Paweł Małaszyński – Cochise: „Nie dajemy się stłamsić i skopać”

Rozmowa z muzykami zespołu Cochise: wokalistą Pawłem Małaszyńskim i gitarzystą Wojciechem Naporą


2010.03.07

opublikował:

Paweł Małaszyński – Cochise: „Nie dajemy się stłamsić i skopać”

Z muzykami zespołu Cochise: wokalistą Pawełem Małaszyńskim i gitarzystą Wojciechem Naporą rozmawia Piotr Sawczuk.

Szykujecie się do szturmu na polską scenę muzyczną?

W.N. Na pewno nie będziemy organizować działań na szeroką skalę. Istniejemy tak jak tysiące innych „nieprofesjonalnych” czy też „niezawodowych” kapel, a może nawet gorzej, ze względu na działalność zawodową naszego wokalisty. Gorzej nie w sensie jakościowym, a ilościowym. Na pewno rzadziej gramy koncerty i próby. Jednak jak już się spotykamy to nie marnujemy czasu.

Jakie cele muzyczne zakładacie sobie grając w Cochise?

P.M. Nagrywać dobre płyty.

W.N. Tworzyć dobre utwory, z których każdy z nas jest zadowolony.

Wasza nowa płyta „Still alive” ukazała się 10 lutego. To w większości „angielskojęzyczna” płyta. Dlaczego?

P.M. W większości teksty są jednak w języku angielskim. Na naszym pierwszym demo „9”, które ukazało się mniej więcej pięć lat temu, przeważały teksty polskojęzyczne. Teraz, w jakiś naturalny sposób okazało się, że większość będzie po angielsku. Napisanie tekstu, szczególnie po polsku, nie jest prostym zadaniem. Zawsze kiedy mam to zrobić spędza mi to sen z powiek. Angielski jest takim uniwersalnym językiem, w którym czuję się bardzo dobrze, jeżeli chodzi o pisanie tekstów bo tam mogę przenieść całą swoją wrażliwość, to co naprawdę myślę, mogę się pobawić słowem. Lubię się też bawić słowami w języku polskim, ale to mi przychodzi o wiele ciężej. Niedoścignionym wzorem jest tu dla mnie Kaśka Nosowska, która jest pod tym względem fenomenem. Chciałbym kiedyś tak pisać.

Jak wygląda kwestia waszych prób? Czy ciężko jest wam połączyć działalność Cochise z zawodem waszego wokalisty?

P.M. Z próbami rzeczywiście jest dosyć ciężko. Tak jak powiedział wcześniej Wojtek, próby są bardzo solidne, kiedy się spotykamy. Ja, cały czas będąc w Warszawie, pracuję nad nowymi tekstami, układam linie melodyczne, często nagrywam to na dyktafon i przesyłam mailem chłopakom, którzy to oceniają, mówią, co jest złe, co można poprawić.

W.N. Czasami też to akceptujemy… ( śmiech)

P.M. No tak. Wtedy, po jakimś czasie, gdy przyjeżdżam do Białegostoku, chłopaki mają już praktycznie gotowy materiał, który mi przedstawiają i razem zastanawiamy się co jest ok, co ewentualnie możemy poprawić, a z czego rezygnujemy. Wtedy dochodzą próby z naszym perkusistą i robimy materiał w kanciapie. Nie marnujemy czasu na próbach tylko pracujemy nad wspólnymi pomysłami. Zawsze było podobnie. Jesteśmy pod tym względem bardzo solidni i teraz, jak zastanawiam się nad tym z perspektywy czasu, to nie jest takie łatwe, a my sobie z tym naprawdę radzimy, z tym byciem na odległość, z graniem. Cały czas tworzymy i mamy do tego pasję. W tym zespole każdy głos jest ważny. Często idziemy na kompromis. Tak było np. w przypadku utworu „To wszystko”, do którego tekst napisałem jadąc na próbę pociągiem z Warszawy do Białegostoku. Coś nie leżało w ogólnym schemacie tego numeru. Wojtek zagrał nowy riff, ja stwierdziłem, że tekst do tego musi być jednak po angielsku i tak powstał „Suicide lovers”. Można go posłuchać na naszej nowej płycie.

