BILLY TALENT – „Dead Silence”

Album przełomowy?

2012.09.10

opublikował:


BILLY TALENT – „Dead Silence”

Billy Talent dojrzał. Kwartet z Kanady zaczął poszerzać muzyczne horyzonty, czego owocem jest najnowszy album „Dead Silence”. Album z jednej strony brzmiący bardzo świeżo, ale nie pozbawiony również wszystkiego co do tej pory charakteryzowało twórczość grupy.

Zaczyna się nietypowo, od krótkiej ballady „Lonely Road to Absolution”,  łudząco podobnej do akustycznych kompozycji System of a Down. Gdyby nie charakterystyczny wokal Bena Kowalewicza pomyślałbym, że włączyłem krążek kwartetu z Los Angeles. „Viking Death March” rozwiewa jednak wszystkie wątpliwości dotyczące tego jakiej kapeli słuchamy. Soczysty punkowy riff, szybkie tempo, skrzecząco – krzykliwy wokal Bena, czyli wszystko z czego znamy Billy Talent. Pierwsze poważne zaskoczenie przynosi „Suprise Suprise” z energetycznym, hardrockowym riffem głównym. Szykuje się koncertowy killer. Dynamiczne „Runnin’ Across the Tracks” w refrenie przypomina „Devil in the Midnight Mass”. „Love was still around” to przede wszystkim ciekawa linia basu i metalowe solo Iana. „Stand up and run” jest najładniejszą melodią na płycie, przypominającą trochę „1979” zespołu Smashing Pumpkins. Dosyć nijako na tym tle wypada „Crooked Minds”. „Man Alive!” to popis perkusisty Aarona Solowuniuka. Słabszym momentem albumu jest wtórne „Hanging by a thread”. Metalowym uderzeniem na początku i w refrenie zaskakuje „Cure for the enemy”. Fajny fuzz gitary charakteryzuje „Don`t Count On the Wicked”. „Show me the way” to kolejne pozytywne zaskoczenie, we wspaniale płynącej melodii pobrzmiewa duch Hüsker Dü i Pixies. Trochę patetycznie robi się we wspaniale zaśpiewanym „Swallowed up by the Ocean”. Natomiast kończący album utwór tytułowy to rozbudowana kompozycja z połamanym rytmem.

 

„Dead Silence” może okazać się przełomowym albumem w karierze Billy Talent. Kowalewicz znacznie urozmaicił swój warsztat wokalny. Ian D’Sa znów stworzył kilka świetnych riffów i zaczął czerpać z rozmaitych stylów gitarowego grania. Wszystko w ryzach jak zwykle trzyma bardzo solidna sekcja rytmiczna Gallant – Solowoniuk.

Billy Talent na najnowszej płycie rozwinął skrzydła, włączając do swojego melodyjnego punk rocka elementy hard rocka, metalu, czy nawet alternatywnego grania z lat 80. Dałbym 3,5 gwiazdki, ale połówek nie uznajemy. „Dead Silence”  bardzo dobrze się słucha, po prostu.

Polecane

Share This