Sebastian Fabijański gorzko o nowej szkole: „Pseudoraperzy na wieśniacko brzmiącym autotune”

Aktor szykuje rapową płytę, na której ma "jechać po show-biznesie".


2019.09.06

opublikował:

Sebastian Fabijański gorzko o nowej szkole: „Pseudoraperzy na wieśniacko brzmiącym autotune”

fot. Metro Films, Polski Instytut Sztuki Filmowej

Sebastian Fabijański, aktor znany choćby z „Belfra”, „Kobiet mafii”, „Botoksu” czy „Kamerdynera” niejednokrotnie mówił w przeszłości wywiadach o swoich rapowych korzeniach. Teraz artysta zapowiada rapową płytę, na której jak deklaruje, że będzie „jechał po show-biznesie”.

Wiem, kim mniej więcej jestem i wiem, co mogę z siebie dać, ale nie chcę tego rozdawać, zwłaszcza za dziengi. I dlatego też chcę wypowiedzieć się muzycznie, poprzez teksty na hip-hopowym bicie, który jest bitem mojego serca. (…) Czuję bardzo dużą potrzebę wyrzucenia z siebie paru rzeczy, bycia absolutnie transparentnym i szczerym. Chcę, żeby ktoś, kto mnie spotyka dziś, za lat kilkanaście mógł powiedzieć „Ten facet się nie zmienił”. Ale też nie chcę w wywiadach rzygać prawdą mówioną prozą, dlatego ubieram ją w lirykę i kładę ją na bit – mówi w wywiadzie dla CineMacieja Fabijański.

Aktor przyznaje, że jest fanem Ostrego, z którym wystąpił na finale Męskiego Grania, niezbyt dobrze wypowiada się za to o nowej szkole.

To w ogóle nie mój cyrk, nie moje małpy. Gdyby nie nazywali się raperami, to nie byłoby tematu, bo to po prostu nie jest rap to, co oni robią. Trzeba nazywać rzeczy po imieniu. (…) Irytuje mnie, że idzie to w jakieś maliny. Rap stał się teraz bardzo popularny, ludzie zarabiają na nim kupę szmalu, ale stracił on przy tym swoją esencję. Kiedy ja zaczynałem słuchać rapu, była Paktofonika, był Eminem, N.W.A., Ice Cube, A Tribe Called Quest. To muzyka, której nie robi się dla pieniędzy, to muzyka robiona z żalu, nienawiści, bólu, sprzeciwu. To nie jakaś elektroniczna ballada, tylko to jest sampel, to są bębny. To co się dzieje teraz, to nie rozwój, to robienie z rapu jakiegoś par-popowego tworu, używając do tego, wieśniacko u naszych rodzimych pseudo raperów brzmiącego, autotune’a. Ja idę bardziej w rootsowe klimaty – komentuje.

Nie wiemy jeszcze, kiedy możemy się spodziewać płyty Sebastiana Fabijańskiego, ale artysta zdradził, w jakich kierunkach podążą jego teksty.

Ja lubię sarkazm i ironię, lubię prowokować, staram się nie udawać jakiegoś szacownego pana i uważam, że to ma dużą wartość, że taka płyta wyjdzie od człowieka, który się nie fotografuje na ściankach i nie jest jakimś tworem artystycznopodobnym. To jest moim zdaniem dobre świadectwo. Nie pitu pitu na salonach… Zresztą odnoszę się do nich na płycie, jest tam taki kawałek „Prymityw” i… będzie śmiesznie – zapowiada.

Śmiesznie? – dopytuje dziennikarz.

Dla mnie śmiesznie, dla niektórych to może być wielkie „ALE JAK TO?!”. Jadę tam po show-biznesie. Tym show-biznesie, który mnie zupełnie nie interesuje, nie takim, jaki robimy tutaj – wokół wolnościowego, wartościowego kina – odpowiada aktor.

Polecane

Share This