O czym najchętniej śpiewasz, o czym są Twoje teksty?

P.M. Doszedłem do wniosku, że niemal wszystkie teksty, które napisałem, mówią o miłości. Krążą wokół miłości. Nigdy nie chciałem o tym pisać, bo jest to takie infantylne, głupie i wszyscy o tym piszą. Na pewno staram się, żeby moje teksty były takie trochę pokręcone, połamane, nie mówiły o czymś wprost. Warstwa tekstowa jest dla mnie bardzo ważna. Ja zawsze słuchając nowych kapel najpierw zwracam uwagę na to o czym śpiewają. Jeśli coś mnie nie interesuje tekstowo, to kompletnie to odrzucam. Sam staram się pisać o czymś, moje teksty muszą być ciekawe, muszą mieć w sobie pewną tajemnicę. Oczywiście nie wszystkie utwory mówią wprost o miłości. Np. kawałek „War song” – mój ulubiony utwór z płyty – opowiada o tym, że wojna jest czymś okropnym, że może spotkać każdą nację. „Pieśń wojenna”, tłumacząc tytuł piosenki, mówi o tym, że nie wierzę w nienawiść dla samej nienawiści, w chaos dla samego chaosu.

Czego słuchacie? Czy czerpiecie z czegoś inspiracje do tworzenia własnej muzyki?

P.M. To jest bardzo ciekawe. Cochise to jest połączenie inspiracji każdego z nas. Tak jak ja, wychowałem się na potężnej eksplozji i rewolucji muzyki z Seattle, czyli grunge’u i to jest dla mnie pewna inspiracja. Jeśli chodzi o teksty, niedoścignionym autorytetem jest dla mnie Kaśka Nosowska. Słucham też Nine Inch Nails, The Beatles. Wszyscy członkowie Cochise są też wielkimi fanami zespołu Queen. No ale chłopaki słuchają też zupełnie innych kapel.

W.N. Ja z basistą Radkiem, gramy też w heavy metalowej kapeli „Hellraizer”. Wydaje mi się, że Cochise jest wypadkową tego, czego słuchają członkowie zespołu. Znaleźć można zupełnie spokojne, liryczne piosenki, a tuż obok heavy metalowe riffy ładnie zakamuflowane rockowym pazurem.

P.M. To jest fajne, że słuchając obecnie naszej nowej płyty „Still alive” mogę powiedzieć, że każdy utwór jest zupełnie inny. Każdy powinien znaleźć się na innej płycie. Fajne jest to, że nie ograniczamy się tylko do mocnego grania, ale robimy też spokojne kawałki. Nie odrzucamy czegoś i nie mówimy, że coś jest złe, bo nie pasuje do koncepcji płyty. Ja nie wiem co to jest koncepcja płyty…

W.N …ja też nie. (śmiech) Przede wszystkim jest to potężna dawka niezależności, czyli nie mamy wyznaczonych celów, że płyta ma być spokojna, liryczna, utwór ma trwać dwie i pół minuty bo tylko tyle puszczają w radiu, gdyż inaczej zostanie skrócony albo się nie sprzeda.

P.M. Nie mamy tych ograniczeń bo nie wiążemy się z żadną wytwórnią, nie chcemy iść na jakieś kompromisy z ludźmi z zewnątrz, bo to jest nasze, nie pozwolimy sobie tego okroić czy zrobić z tego – tak zwanej – papki medialnej. Ze względu na moją osobę dużo ludzi zaczyna się tym interesować, co jest fajne, ok. Może my w tym momencie mamy jakąś większą szansę i możliwość na przebicie się, ale zawsze jednak chodzi o moją osobę, a nie o muzykę, którą tworzymy. Ludzie, którzy nam coś proponowali, w większości nawet tego nie słyszeli. Śmieszne było to, kiedy otrzymaliśmy propozycję wydania płyty jako dodatku do jakiejś popularnej gazety, której nazwy nie wymienię. Jesteśmy szczerymi, poważnymi, dorosłymi ludźmi i robimy to co nam się podoba. Nie wszyscy będą lubić to co robimy i muzykę którą gramy.

