Nie chcę w tym miejscu przedstawiać wrocławskiego zespołu na zasadzie porównań do dokonań innych zespołów, chce przedstawić jakim urokliwym zjawiskiem jest ta płyta. Nagrana w niecały tydzień, prostymi sposobami bez producenckich fajerwerków. Słychać na niej niemalże dźwięk skrzypiącego krzesła. Jest prosto i co za tym idzie szczerze. Klasyczne środki przekazu :gitara, śpiew plus gdzieś pomiędzy przemykająca sekcja dęta, tak jak np. „Iamthecar”.
Ciężko doceniać tu pojedyncze utwory, całość robi świetne wrażenie. Poczynając od psychodelicznego początku – „Burntsugar” (utwór kończy się riffem gitarowym, który spokojnie mógłby znaleźć się na soundtracku do filmu Jima Jarmusha), aż po mocno beatlesowską końcówkę z piosenką o jakże banalnym tytule „Iloveyoubabysweet”.
Indigo Tree nie funduje nam idealnego leku na jesienną depresję, serwuje nam idealną mieszankę do leżenia pośród jesiennych liści. Przepiękna historia….