Polski hip-hop – najlepsi raperzy i producenci

Kolejna część podsumowania 2013 roku.


2014.01.08

opublikował:

Polski hip-hop – najlepsi raperzy i producenci

Raperzy:

1. VNM (na zdjęciu)



Utalentowany pracuś. Gdy przypomnimy sobie elbląskiego rapera sprzed pięciu-sześciu lat, pierwsze co może przyjść nam namysł, to wyszczekany MC, który kwadratowym flow i czerstwymi rymami próbuje przekonać nas o swojej potędze. Dziś z tamtych lat pozostał tylko głód. VNM zapanował nad techniką: od dawna nie duka już ostatnich wersów, a akcent padający na podwójne rymy nie sugeruje, jakoby były one największym (i jedynym) atutem rapera. Obecnie jego rap przede wszystkim płynie i odnajduje się tak na spokojnych, jak i wzburzonych, agresywnych bitach. A że technika nie jest tu celem samym w sobie, tego dowodzi np. tytułowy utwór z albumu „ProPejn”, gdzie powtarzające się rymy zabolą tylko tych, którzy jeszcze słuchają hip-hopu z kalkulatorem w ręce. VNM nadal umie się chwalić swoimi umiejętnościami (dowodem poniższe nagranie), ale w 2013 jego rap imponuje przede wszystkim szczerością i treściową dyscypliną. Wciąż zachowawczo idzie śladami swoich idoli (głównie Drake’a), ale miejmy nadzieję, że jak w poprzednich latach konsekwentnie się rozwijał, tak najbliższe miesiące przyniosą muzykę już absolutnie własną.

2. Ras



Był taki moment w karierze Rasa, gdy jego rap bardziej rozczarowywał niż zachwycał. W okolicach „Hotelu trzygwiazdkowego” zdarzyło mu się przesadnie flirtować z cudzą stylistyką („My Beautiful Dark Twisted Fantasy” Westa), popełnił też kilka numerów, w których jego ego rzeczywiście latało ze stewardessami, mimo że powinno siedzieć na tyłku i pracować nad formą. Ot, podniebny, zadowolony z siebie hip-hop, który w przybliżeniu przypominał bardziej zieloną wyspę. Na „Za młodych na Heroda” nadal dużo mówi się o podbijaniu szczytów i sięganiu gwiazd. Całe szczęście, tym razem możliwości dorównują ambicjom. Ras świetnie panuje nad swoim rapem (posłuchajcie tylko, jak umiejętnie kontroluje przyspieszenia w „STU” czy „Drogowskazach”), natomiast w warstwie tekstowej udało mu się pogodzić błyskotliwe, cięte wersy z konceptualnymi historiami. Rap słusznie szybuje więc wysoko nad konkurencją, natomiast ego jest już bliżej słuchacza – dowodem ostatni utwór.

3. KęKę



Powiew świeżości na polskiej scenie. Mimo że radomski MC ma już trzydzieści lat na karku, dopiero w ubiegłym roku przyszło mu wydać swój legalny debiut. Jak sam przyznaje, wielu poznało go lepiej tej jesieni, ale wzrost popularności najwyraźniej go nie zepsuł – patrz wpisy na Facebooku. I bardzo dobrze. Brakowało kogoś takiego: kto nadal wzoruje się na 2Pacu, a nie gwiazdach nowej szkoły; kto wyznacza granice swojego stylu przepitym głosem, niedokładnymi (albo żadnymi) rymami i wycieczkami poza bit, a jednocześnie potrafi nie raz i nie dwa wpleść w zwrotkę podwójne; kto jest w równym stopniu kolegą z osiedla i erudytą. Znów można by przytoczyć słowa kolegów z Popkillera, które najlepiej opisują KęKę – Sarmata hip-hopu. A poza tym to piekielnie charyzmatyczny, niepodobny do nikogo innego raper. Na nadchodzący rok pozostaje mu tylko życzyć lepszej ręki do bitów.

