoczonymi, ani polską muzyką tą nowszą, tylko zawsze miałem na słuchawkach to samo. Jak nie francuska muzyka, to zupełnie inna muzyka. Z jakichś gatunków rapowych, tylko jakieś takie spokojniejsze rzeczy, może jakieś takie starsze. Różne naprawdę. Wszystkiego słucham, jak nie słucham francuskiej muzyki.

M.F: Uważasz, że PNL zasłużyli na ten hype, który mają? To jest aż tak dobre jak wskazują na to wyświetlenia, czy więcej jest w tym pomysłu promocyjnego?

K: To jest pół na pół. Ten rap, który oni robią, to jest jakbyś pisał książkę pod beat. Ten beat jest tak piękny, że nie możesz dosłownie powiedzieć o niektórych sytuacjach, dlatego oni ubierają to w taki wierszowy język. Do tego mają promocję, która jest zajebiście rozkminiona. Mają też tą swoją stronę niedostępną, że nie dają wywiadów i to wszytko zaważyło na tym sukcesie. To są normalni ludzie, tacy jak ty i ja. To nie są żadne roboty. Znam ludzi, którzy widzieli się z nimi przed tym wszystkim, widzą się z nimi teraz i to są tacy sami ludzie. Oni nikogo nie grają, nikogo nie udają. A to, jaki mają sukces wprawia w osłupienie, nie?

M.F: Ciekawe rzeczy opowiadają, w sensie mają ten swój taki, nie wiem czy liryzm jest właściwym słowem, ale gdyby przetłumaczyć teksty PNL jeden do jednego…

K: O uczuciach rozmawiają.

M.F: To nie byłoby do nawinięcia po polsku, w sensie nie jestem w stanie sobie wyobrazić…

K: Ktoś kto, rozumie ten język i mówi to jest w stanie to zrobić. Tylko, że jak ja bym miał ci to tłumaczyć, to ty byś po prostu tego nie zrozumiał. Żeby zrozumieć, to musiałbyś żyć tam i widzieć sytuacje, bo oni opisują pewne też codzienny sytuacje, które tam się dzieją. Musiałbyś po prostu przeżyć to, widzieć, przez tam rok, dwa, jak to wszystko wygląda we Francji, żeby zrozumieć też o czym nawijają. Ta bariera językowa jest taka, że nie wszystko da się przetłumaczyć na język polski z francuskiego. Dużo jest bardzo takich… no jak w każdym języku, tak mi się wydaje, że to nie tylko we francuskim, ale jest problem żeby przetłumaczyć pewne wyrazy, bo jak mówisz coś dosłownie to…Ja np. tłumaczyłem komuś jeden wers P N L, jakiemuś ziomkowi, i on się zaczął śmiać, bo dla niego po polsku brzmiało to jak jakiś kiepski żart, nie? A po francusku brzmi to zupełnie inaczej.

M.F: Ja, dzięki rapowi francuskiemu miałem okazję zobaczyć sobie te klipy PNL z naszymi napisami i jest to zupełnie inna wrażliwość. Trudno to poczuć. Bardzo. Jest fascynujące na pewno. Ale tak inna bajka…

K: Też miałeś wrażenie, że ta muzyka jest kompletnie połączona z tym jak oni wyglądają i z ich klipami?

M.F: Tak. To jest monolit.

K: Wszystko to, to jest jedna pierdolona skała, kurwa. Nie ma znaczenia czy klip, czy numer, ubiór, czy coś. To wszystko jest, łączy się w jedną całość.

M.F: Ale to ogólnie jest gdzieś poniekąd cecha sceny i miara dojrzałości. Bo podobne wrażenie mam przy Nekfeu.

K: Nekfeu, to też jest taki ziomeczek mniej uliczny, że tak powiem. Jest część rapowa stricte uliczna i część muzyczna jak Soprano, Nekfeu, Maître Gims-nie wiem czy kojarzysz?

M.F: Jeszcze mam sporo do nadrobienia. Starałem się trochę posłuchać, śledzę, ale jestem gdzieś…

K: Ogrom jest tego. Na pewno dużo więcej niż w naszym kraju wychodzi tej muzyki tam. I to też jest dużo trudniejsze żeby to prześledzić.