W.N. Absolutnie nawet nie o to chodzi, nie oczekujemy, żeby każda opinia na temat naszej muzyki była pozytywna. Nie to jest naszym celem.

Jak wygląda kwestia nowej płyty „Still alive”? Czy jest ona wydana przez jakąś wytwórnię, czy nadal niezależnie przez was?

W.N. Płyta jest wydana przez wytwórnię CochiseRock, czyli przez nas samych, kompletnie niezależnie. Etap tworzenia tej płyty – od początku do końca – jest całkowicie pod naszą kontrolą. Sami w nią zainwestowaliśmy.

P.M. Nikt nam oczywiście niczego nie sponsoruje, przy masteringu pomagała nam warszawska grupa „5th element”. Tłoczymy płyty w GM RECORDS, co nie jest żadną tajemnicą. Wydajemy dwa tysiące egzemplarzy i robimy to za własne pieniądze, a płytę można będzie kupić na allegro lub za pośrednictwem naszej strony www.cochise.pl. Czy uda nam się sprzedać dwie, pięć, sto, czy wszystkie płyty – nie myślimy w ten sposób i takimi kategoriami.

Każdy z was jest dorosłym, poważnym, ustatkowanym człowiekiem. Jak widzicie i jak traktujecie wasz zespół? Czy jest to bardziej hobby, czy może wchodzą w grę kwestie poważne np. sposób na życie, zarabianie pieniędzy?

W.N. Nigdy się nie zastanawiałem nad tym, jak to traktuję. Na pewno bardzo poważnie. Jest to dla mnie szalenie ważna część życia, natomiast nie stawiam sobie takiego celu, że chciałbym zostawić wszystko i utrzymywać się tylko z grania. Oczywiście jakby coś takiego wyszło to bardzo fajnie, jednak nie dążę do tego za wszelką cenę. Uważam, że im coś w muzyce bardziej profesjonalnie się robi, więcej serca w się w to wkłada, tym ma się z tego większą radość i frajdę. Ukazaniu się naszego pierwszego dema „9” towarzyszyło ogromne podniecenie. Wręcz świętowaliśmy jego „wydanie”. Do dziś lubimy powracać do tych dni, bo jest to dla nas pewien obraz tamtych czasów. Tak samo jest z nową płytą, natomiast nie mam pojęcia co się z nią stanie dalej i szczerze mówiąc specjalnie o tym nie myślę.

P.M. Muzyka dla mnie zawsze była ważna, ona też ukształtowała moją osobowość za młodych lat. Od zawsze marzyłem o tym, żeby mieć kapelę, pisać teksty i śpiewać. Może mam do siebie tylko o to pretensje, że nigdy nie nauczyłem się grać na żadnym instrumencie, bo nie miałem do tego cierpliwości. Dla mnie muzyka jest tak samo ważna jak moja rodzina, mój zawód. Stawiam to wszystko na jednym piedestale. Chcę się realizować jako aktor i jako muzyk.

 

Kiedyś powiedziałeś takie słowa „Gramy czystego rock’n’rolla, bez żadnego darcia gardła szybko i fajnie…

P.M. Nie no, czasem gardło zdzieram. (śmiech)

Czy uważacie, że to co robicie wystarczy, żeby zaspokoić słuchaczy w dzisiejszych czasach? Wiadomo, że obecnie szuka się alternatywy dla – tego zwyczajnego – rocka.

W.N. Od razu powiem, że nijak na to nie patrzymy, nie patrzymy na trendy. Z mojej strony to nie jest tak, że robię coś anty temu co się teraz dzieje. Po prostu gramy muzykę, na której poniekąd się wychowaliśmy. Wiele osób powie, że w tych czasach tak się nie gra, natomiast nas tylko takie granie pociąga. Nie wyobrażam sobie takiej sytuacji, że siadamy z Pawłem i mówię – stary teraz są takie czasy, przyniosłem klawisze, chodź zobaczymy co się stanie gdy nacisnę ten guzik. My skupiamy się na fajnych – naszym zdaniem – kawałkach, na dźwiękach, nad którymi panujemy. Czy brzmi to nowocześnie czy nie, nie zastanawiamy się nad tym.

