Flying Lotus – „Flamagra” (recenzja)

Jazz-funkowa odyseja kosmiczna.

2019.05.31

opublikował:


Flying Lotus – „Flamagra” (recenzja)

fot. mat. pras.

Muzyczny geniusz i erudyta powrócił w wielkim stylu. Co prawda najnowsze dzieło FlyLo nie ma takiej siły rażenia oraz efektu zaskoczenia, jak jego wybitny album „You’re Dead” sprzed pięciu lat, ale amatorzy kosmicznych (od)lotów przy dźwiękach futurystycznego hip-hopu będą zachwyceni.

Wydając w 2014 swoje opus magnum w postaci albumu „You’re Dead” Flying Lotus ustawił się na czele awangardy współczesnej hiphopowej sceny. Z pozycji lidera nie ogląda się więc za siebie, bo doskonale wie, że nie ogranicza go dziś ani kalendarz (np. nie musi nagrywać płyt co dwa lata), ani forma. Stąd różne twórcze działania, które podejmował w ciągu ostatnich pięciu lat – oczywiście muzyczne (współpracował m.in. z Kendrickiem Lamarem przy „To Pimp a Butterfly” i maczał palce w produkcji „Drunk” Thundercata), ale nie tylko (wyreżyserował m.in. horror „Kuso”). Można więc powiedzieć, że wystarczająco się „wyszumiał”, by wreszcie znaleźć czas na autorskie przedsięwzięcia. I choć – jak już wspomniałem – jego „Flamagra” nie ma efektu „wow”, to o najnowszym wydawnictwie FlyLo można mówić tylko w samych superlatywach.

Jak zawsze w przypadku Stevena Ellisona przemyślana artystyczna koncepcja i tym razem jest motorem napędowym, a niczym nieposkromiona fantazja i rozmach są środkami do celu. Muzyczny erudyta stworzył więc wielkoskładnikową miksturę wybuchową, na którą składa się hip-hop, funk, soul, jazz, muzyka taneczną, plemienne rytmy czy IDM. Mówiąc krótko – „Flamagra” to astralne afro-futurystyczne arcydzieło, którego tematem przewodnim jest ogień. Zarówno w jego niszczycielskim, jak i oczyszczającym wymiarze.

Pracowałem nad tą koncepcją przez ostatnie pięć lat. Od początku miałem na myśli pomysł na temat – koncepcję ognia, jako wiecznego płomienia. A potem wpadłem na słowa, które David Lynch wypowiada w utworze „Fire Is Coming”. Pomyślałem – to jest to! Pójdziemy w tym kierunku – mówi Lotus.

Wspomniany utwór – ilustrowany teledyskiem w reżyserii Stevena Ellisona i Davida Firtha – to jeden z najmocniejszych momentów na nowym krążku współczesnego Midasa hip-hopu. Na płycie wspomaga go jednak o wiele szersze grono współpracowników: Anderson .Paak, George Clinton, Solange, Yukimi Nagano z Little Dragon, Tierra Whack, Denzel Curry, Ishmael Butler z Shabazz Palaces, Toro y Moi i jego astralny przyjaciel Thundercat. I rzeczywiście – patrząc nie tylko pod kątem komercyjnego sukcesu, ale również łatwości w odbiorze – utwory nagrane z gośćmi są najlepszymi fragmentami „Flamagry”. A wśród nich najmocniej wyróżniają się „Spontaneous” i „9 Carrots” – odpowiednio z Yukimi Nagano i Toro y Moi na wokalach. A to dlatego, że chyba najmniej w nich tego firmowego amalgamatu rapu, jazzu i funku Flying Lotusa, którego wujkiem był John Coltrane. A takie muzyczne DNA zobowiązuje! I FlyLo znów spełnia te oczekiwania!

Hołd dla Maca Millera

Jego album zachwyca też swoją temperaturą i pulsacją opartą na funky’owych bitach, w których słychać ducha J Dilli i Madliba. Tłem dla nich są kosmiczne, synthowe brzmienia klawiszy i analogowego pianina. Przez taki zabieg „Flamagra” sprawia wrażenie bardzo ciepłego, wręcz przytulnego. Choć trzeba zauważyć, że produkcyjnie znów zaszalał – basy nagrane są w bardzo niskich, wręcz dziwnych rejestrach. Ale kto powiedział, że lot w kosmos to bułka z masłem?

Z kolei jednym z największych pozytywnych zaskoczeń jest mistrzowska „gościnka” feat. Denzela Curry’ego w soczystym „Black Balloons Reprise”. Natomiast miłym, stylistycznym oddechem i przerywnikiem jest zaskakujący, niemal akustyczny utwór „Say Something” z klimatem jak z jazzowej knajpy czy kabaretu. A pewnie niejedno czujne ucho wyłapie tu inspiracje japońską muzyką i kulturą. Stąd obecność nie tylko Yukimi Ngano, ale też „Takashi” – napędzanego przez fortepian instrumentalnego utworu, będącym soulowo-kosmicznym jamem. Powstał on w wyniku podróży Lotusa do Japonii, a tytuł jest nawiązaniem do Takashiego Yudo – artysty znanego z kreatywnego projektu teamLab.

Najmocniejsza emocjonalnie wydaje się jednak końcówka albumu, gdzie (w utworach „Find Your Own Way Home” i „Thank U Malcolm”) muzyk oddaje hołd Macowi Millerowi.

Ten album był ucieczką od bólu i starałem się jak najlepiej wykorzystać to uczucie. Muzyka może uleczyć i po tej tragedii przypomniała mi, co mam robić. W miarę jak się starzejemy, zaczynamy się zastanawiać, jaki jest nasz cel. Chcę robić dobre rzeczy przy pomocy mojej pracy. Chcę, aby była w stanie pomóc ludziom w trudnych czasach i zainspirować ich do kreatywności – mówi Lotus o pożegnaniu ze swoim muzycznym przyjacielem.

Wspaniała płyta. Dajcie się jej oczarować.

Artur Szklarczyk

Ocena: 4,5/5

Tracklista:

1. Heroes
2. Post Requisite
3. Heroes In A Half Shell
4. More feat. Anderson .Paak
5. Capillaries
6. Burning Down The House feat. George Clinton
7. Spontaneous feat. Little Dragon
8. Takashi
9. Pilgrim Side Eye
10. All Spies
11. Yellow Belly feat. Tierra Whack
12. Black Balloons Reprise feat. Denzel Curry
13. Fire Is Coming feat. David Lynch
14. Inside Your Home
15. Actually Virtual feat. Shabazz Palaces
16. Andromeda
17. Remind U
18. Say Something
19. Debbie Is Depressed
20. Find Your Own Way Home
21. The Climb feat. Thundercat
22. Pygmy
23. 9 Carrots feat. Toro y Moi
24. FF4
25. Land Of Honey feat. Solange
26. Thank U Malcolm
27. Hot Oct.

Polecane

Share This