Ania Rusowicz – „Przebudzenie” (recenzja)

Retro granie w słusznej sprawie.

2019.10.26

opublikował:


Ania Rusowicz – „Przebudzenie” (recenzja)

fot. mat. pras.

Czasami pomysł, historia, stylizacja i klimat są w muzyce ważniejsze od technicznych fajerwerków i wykonawczej hiperpoprawności. Ania Rusowicz – znakomita, mocno otrzaskana z muzyczną sceną, ale też bardzo „elastyczna” stylistycznie wokalista już dawno temu znalazła sposób na swój własny styl i pomysł na karierę. Córka nieodżałowanej Ady Rusowicz nie tylko wie, jak wyróżnić się ze śpiewającego tłumu – ona eksperymentuje (vide – znakomity projekt Nixes). I cały czas szuka. Dowodem na to jej nowy, mocno stylizowany na lata 60. i 70. album „Przebudzene”, na którym soul, funk i glam rock spotykają się z hippisowskim graniem, a mądre i zaangażowane teksty zmuszają do reflesksji.

– Potrzebowałam dużo czasu żeby ta płyta powstała. Musiałam się przebudzić. Wprawdzie w tym czasie wydałam kilka okazjonalnych albumów (m.in. Woodstock, Pastorałki, piosenka do filmu „Sztuka kochania” czy alternatywne alter ego w postaci projektu Nixes), więc nie próżnowałam. Żeby napisać tę płytę musiałam mentalnie i fizycznie odbyć podróż na drugi koniec świata – mówi Ania, która przed wejściem do studia obyła swoją podróż marzeń – do Nowego Orleanu. – Nie zawiodło mnie to miasto – było jak z marzeń. Pod wpływem silnych doświadczeń i podróży zawsze pisałam piosenki. I tym razem było podobnie. Ja swoje utwory piszę obrazami i doświadczeniami. To, co tam spotkałam spowodowało, że znów przypomniało mi się, po co śpiewam – dodaje 36-letnia wokalistka, a od dwóch lat szczęśliwa mama, która z Hubertem Gasiulem – perkusistą i współkompozytorem większości swoich utworów tworzy parę zarówno na scenie, jak i w życiu prywatnym.

I właśnie małżeńskie tematy, czy szerzej – uczucia i międzyludzkie relacje – są istotą tego albumu cudownie rozhuśtanego hammondowskimi klawiszami i „brzęczącego” baterią dęciaków. A już najpiękniej dzieje się w – najlepszym na tej płycie – „Do lasu”, w którym Ania hipnotyzuje nas zmysłową, jakby „zakurzoną” frazą. Kiedyś takie smakowite rzeczy robili genialni, ale niestety zapomniani Fun Lovin’ Criminals, a blisko „hormonalnego” vintage’u bywał też Lenny Kravitz. Ale nikt w popie nie wycisnął jeszcze tyle dobrego z saksofonu barytonowego, co Sebastian Stanny w „Świecie stój”! – Cała otoczka tego miejsca spowodowała i zainspirowała mnie do napisania płyty z instrumentami dętymi i w klimacie nieco „armstrongowskim” (Louis Armstrong pochodził właśnie z Nowego Orleanu). Natomiast warstwą tekstową starałam się opisać problemy ludzi pokolenia 30+ – takich, jak narodziny dziecka czy kłopoty małżeńskie – wyjaśnia wokalistka.

Bez względu jednak na to, czy Ania na swoim trzecim solowym albumie sięga po cudownie swingujący, nowoorleański vintage („Małżeństwo”) czy zapędza się w bardziej dynamiczne granie w klimacie power-funka („Fantasmagoria i ja”) lub serwuje nam transowe „odloty” w stylu grupy Cream, Yes czy Jethro Tull („Baba”), to zawsze znakomicie czuję się w każdej ze stylistyk. Co więcej – swój album artystka tym razem wyprodukowała sama, a muzykę z zespołem nagrała na tzw. setkę i przy użyciu taśmy. Ale to nie zaskakuje fanów Rusowicz, która „od zawsze” charakteryzuje się dobrym, klasycznym smakiem lat 60. i 70. I „Przebudzenie” czaruje właśnie takim graniem, choć ja więcej niż Jamesa Browna („W dali dom”) czy Otisa Reddinga („Nerwy”), słyszę tu cudownie hippisowskiej muzyki z pierwszego Woodstocku, czy musicalu „Hair”.

No i teksty. Przemyślane i fajnie wymyślone, od serca i o czymś… „Tematem przewodnim tej płyty są problemy globalne, które dotykają nas wszystkich. Moimi nowymi piosenkami nawołuję, żeby wreszcie ocknąć się i przestać idealizować współczesny świat. Idealne życie bywa jedynie na Facebooku i Instagramie. W rzeczywistym życiu problemy są jak najbardziej realne. Za parę lat może nam zabraknąć czystej wody, a ocieplenie klimatu, czego już doświadczamy na własnej skórze mieszkając w Polsce, będzie niosło za sobą poważne konsekwencje. Dobrze nam znany smog zatruwa powietrze każdej zimy. Wszechobecny plastik oraz genetycznie modyfikowana żywność mają olbrzymi wpływ na nasze zdrowie. Twierdzimy, że kochamy naszą planetę i życie, chcemy dobrej przyszłości dla naszych dzieci, tymczasem sami nie wiemy, czy nasza starość nie będzie przypominała historii jak z filmu „Mad Max”? I właśnie o tym jest tytułowa piosenka z płyty. Jak długo jeszcze będziemy zaprzeczać? Doskonale zdaję sobie sprawę z tego, że ludzie nie chcą słyszeć o trudnych rzeczach, że ktoś od nich wymaga i oczekuje. Chcą żyć w bańce iluzji. Ktoś jednak musi o tym mówić. Artyści, bo przecież nie politycy” – wyznaje Ania.

Dodam tylko, że tym razem skorzystała ona z „pomocy” innych znakomitych wokalistek – Paulina Przybysz napisała tekst do piosenki „Voodoo”, a autorką słów do utworu „Baba” jest Natalia Grosiak z zespołu Mikromusic.

Oto piękna, mądra i przebojowa płyta. Takie lubię najbardziej. A wy?

Artur Szklarczyk
Ocena: 4/5

Tracklista:
1. Fake
2. Tajemnica
3. Świecie stój
4. Nerwy
5. Do lasu
6. W dali dom
7. Niepewność
8. Voodoo
9. Małżeństwo
10. Fantasmagoria i ja
11. Baba
12. Przebudzenie

Polecane

Share This