Krzysztof Skiba gorzko o Kamilu Durczoku: „Mało kto był tak wysoko i tak nisko upadł”

"Napiszę prawdę, bo Kamilowi nic już nie zaszkodzi".


2021.11.16

opublikował:

Krzysztof Skiba gorzko o Kamilu Durczoku: „Mało kto był tak wysoko i tak nisko upadł”

foto: Karol Makurat / tarakum.pl

Dziś rano dotarły do nas smutne wieści o śmierci Kamila Durczoka. Dziennikarz zmarł w ok. 4.30 w szpitalu w Katowicach-Ligocie. Niedługo po opublikowaniu przez serwisy informacyjne informacji o śmierci Durczoka, Krzysztof Skiba opublikował kilka gorzkich słów poświęconych budzącej liczne kontrowersje postaci. – Napisze prawdę, bo Kamilowi nic już nie zaszkodzi – zaczyna artysta, wprowadzając czytelników w ton, w jakim jest utrzymana cała jego wypowiedź.

Dzwonił do mnie, by przyjść i się napić. Dzwonili jego kumple z tekstem, że „Kamil zaprasza”. Dzwonili też moi bliscy kumple ze Śląska, że jest impreza z Kamilem.

Wykręcałem się, jak mogłem, bo wiedziałem, czym się to skończy. Wielkim kacem i zawaleniem wszystkich spraw. Impreza w męskim gronie. Tak zwana „męska wódeczka”. Brzmi kusząco, ale kończy się zwykle smutno i beznadziejnie. Owszem, czasem trzeba pogadać. Rozłożyć świat na łopatki, męskim śmiechem odgonić demony i ogarnąć problemy. Ale ja byłem zawsze dezerterem z imprezy. Zasłaniałem się pracą. I teraz ta myśl, że może gdybym przyszedł, to udałoby mi się odciągnąć go od tych pokus. Zatrzymać toczenie się z równi pochyłej.

Kamil spadł z samego topu. Był gwiazdą mediów, cenionym i nagradzanym dziennikarzem, a kilka lat później tak nabroił, że znalazł się praktycznie na dnie. Jakie to ludzkie i jakie to smutne.

W TVN go nie lubili, bo był szefem tyranem. Słynna scena z brudnym biurkiem Durczoka, odbiła się żartami po całym kraju. Po zdobyciu tych wszystkich Wiktorów, trochę gwiazdorzył i zadzierał nosa. Widywaliśmy się jedynie w przelocie, na korytarzach w telewizji lub na jakiś bankietach.

Dawno temu, gdy błyszczał w mediach, miałem komediowy występ w jakimś małym pubie w Katowicach. Już po moim występie Kamil wyszedł z bocznej sali, gdzie była impreza zamknięta i ze zdziwieniem spytał, co tutaj robię, „w takiej budzie”. Tak się miło wyraził. On był na spotkaniu klasowym i już idzie, bo się nudzi. Dawne koleżanki i koledzy ze szkoły okazali się po latach mało ciekawi.

Był jednak ożywiony, że mnie spotkał i poszliśmy razem na drinka. – Ja w takich klubach występuję – powiedziałem. Każdy kto jest w tej branży wie, że nie zawsze gra się koncerty w sali kongresowej, czy w Teatrze Wielkim. Był szczerze zdziwiony. Myślę, że gdy wypadł z salonów, zrozumiał to bardzo dobrze.

Kamil walczył do końca. Mimo nałogu, który go zjadał i życia, które mu się kompletnie posypało, nie poddawał się. Założył portal informacyjny, angażował się w akcje społeczne, był czynnym publicystą, komentował celnie scenę polityczną. Wytoczył procesy gazetom, które pisały o nim bzdury. Mimo zdarzającego się hejtu i ataków, pokazywał swą jasną stronę mocy.

W twardym lockdownie, gdy wszyscy siedzieliśmy uwięzieni w swych domach, napisał piękny tekst o mnie i moich poważnych felietonach. Zaczynało się to jakoś tak, „Jeżeli ktoś brał Krzyśka Skibę jedynie za prześmiewcę, to bardzo się mylił…”.

Pogubiony człowiek, świetny dziennikarz, ulubiony cel ataku dla wielu, którzy nie mieli takiego talentu jak on. Jak to łatwo w Polsce doładować sobie akumulatory, gdy się widzi upadek bliźniego.

A mało kto był tak wysoko i tak nisko upadł. Choć upadł nie do końca, bo walczył. I za tę twoją walkę z demonami życia, wypiję dziś Kamil wódeczkę. Tak jak lubiłeś. Całą szklankę na raz – napisał Skiba.

Polecane

Share This