W opublikowanej na naszych łamach recenzji , Karol Stefańczyk pisał o „untitled unmastered.”: „Płyta opisywana jest jako pozbawiona masteringu. Nawet jeśli, momentami to surowe brzmienie służy niektórym utworom. Żeby nie było, nie zawsze, bo np. utrzymane w duchu DJ Quika nagranie zamykające ten krótki krążek mogłoby brzmieć jeszcze lepiej, jeszcze bardziej mięsiście. Nie będę jednak narzekał. Nie mam prawa. Kendrick Lamar po raz kolejny tworzy historię”.