M.F: Dla mnie wciąż ekscytują opcją jest nowy singiel IAM , przez to że gdzieś…

K: To są twoje czasy. Też rozmawiałem na ten temat dużo z ludźmi ode mnie i IAM to jest też pewne ikona takich czasów, nie?

M.F: I też chyba przykład, że można się nieźle zestarzeć, bo oni cały czas są świeży w tym co mówią i jak brzmią. To nie jest jakieś, jak z machiny czasu przeniesione.

K: Bo oni nie robią tego na siłę. Oni myślę, że i tak nie zarobią już z tego pieniędzy jakichś ogromnych, bo nie zrobią nic lepszego niż jakiś PNL, czy coś innego. Żeby zarobić więcej pieniędzy, to musieliby coś takiego zrobić. Myślę że oni są bardziej nastawieni na, tak jak mówisz, powrót, bardziej gratka taka dla słuchaczy, nie?

M.F: A gdybyś miał wymienić największych zwycięzców 2019 r. w rapie francuskim to byłby kto?

K: Niska i Ninho. Niska, to każdy kto słucha francuskiej muzyki ci powie, że to jest gościu, który osiągnął bardzo dużo rzeczy. I cały czas ta jego muzyka jakby się rozwija itd. A Ninho to dlatego, że ma 23 lata, wydał trzy albumy i w tym momencie chyba ma najwięcej wyróżnień za single na francuskim Spotify ze wszystkich artystów.

M.F: Niesamowite liczby na Spotify. To trzeba przyznać.

K: To jest gościu, który ma 23 lata i może umierać już w tym momencie. Nie potrzebuje niczego. Wydał trzy płyty. Powiem ci w skrócie jego historię. Wydał płytę: „oni nie wiedzą”, „oni nie wiedzą 2 i mixtape „oni niewiedzą” i po tym wszystkim wszedł do mainstream’u. W mainstream’ie zrobił płytę „Teraz wiedzą” potem jest „Comme prévu”, czyli „Tak jak było zaplanowane” i ostatnia płyta „Destin”, czyli „cel” jakby. I kurwa jakbyś prześledził jego karierę naprawdę, to on sobie tak to wszystko rozkminił, że wiesz jakby kilka lat temu już przepowiedział sobie, że tak będzie nazywała się ta płyta, tak będzie nazywała się ta i ostatnia będzie miała tyle i tyle odznaczeń i wiesz. Jakby wszystko sobie zaplanował to tak wygląda z zewnątrz.

M.F: Imponują mi tacy ludzie, bo ja jestem jednak bardziej chodzącym chaosem sam z tym wszystkim. A wyobrażasz sobie sytuację, taki małej trasy koncertowej po Francji dla francuskiej publiczności?

K: Oczywiście. Myślę, że jesteśmy na dobrej drodze, żeby coś takiego osiągnąć. I od razu mogę powiedzieć, że nie zamykam się tylko i wyłącznie na Polską scenę. Jeżeli będę miał już taką możliwość, to pojawię się również na francuskiej scenie, czy jeżeli będę mógł: na niemieckiej, amerykańskiej, wszędzie chciałbym się pojawić. Jeżeli będę miał taką możliwość.

M.F: Też już na koniec przywołam jeszcze raz ten dokument poświęcony Nekfeu, bo otwierają go słowa kiedy stoi przed 80 000 publicznością i mówi, że nigdy nie czuł się tak samotny.

K: To jest niestety prawda, Widzisz. Ale ja jeszcze tego nie rozumiem, bo nie jestem jeszcze na takim etapie. Ale każdy myśli, że życie artysty jest różami usłane ale np. artysta psychicznie przez jakie rzeczy przechodzi mało osób jest w stanie sobie zdać z tego sprawę. Tym bardziej artysta, który rozwija wątki, bo on często rozwija wątki polityczne, jakieś uczuciowej i tak dalej i to są ciężkie tematy i podejrzewam, że może dostawać jakieś tam wiadomości różne i PNL miał też podobną sentencje, nie?

M.F: Tutaj też, przy tym statusie jaki mają gwiazdy rapu w Polsce, to też określony sukces oznacza po prostu brak prywatności. Jesteś gotowy na wszystkie te ewentualne konsekwencje?

K: Oczywiście.

M.F: To trzymam za ciebie kciuki. Moim gościem był Kabe, to była Flintesencja. Dziękuję.

K: Dziękuję. Bye, bye. Bang.

Polecane

Share This