Poznaliśmy pierwsze gwiazdy OFF Festivalu

Organizatorzy tradycyjnie stawiają na różnorodność.


2022.11.24

opublikował:

Poznaliśmy pierwsze gwiazdy OFF Festivalu

fot. M. Murawski

Wiemy już, że przyszłoroczny OFF Festival odbędzie się w dniach 4-6 sierpnia. Czas poznać pierwszych artystów. Organizatorzy ujawnili dziś 14 wykonawców, których zaprosili do katowickiej Doliny Trzech Stawów. Na stronie www.off-festival.pl już dostępna jest limitowana pula karnetów 3-dniowych w cenie 379 zł oraz 3-dniowych z polem namiotowym – 489 zł.

Panda Bear & Sonic Boom
Podobno Panda Bear (aka Noah Lennox) w Animal Collective inspirował się tym, co Sonic Boom (czyli Peter Kember) grał w Spacemen 3 jeszcze w latach 80. Ma to sens, bo choć ich pierwszy wspólny album, zatytułowany „Reset”, ukazał się w minione wakacje, Panda Bear i Sonic Boom brzmią na nim, jakby znali się i muzykowali razem co najmniej od Lata Miłości. Jest więc słodko, kolorowo i psychodelicznie, ale zarazem na tyle przystępnie, by każdy chciał zafundować sobie taki reset.

TV Girl
Zadebiutowali dekadę temu mixtapem „The Wild, The Innocent, The TV Shuffle”, któremu towarzyszyła książeczka do kolorowania. To bardzo dobrze oddaje charakter muzyki kalifornijskiej formacji – na pierwszy rzut ucha wydaje się, że grają proste indiepopowe piosenki, ale paleta wykorzystywanych przez TV Girl barw obejmuje też rap i wiele odcieni nowej elektroniki.

OFF!
Zespół, który wydaje się stworzony do grania na OFFie. Nie chodzi tylko o nazwę, ale przede wszystkim o muzykę. Hardcore’owa supergrupa z LA składa się ze starych wyjadaczy (tu mogą paść takie nazwy jak Circle Jerks, Black Flag, Burning Brides i …And You Will Know Us by the Trail of Dead), ale brzmiąca tak świeżo, witalnie i agresywnie, jakby każdy koncert był ich pierwszym. Albo ostatnim. Nowa płyta – „Free LSD” – wyszła we wrześniu br. i rzeczywiście jest odlot.

Melody’s Echo Chamber
Francuska muzyczka Melody Prochet już od ponad dekady oscylujące pomiędzy subtelnością dream popu, a słodkim ciężarem shoegaze’u. Początkowo pomagał jej w tym Kevin Parker z Tame Impala, później m.in. Reine Fiske z Dungen, ale nie ma wątpliwości, że to jej autorska wizja muzyki i własna, unikalna melodia.

The Staples Jr. Singers
Kochamy takie historie i już przeczuwamy, jaki to będzie koncert… The Staples Jr. Singers powstali w Aberdeen, w stanie Mississippi, pod koniec lat 60. i byli częścią tej soulowej rewolucji, która żar gospel przeniosła z kościołów na parkiety modnych klubów. W 1973 r. nagrali pierwszą i jedyną płytę „When Do We Get Paid”, ale kariery nie zrobili… aż do dziś. Reedycja albumu, wydana nakładem założonej przez Davida Byrne’a oficyny Luaka Bop, sprawiła, że posypały się propozycje koncertowe, więc The Staples Jr. Singers zaczęli jeździć po świecie. A śpiewają tak, jakby nie było tych pięćdziesięciu lat.

Balming Tiger
K-popu jeszcze u nas nie było, ale kiedyś musi być ten pierwszy raz i cieszy nas fakt, że właśnie Balming Tiger pokaże na OFFie, jak to się robi. A trzeba wiedzieć, że kolektyw z Seulu ma do tej materii podejście dość przekorne, są znacznie bardziej niegrzeczni i nieprzewidywalni niż gwiazdy gatunku, które możecie znać z mieniącymi się wszystkimi kolorami tęczy klipów. To k-pop alternatywny, jakkolwiek szalonym ten koncept może się wydawać.

