Od nocnika po nocny klub. Flint recenzuje nowego Floral Bugsa

Na mnie możesz polegać, bo za mną już zimny prysznic – rapuje Bugs na „Kłamczuchu”. Święte słowa.


2023.05.17

opublikował:

Od nocnika po nocny klub. Flint recenzuje nowego Floral Bugsa

grafika: mat. pras.

No przecież znam Floral Bugsa. To ten pomysłowy horrorcore’owiec od Słonia. Ten zapatrzony w zagraniczne sceny typ, który będzie rapował na wyścigi, gęsto i chrapliwym głosem. Ten niezwykle dobrze wychowany młody człowiek – gdybym go z Avim zapraszał na szamę, drżałbym, czy przypadkiem nie mam plamy na koszuli i nie pomyliłem ułożenia widelca do obiadu z widelcem do sałatki. Wszystko bzdura, album „Kłamczuch” pokazał mi, że nie mam o Tymku pojęcia.

Otwierający numer tytułowy to taki Slim Shady, który pastwi się jednak wyłącznie nad sobą. Główny bohater nie jest żadnym bohaterem, jest sam, wymęczony przez nałogi, zgruzowany przez rapową „karierę”. A to tylko początek złomowania się, tu mamy jeszcze ironiczny humor w roli poduszki powietrznej. Numer później Floral będzie łkał na auto-tunie o kreowaniu postaci, którą uważał za prawdziwą. W połowie płyty, gdzieś obok efektownej parafrazy Maty, w refrenie padną kierowane do siebie pytania „Gdzie zgubiłeś osobowość panie raper? / Dlaczego, jak nie idzie numer, to po nocach płaczesz?”, a na koniec „s” word, samobójstwo.

„Leżę pijany w hotelu, w centrum Warszawy / kabel od telefonu jak krawat mam zawiązany / koszulę mam ze wstydu, garnitur z braku odwagi / i pytam się sam siebie, czy się chciałem serio zabić?” – słyszę z kolei w „Muminkach”, już od wejścia przypominających Zeusa z „Nie żyje”. W następnym „Jestem Tymek” wraca moc sprawcza, siła wewnętrzna i wiara w siebie, czuć chęć zagrania kontrastem, choć spowiedniczy ton i tak zostaje zachowany. Album kończą „Dorośli” – naprawdę niegłupi numer o zbyt wczesnym dorastaniu, wpisaniu w rolę, która uwiera. O tym młody rap powinien mówić dużo częściej.

O tym, że Floral Bugs umie nawijać, wszyscy słyszący wiedzieli najpóźniej gdzieś w okolicach tego, jak zostawał Młodym Wilkiem. Nie ma co o tym mówić. Teraz gość przekonuje mnie ostatecznie, że umie pisać i nie chodzi mi o efekciarskie bon moty czy zbitki rymów. Słychać to szczególnie po obrazkach pokroju „baletnicy z fałszującej pozytywki”, po scenkach w rodzaju „Ciągły pośpiech jak plastikowa wyścigówka / pan dorosły obgryza gumeczkę od ołówka” czy „Obity żebrak przy rondzie pyta mnie, czy szybkę przemyć / Ja dzwonię z podobnym tonem, pytając się o tantiemy”.

Wyrzyg emocjonalny nie wiąże się szczęśliwie z monotonią, bo jest tu i romantyczny, bardzo chwytliwy singiel w damsko-męskim duecie („Moulin Rouge”), jest tu oskarżycielski, publicystyczny „Listopad”, klasycznie rapowany „Jestem Tymek”. I będzie tu na co ponarzekać – dla mnie za dużo tu mamrotanego, tune’owego śpiewania względem rapowania, poruszamy się też za blisko rejestrów Szpaka (z „Płonie mi łeb” będącym już jawną przeginką). Zdarzy się metafora wyświechtana czy pretensjonalna (zwiędłe kwiaty), nieco naiwności (za którą można by winić np. Sokoła, nie gościa w tym wieku). Producent Kudel skoczy od trapu przez drill’n’b do skreczowanego hip-hopu na mocnych bębnach, dba o urozmaicenia, bity mają jednak charakter dopełniający rap, nie stanowią wartości samej w sobie.

Poza tym wszystkim „Kłamczuch” to rzecz jednoznacznie dobra. Raper jest w zgodzie ze sobą i w zgodzie z producentem, nie czuć grama wyrachowania, a album jest rzeczywiście albumem, nie używam tego słowa jako synonimu do „płyta” czy „krążek”. Odświeżająco szczere, angażujące emocjonalnie, gdzieś prowadzące, przemyślane, porządne wykonawczo. Takich rapów chcę słuchać.

Marcin Flint
Ocena: 4/5

Floral Bugs „Kłamczuch”, wyd. Floral Gang

Polecane

Share This