Foals – „What Went Down”

Trzy twarze Foals.

2015.08.30

opublikował:


Foals – „What Went Down”

Zaczynali karierę od buńczucznych zapowiedzi, że debiutancką płytą podbiją świat. Skończyło się srogim rozczarowaniem w postaci „Antidotes”. Dopiero kolejny album – „Total Live Forever”, wzbudził nadzieję, że deklaracje muzyków Foals mogą być kiedykolwiek czymś więcej niż czczym gadaniem. Apetyty na dobre rozbudził trzeci krążek „The Holy Fire”, pieczętujący gwiazdorski status grupy. Teraz Foals oddają w ręce fanów „What Went Down”, płytę, która wedle informacji przekazywanych przez zespół w ostatnich miesiącach, miała przynieść rewolucję. Nie przyniosła. Choć tym razem przynajmniej nie można mówić o rozczarowaniach.

Monumentalny jak na standardy Foals początek, następnie przesterowane, wręcz shoegaze`owe gitary, zagęszczone bębny i krzyk Yannisa Philippakisa – już od pierwszej chwili udostępniona w czerwcu piosenka „What Went Down” jawiła się jako idealny otwieracz dla czwartego albumu w dorobku Foals. W całkiem bogatej już kolekcji festiwalowych hymnów zespołu właśnie pojawił się kolejny.

Foals imponują nie tylko potężnymi, stadionowymi utworami. Grupa posiadła także wyjątkową zdolność nagrywania piosenek porywających publiczność do tańca. I już drugi w zestawie „Mountain at My Gates” prezentuje Foals od zupełnie innej strony. Oto po pełnym niepokoju „What Went Down” zespół serwuje lekką, wręcz zwiewną taneczną piosenkę, która co prawda rozwija się pod koniec, ale zmierza bardziej w kierunku Mumford & Sons, aniżeli zimnofalowego utworu tytułowego. Podobnie rzecz ma się z „Birch Tree”, które po budzącej luźne skojarzenia ze „Scar Tissue” Red Hotów gitarowej zagrywce, zmienia się w bujający, podszyty oldschoolowym disco numer. W refrenie za sprawą syntezatorów i nawiązującego do klasyków synthpopu wokalu Yannisa robi się ejtisowo, ale w kontekście poprzednich krążków Foals nie jest to przecież żadnym zaskoczeniem.

Z jednej strony pełni pasji oraz wykrzykiwanych dźwiękami emocji, z drugiej wyluzowani i nieco frywolni – obie twarze Foals pokazują na „What Went Down” kilkukrotnie. Brytyjczycy mają jednak jeszcze nastrojowe, rozmarzone, dreampopowe oblicze, które dochodzi do głosu w pięknych „Give it All” i „London Thunder”. W tym drugim Yannis miejscami zaskakuje odejściem od swojej maniery wokalnej, która przez lata przyciągnęła do Foals sporą grupę fanów, ale wiele osób też odrzuciła, stając się czynnikiem decydującym o skreśleniu zespołu.

Na koniec znany z singla „A Knife in the Ocean” z nieoczywistą rytmiką i fascynującymi zmianami klimatu. Gdyby odnieść się do tytułowego oceanu – tak jak otwierający płytę „What Went Down” to taki foalsowy „przypływ stulecia” z falami uderzającymi o skały wybrzeża, tak „A Knife in the Ocean” jest kojącym odpływem odsłaniającym plażę i przywracającym równowagę.

Zamiast obiecywanych radykalnych zmian Foals zaproponowali zestaw dziesięciu piosenek będących nawet nie logiczną kontynuacją, co wręcz przedłużeniem „The Holy Fire”. I choć jako całość „What Went Down” wypada delikatnie słabiej, trudno mieć do Foals pretensje, że nie wyzbyli się stylu, który w pełnej krasie objawił się na poprzednim albumie.

Tagi


Polecane

Share This