Gilla Band
Gościliśmy ich już kiedyś na festiwalu, występowali jeszcze pod szyldem Girl Band. Zmienili nazwę, nagrali płytę zatytułowaną „Most Normal”, ale na szczęście dźwiękom proponowanym przez kwartet z Dublina do tego, co uznaje się w muzyce za normalne, wciąż dużo brakuje. Noise’owe gitary, monotonna, podpatrzona u producentów techno sekcja, wściekłość i lament wokalisty – takie koncerty na OFFie przechodzą do legendy.

Tropical Fuck Storm
Też nie bardzo wiemy, dlaczego akurat na Antypodach bije w ostatnich latach serce muzyki gitarowej, czemu właśnie stamtąd przychodzi to, co dziś w szeroko pojmowanym rocku najlepsze, ale wiemy, że trudno o lepszy dowód niż Tropical Fuck Storm. Kwartet powstał pięć lat temu z inicjatywy Garetha Liddiarda i Fiony Kitschin z The Drones, by jeszcze bezczelniej i bardziej porywająco rozwijać artystyczne skrzydła pomiędzy postpunkiem a psychodelią.

Taxi Kebab
Romain Henry potrzebuje syntezatorów i automatu perkusyjnego, by generować melodie i rytmy, które przesycone są duchem Afryki Północnej, ale znajdą uznanie w undergroundowych klubach Europy. Towarzyszy mu Leïla Jiqqir, która śpiewa w marokańskim dialekcie darija i robi to z taką pasją, że we wszystko jej się wierzy.

Big Joanie
Kathleen Hanna i Iggy Pop nie mogli się ich nachwalić, Thurston Moore wydaje im płyty – kto jak kto, ale oni doskonale wiedzą, gdzie dziś rodzi się prawdziwy punk rock. Big Joanie pochodzą z Londynu i nie grają wariacji na temat hymnów dawnych rewolucji, ale własnymi, oryginalnymi piosenkami mówią o tym, co ważne tu i teraz, dla kobiet, dla osób niebiałych i po prostu dla wszystkich, którym zależy.

underscores
„Inteligentny, napakowany gitarami elektroniczny pop o niepokoju bycia żywym” – tak muzykę Devona Karpfa opisuje dziennikarz „The Atlantic”. Coś jest na rzeczy, bo w tych pulsujących energią, iskrzących elektrycznością numerach słychać zarówno euforię, jak i apatię. Połączenie tak skrajnie odmiennych żywiołów to nie lada sztuka, ale u underscores brzmi równie naturalnie jak oddychanie.

Haru Nemuri
Rapuje poezję, cukierkowy j-pop potrafi połączyć z hardcore’ową wściekłością, zaskakuje i treścią, i formą. „Przekonująca równowaga nihilizmu i nadziei” – pisał o jej tegorocznym albumie „Shunka Ryougen” recenzent Pitchforka. Natomiast koncert Haru Nemuri może was wytrącić z równowagi – i o to chodzi.

Mind Enterprises
Andrea Tirone, producent nagrywający pod pseudonimem Mind Enterprises, urodził się w połowie lat 80., więc nie może pamiętać złotej ery Italo Disco, ale czuje ją jak nikt na świecie. Zdmuchuje z niej kurz, na plan pierwszy wypycha to, co zawsze było w niej śmiałe i porywające, i wysyła w przyszłość. Jego numery brzmią retro i futurystycznie zarazem, ale nie będziecie się nad tym zastanawiać. Będziecie tańczyć.

Son Rompe Pera
Kolejny pierwszy raz na OFFie, takiej muzyki u nas jeszcze nie było. Bracia Gama – Kacho i Mongo – na swoich marimbach przeniosą was na przedmieścia Mexico City i zarazem w przeszłość, proponując wybuchową mieszankę tradycyjnej muzyki meksykańskiej i rockowych wpływów z Europy. To naturalny puls ulicy, gdzie cumbia łączy się z punkiem, a danzón płynnie przechodzi w ska.

Polecane

Share This