Peja przedstawił pierwszego gościa na „G.O.A.T.” i wyjaśnił, dlaczego nie usłyszymy ich wielu

Raper opowiedział o postępach w pracy nad płytą.


2019.06.30

opublikował:

Peja przedstawił pierwszego gościa na „G.O.A.T.” i wyjaśnił, dlaczego nie usłyszymy ich wielu

fot. Daniel Perz

„G.O.A.T.” ma już datę premiery. Peja ogłosił w maju, że album ukaże się 21 września. Teraz raper dzieli się wieściami na temat postępów w pracy nad płytą.

Za mną cztery studyjne sesje – niecałe 20 godzin w ciągu których zarejestrowałem 12 kawałków na album „G.O.A.T.”. Wychodzi na to, że dobrze się przygotowałem (tempo pracy), bo nie przewiduję żadnych poprawek. Zostały do zrobienia dwa refreny, których po prostu w dniu nagrania nie posiadałem – poinformował raper.

Artysta zdradził, że na jego płycie usłyszymy amerykańskiego weterana. Wyjaśnił również, że z racji na osobisty charakter materiału nie przewiduje wielu gościnek.

Pierwszym gościem na płycie jest legenda z Bronxu – Chi Ali (to już chyba tradycja że zaczynam w ten sposób – przy okazji „25_godzin” analogiczna sytuacja była z Edo G, który jako pierwszy nagrał swoje partie) który pojawi się w utworze „Kiedy rozum śpi”. Finalnie przewiduję około 14-17 utworów, z czego np. 17 pojawi się w wersji deluxe dostępnej w preorderze, a co za tym idzie wersja sklepowa zawierać będzie mniej, czyli np 14. Płyta dość osobista, wiec dalsi goście to jedynie dwie propozycje muzyczne. Reszta utworów albo zawiera tyle zwrotek, że nie ma miejsca dla nikogo albo w związku z osobistą tematyką zamyka drzwi innym (MC) raperom.

Poznaniak zaskoczył ostatnio nowoczesnymi brzmieniami. Okazuje się, że na „G.O.A.T.” także znajdzie się dla nich miejsce.

Stylowo jest bardzo różnorodnie. Jak dotąd trzy w nowoszkolnej stylistyce: „Oczekiwania”, „Game Changer” oraz „Bolesne powroty”. Klasyczne samplowane bangery to: „Big Rich”, „Pytania” oraz tytułowy „G.O.A.T.” – będą Państwo zadowoleni. Do tego rapowane „Intro” i „Outro: Wprowadzenie” oraz trzyzwrotkowy „Happy End”. Tutaj też bardzo klasycznie – stary dobry White House można powiedzieć. Są też tzw. nowoczesne klasyki – klasyczna podziałka bębnów, ale zamiast sampli trochę dzikiego grania: „Kiedyś to było”, „Ten typ tak ma”, „Akacja” oraz wspomniany już wcześniej „Kiedy rozum śpi”.

Zdarzyło mi się trochę pośpiewać i nie chodzi tylko o kwestie refrenów. Dużo podziałów rytmicznych, ekspresji w stylu „Sportowa złość” (tzw. stary dobry Rychu) – odpowiednio do kontekstu i zawartości merytorycznej. Sporo eksperymentów z flow, co nie umknie słuchaczowi, który rzeczywiście sprawdza na bieżąco moją radosną twórczość 🙂

Tematycznie trochę teraźniejszego życia, trochę „Back In the Days”, głównie real talk, życiówki, z którymi można się utożsamić. Raczej zero bragga bufonady i rozliczania c*** wie czego (c*** wie kogo to już troszkę tak:) Jestem na dobrej drodze, żeby zrobić lepszy album niż „25_godzin” – co w momencie premiery tej płyty, zaledwie pół roku temu wydałoby się niemożliwe. Ale to właśnie finalny efekt brzmienia i sam odbiór poprzedniego krążka dał mi kopa do dalszej niczym niewymuszonej pracy. I to właśnie w tym kocham – komentuje Peja.

Raper przyznaje, że jest teraz w dobrej formie i w dobrym momencie w życiu, a to daje mu komfort pracy i przekłada się na jakość nagrywanej przez niego muzyki.

Czuję się jak 10 lat temu (SŻG), kiedy nie zwracałem uwagi na OLiS, Internet, ilości sprzedanych płyt i wszystko to, co teraz jest tak ważne zarówno dla konsumentów jak i samych wytwórców 🙂 Szczerze, cieszy mnie to bardzo, bo chociaż 10 lat temu żyłem bardzo swoim poza muzycznym życiem to nie miało one takiej jakości jak dziś:) Uważam, że zrobiłem naprawdę świetną robotę w kwestii obszarów, które są mi najbliższe.

Robię muzykę ze świetnymi ludźmi i nie uzależniam swojego bytu ani od opinii innych ani od wymogów rynku. Mało tego. Nie uzależniam swojego bytu od robienia muzyki, bo muzyka zawsze była jest i będzie częścią mojego życia. Po prostu k***a kocham robić kolejne nagrania. Potrzeba ich publikacji wynika głównie z chęci pochwalenia się tym co aktualnie skleciłem. Warto jednak poskromić swoją ambicję. Istnieje jednak opcja, że za jakiś czas zniknę z przestrzeni publicznej a nagrania zasilać będą wyłącznie szufladę kto wie…

Muzyka sprawia, że czuję się wolnym człowiekiem. Jednak z wytęsknieniem czekam na dni kiedy będę mógł zajmować się mniejszą ilością zobowiązań związanych również z muzyką na rzecz rodziny i dalszego rozwoju osobistego. To znacznie większa potrzeba wolności niż to co odczuwam teraz.

Trzeźwość ma to do siebie, że w pewnym momencie odpuszczasz pęd ku karierze, robienie kasy, porównywanie się z innymi i walkę o rzeczy, które już na drugi dzień będą nieistotne dla świata. Wszystko to na rzecz spokoju i ogólnego dobrego samopoczucia, którego ludzie tzw sukcesu mają jak na lekarstwo. Nie chcę wciąż spełniać czyichś oczekiwań i sam się nimi karmić. Taka gonitwa na trzeźwo byłaby dość wyniszczająca dlatego rozumiem tych, którzy lecą na prochach i wódzie – muszą się znieczulać żeby to przetrwać, dać radę, osiągnąć cel. Za wszelką cenę. To już nie dla mnie. Nie zamierzam wracać do tego co było. Od lat wolę uczyć się na cudzych a nie swoich błędach. Jak każdy nadal je popełniam ale w kwestii szacunku do siebie samego, dbania o komfort (przede wszystkim psychiczny) swój i najbliższych nie ma opcji bym zawrócił.

Podobno mógłbym robić więcej rzeczy i być bardziej widoczny. Trudno mi powiedzieć czy to świadomy wybór czy nadal walka z własnymi ograniczeniami. Raczej pół na pół. Szczerze? Dobrze jest mi w tym miejscu gdzie jestem. W 2017 nawinąłem na Remisji, że robię to wszystko wyłącznie hobbystycznie;) Bo tylko w taki sposób można mieć w miarę zdrowe podejście. Dokładnie jak w latach kiedy nagrywałem album i szedłem pić do klubów. Dziś klub zamieniłem na dom, a butelkę na odpowiedzialność za rodzinę. To już jakieś ujęcie procentowe pojęcia „dojrzałość” – podsumowuje Peja.

Polecane

Share This