P.M. A my tak gramy, jesteśmy oldschool’owi. (śmiech) Eksperymentowanie nie leży w naszej wrażliwości. Oczywiście nie potępiamy innych. Są tacy co lubią eksperymentować, np. mieliśmy do czynienia z tym ostatnio, kiedy ukazała się płyta Agnieszki Chylińskiej. Ok, nie potępiamy tego. My nie wchodzimy z butami w czyjeś gusta muzyczne, w czyjąś wrażliwość. Nasza jest taka i niestety nic na to nie poradzimy.

W.N. …Stety. ( śmiech)

Na pewno zauważyliście i macie tego świadomość, że o zespole Cochise zaczęło się mówić głośniej od momentu kiedy dostrzeżono w jego szeregach nazwisko Małaszyński. Czy dla was, jako muzyków nie jest to lekko upokarzające, że ludzie zwracają uwagę bardziej na jednostkę niż cały wymiar waszej twórczości?

W.N. Powiem Ci tak, nie przeczę, że wiele osób usłyszało o tym zespole tylko i wyłącznie przez to, że Paweł, jako osoba popularna, jest jego wokalistą. Nie mnie to oceniać. Dla mnie Cochise kojarzy się zupełnie z czymś innym. Jeżeli ktoś usłyszał tę muzykę dzięki osobie Pawła, to ok. Najgorzej byłoby wtedy, gdyby usłyszał nazwę Cochise ze względu na Pawła, nie słyszał nigdy naszej muzyki i wydawał osądy, że to np. „kolejny śpiewający aktor”.

P.M. Nasza przygoda z muzyką, Wojtka, moja, jak i naszych kolegów z zespołu, zaczęła się wiele lat temu. Myśmy zaczęli grać już w liceum. Wywodzimy się z jednego środowiska. Nasza wspólna przygoda z Cochise, zaczęła się mniej więcej w momencie kiedy upadł mój zespół Apogeum. Zaprosiliśmy z Darkiem na naszą próbę Wojtka, później doszedł Radek i tak to wszystko się zaczęło. A to co teraz się dzieje wokół mojego nazwiska, hmm… Wszystkim wydaje się, że jest nam łatwiej. Oczywiście w pewnym sensie tak. Mamy różne propozycje, niektóre śmieszne. Być może koledzy z tysięcy innych zespołów poszliby na taki układ, my jednak nie. Szukamy odpowiedzialnej, konkretnej osoby, która zainteresuje się muzyką, a nie twarzą wokalisty. To jest też sprzeczne z moim „ja”. Nie dajemy się stłamsić i skopać w pewnym sensie.

Na jakim podłożu czujesz się lepiej? Na deskach teatru, czy na deskach sceny stojąc razem z kolegami i grając muzykę?

P.M. Ja zawsze najlepiej się czuję, kiedy coś podrażnia moją wrażliwość. Ja podchodzę do tych spraw bardzo duchowo. Dla mnie jest to szalenie ważne. Bardzo spalam się tworząc, bo dla mnie wszystko musi współgrać. Wszystko musi być dopracowane, staram się być perfekcjonistą w tym co robię. Lubię się spełniać w tych wszystkich kategoriach stricte artystycznych, zawsze mnie to pociągało. Zawsze chciałem być częścią, tworzyć muzykę mając świadomość tego, że jest to mój pot, moje łzy, moja krew, tysiąc problemów, tysiąc rozmów. To jest dla nas najważniejsze, a nie to, co ktoś o tym pomyśli, powie, napisze. TO!…jesteśmy my. Myśmy to zrobili, tak czy inaczej. Nie podoba Ci się Cochise? Wyrzuć to do kosza.

Co sądzicie o kapelach, które kupują teksty do swojej muzyki?

P.M. Wiesz, jeśli ktoś dobrze się z tym czuje to w porządku. Zawsze w takiej sytuacji oznaczone jest kto ten tekst napisał. Znam parę osób, które nie są mocne w pisaniu tekstów i posiłkują się dobrymi tekściarzami.