{reklama-hh}

Producenci:



1. SoDrumatic



Pierwsze miejsce należy się SoDrumaticowi nie tylko za robotę, którą wykonał na potrzeby “ProPejn” VNM-a. W równym stopniu istotne są pojedyncze produkcje, które dostarczył innym wykonawcom – Sokołowi i Marysi Staroście, Deysowi i Laikowi czy Młodym Wilkom. Wszystko to składa się na bardzo bogaty, różnorodny dorobek, i to tylko z ostatnich dwunastu miesięcy. Pochodzący ze Szczytna beatmaker dobrze czuje zagraniczne trendy, ale nie można powiedzieć, by jego pracy patronował tylko jeden wzór. Gdy słucha się już samego „ProPejn”, można odnieść wrażenie, że producenta interesuje cała tradycja gatunku – od surowych początków hip-hopu, przez funkowe pętle, po świdrujące sample wokalne i flirt z r&b. A dołóżmy do tego ejtisowe syntezatory na „Czarnej białej magii” czy czarny jak smoła „Iloczyn kroków”, a mamy już całkiem niezły muzyczny pejzaż. I brzmi to wszystko znakomicie, bo w przypadku SoDrumatica horyzontom dorównuje troska o szczegół.

2. Stona



Gdyby nie robota producenta z Żor, o „Nowej ziemi” najchętniej zapomniałbym jak najszybciej. Co z tego, że raper ma wyczucie rytmu godne amerykańskich wyjadaczy, skoro przez kilkadziesiąt minut nie jest w stanie uraczyć słuchacza ani jedną dobrą linijką. Pod tym względem „Nowa ziemia” jest dużym rozczarowaniem. Jedynym powodem, dla którego chce się do niej wracać, są tylko bity. I znów można by powtórzyć pochwały, które wyżej kieruję pod adresem SoDrumatica. Podobnie jak muzyk ze Szczytna, tak Stona imponuje wachlarzem możliwości. Na „Nowej ziemi” dzieje się dużo w warstwie podkładów i za każdym razem ich autor wychodzi zwycięsko. Mogę powtórzyć tylko to, co napisałem pół roku temu w recenzji: „na szczególną pochwałę zasługuje rzadka świadomość „złotego środka” – Stona nieustannie kombinuje z aranżacją, ale za każdym razem są to eksperymenty w granicach rozsądku, tzn. na tyle wyważone, że nie przytłaczają i nie przeszkadzają w odbiorze rapu”. Stona w 2013 to Stona, jakiego wcześniej bym się nie spodziewał. Warsztatowo nadal precyzyjny, ale jest w tym wreszcie coś więcej. 21 gramów robi różnicę.

3. Ment



Gdy słucha się produkcji Menta w 2013 roku, można odnieść wrażenie, że ten lubelski producent wreszcie odzyskał czucie w palcach. W ostatnim czasie („Hotel trzygwiazdkowy”) uderzał w MPC-tkę bez umiaru – dźwięki przekrzykiwały się i nie zawsze dochodziły do porozumienia, a sam producent nakładał kolejne warstwy, jakby za wszelką cenę próbował przyćmić rapera. I nie, nie jest tak, że Ment grał wtedy heavy metal, a dziś osiąga harmonie godne orkiestry symfonicznej (pozdrawiamy trenera Kloppa). Jeśli porównać do czegoś „Za młodych na Heroda”, to do muzyki gospel, sympatycznie przywołanej w otwierającym całość utworze. Wokalne sample umiejętnie zdobią dużą część nagrań, gdzieniegdzie pojawiają się dograne klawisze czy subtelnie wpleciona elektronika – jest w tym dostatecznie dużo klasy i przestrzeni, by wywindować Ment do producenckiej czołówki w Polsce, a Rasowi pozwolić spokojnie szybować sobie po tych pełnych polotu podkładach. Jakie efekty może przynieść prostota kozackich bębnów i basu – dowodem „Perwoll Vanish”:

Polecane

Share This