Bastille – „Doom Days”

Ale to już było…

2019.06.18

opublikował:


Bastille – „Doom Days”

fot. mat. pras.

Jeżeli spotkaliście się z opinią, że Bastille wciąż gra jeden i ten sam utwór, czyli „Things We Lost in the Fire”, to najnowsza płyta tylko potwierdza tę opinię. Na szczęście Anglicy, porównywani w dodatku do supergrupy Coldplay, grają tę swoją firmową melodię zarówno na tyle sprawnie i sprytnie, że ich wizja konfekcyjnego popu w sam raz na stadiony aż tak bardzo nie boli. Dlatego zamiast drążyć w nieskończoność temat wtórności w ich muzyce, posłuchajmy na luzie nowego materiału grupy Daniela Smitha. A nuż znajdziemy tu dla siebie jakieś przyjemne dźwięki – na przykład w sam raz na wakacyjny leżak. Albo wieczorny grill na działce.

Kopia Coldplay. Zespół jednego przeboju. No i ta muzyka na jedno kopyto. Ale z drugiej strony jeden z najlepszych zespołów koncertowych na świecie, a zarazem jedna z najbardziej otartych na eksperymenty projektów (by wymienić świetny cover „Overload” Sugababes, czy mash-up „Of The Night” – utwór powstały z połączenia „The Rhythm of the Night” Corony oraz „Rhythm Is a Dancer” zespołu Snap!). Wydaje się więc, że Bastille to zespół, który bardzo polaryzuje słuchaczy – jedni go kochają, a inni może nie tyle nienawidzą, co najwyżej ignorują. „Nie ważne, jak mówią, byle mówili” – głosi popularne powiedzenie. I chyba rzeczywiście szum wokół Anglików tylko przysparza im rozgłosu. A w efekcie napędza słuchaczy na koncerty. Dość powiedzieć, że popularność, którą grupie przyniósł przebój „Things We Lost in the Fire” nie tylko nie mija, ale wydaje się wręcz rosnąć (na całym świecie sprzedało ponad 8 mln egzemplarzy albumów Bastille, a liczba streamów ich katalogu dobija do 7 miliardów). Czy tak będzie również po wydaniu „Doom Days”?

– „To płyta pełna nadziei na trudne czasy – mówią Dan Smith, Kyle Simmons, Will Farquarson i Chris „Woody” Wood, którzy stworzyli album wspólnie z producentem Markiem Crewem. Pamiętacie? Ich poprzedni album „Wild World”, konfrontował świat i poczynania jego najmocniejszych liderów. Zdaniem zespołu „Doom Days” pokazuje jednak inną optykę – zachęca, by na chwilę wyłączyć się i uciec od otaczającej nas apokalipsy. Może zadziać się to w różnej formie, np. poprzez głośne śpiewanie na tylnym siedzeniu taksówki w trakcie nocnego powrotu do domu („Quarter Past Midnight”), spędzanie bardzo miłego czasu w towarzystwie najbliższych przyjaciół („4AM”), przygodne znajomości („Another Place”) lub tęsknotę za tą jedną wyjątkową osobą („Those Nights”). Na nowym wydawnictwie Bastille usłyszymy o rozkoszach złych decyzji („Bad Decisions”), dyskusjach o końcu świata w momencie, w którym chcesz się po prostu dobrze bawić („Million Pieces”), jak również doświadczymy konfrontacji ze współczesnymi lękami, takimi jak uzależnienie od telefonu, pornografii, fake newsy czy zaprzeczanie zmianom klimatycznym (tytułowe „Doom Days”).

Ale choć zdaniem wydawcy Bastille na nowym albumie prezentują najbardziej prowokujące, życiowe i bezkompromisowe teksty w dotychczasowej karierze, to dla mnie osobiście jest to taka jednak rewolucja w białych rękawiczkach. Bunt nasyconych, dobrze wykarmionych ludzi. Dlatego choć nie do końca wierzę w szczerość protest-songów Daniela Smitha i jego kumpli, to nie mogę im jednak odmówić romantyczności. Oraz rozpoznawalnego stylu, dzięki któremu muzyki Bastille nie sposób pomylić z twórczością żadnego innego zespołu. Podobnie jak w przypadku poprzednich albumów, kwartet z Londynu nie przejmuje się bowiem etykietami gatunkowymi i na „Doom Days” wciąż eksperymentuje z brzmieniem. A nowy album aż kipi pomysłami i świeżą energią.

Czego tu nie ma?! Oprócz charakterystycznego miksu rocka alternatywnego z synth popowymi brzmieniami ich trzeci krążek zawiera elementy gospel, house czy R&B. „Million Pieces” czy „Nocturnal Creatures” odwołują się do popularnych w latach 90. brzmień breakbeat i UK garage, a elektroniczne bity słychać również w „The Waves” i utworze tytułowym. Jednak największy przebojowy potencjał mają w tym zestawie stadionowy – a jakże! – hymn „Another Place” oraz najbardziej optymistyczny, finałowy „Joy”, który jest niczym happy end w najlepszym filmie.

Więc faktycznie – „Doom Days” to znów ten sam, jeden utwór. Ale, że lubimy piosenki, które już słyszeliśmy, to bankructwo i bieda raczej nie grożą chłopakom z Bastille.

Artur Szklarczyk

Ocena: 3/5

Tracklista:

1. Quarter Past Midnight
2. Bad Decisions
3. The Waves
4. Divide
5. Million Pieces
6. Doom Days
7. Nocturnal Creatures
8. 4am
9. Another Place
10. Those Nights
11. Joy

Polecane

Share This