W.N. W naszej sytuacji jest to niedopuszczalne. Nie o to chodzi w Cochise. My robimy to sami. Nie wyobrażam sobie sytuacji kiedy Paweł powiedziałby – słuchajcie nie napiszę do tego tekstu, tylko zaraz od kogoś go kupię. (Śmiech Pawła)

W 2005 roku graliście na białostockiej scenie, między innymi z Kultem. Był to Rockfest. Nietypowe pytanie, czy zgadzacie się z dewizą Kazika Staszewskiego, który w jednym ze swoich szlagierowych utworów śpiewa „wszyscy artyści to prostytutki”?

P.M. (Śmiech) Ja osobiście pracuję w takim, a nie innym zawodzie. Jestem też w pewnym sensie facetem do wynajęcia. Czy to jest jakaś prostytucja? Wiesz, ja wiem w jakim kontekście Kazik śpiewał tę piosenkę. Oczywiście można odnieść to do naszych współczesnych czasów, bo to bardzo dobrze do nich pasuje. Cała ta papka medialna, od której ja staram się być raczej daleko. Jestem takim outsiderem, stoję trochę na uboczu, ufam swoim decyzjom, które sam podejmuję. Ufam swoim wyborom i wiesz, ja za nie ponoszę konsekwencje takie a nie inne. Ale nigdy też nie pozwolę sobie na to, żeby ktoś decydował za mnie i wchodził w moje życie z buciorami. Moja prywatność jest moją prywatnością. Staram się siebie nie sprzedawać. Jeśli decyduję się już wejść w coś, to wchodzę w to bardzo konkretnie, oddaję dla tego całe serce.

W.N. Hmm, to bardzo ciekawe pytanie, nad którym się nigdy nie zastanawiałem. (śmiech) Bardzo cenię Kazika i jego teksty dlatego myślę, że ma rację. (śmiech)

Kiedy najbliższy koncert? Kiedy dacie się usłyszeć publiczności, fanom, którzy czekają na wasz występ?

P.M. Już jest mi wstyd, że muszę odpowiadać na to pytanie. To jest ten ból, mój i chłopaków, że wszystko jest tak ograniczone czasowo. Ciężko jest zgrać te wszystkie terminy. No ale cóż, na razie jesteśmy zespołem nagrywającym a nie koncertującym. (śmiech)

W.N. Powiem tak, zagramy najszybciej jak się da.

Czego życzylibyście sobie w tym niedawno rozpoczętym nowym roku jeżeli chodzi o Cochise?

W.N. Koncertów.

P.M. Dzięki.(śmiech)

Jesteście lokalnymi patriotami?

P.M. Ja na pewno tak. Ja nigdy nie wyparłem się Białegostoku, stąd pochodzę, tu są moje korzenie, tu spędziłem całe dzieciństwo i nie wyobrażam sobie życia w innym miejscu. Staram się pomagać temu miastu najbardziej jak mogę, chociaż zagrywki ludzi, którzy w Białymstoku zajmują wysokie stołki, są często nie fair. Często się z nimi nie zgadzam i czasami uważam, że nie myślą. Nie myślą o ludziach, o białostoczanach.

W.N. Ja na pewno – z różnych powodów – nie jestem lokalnym patriotą, choć bardzo lubię to miasto.

P.M. Ostatnio spotkałem w knajpie w Białymstoku młodego człowieka, który podszedł do mnie i powiedział – „Ciesz się, że Ci się udało. Ciesz się, że wyjechałeś. Bo tu młodzi ludzie umierają”. Uścisnął mi dłoń i zniknął.

Jeśli poruszamy kwestię znanych białostoczan, to co sądzicie o kandydaturze naszego Pana Krzysztofa Kononowicza na prezydenta RP?

W.N. Uważam, że trochę skrzywdzono Pana Krzysztofa. Zdecydowanie to nie on za tym stoi. To jest bardzo smutne i niestety powiem, że trochę białostockie.

P.M. Ja zawsze uważałem, że to jest dowcip, który nie powinien mieć miejsca. Można było oczywiście pośmiać się na początku, ale teraz to już idzie naprawdę w złym kierunku.

Ja ze swej strony życzę wam żebyście pokazywali się fanom na żywo jak najczęściej i powodzenia w produkcji oraz rozpowszechnianiu muzyki Cochise.

W.N. Dzięki.

P.M. Dzięki.

Rozmawiał Piotr Sawczuk

Polecane

Share This