Indigo Tree – „Lullabies Of Love And Death”

Gdy opadły już wszystkie liście a wraz z nimi nadzieje że nadwiślański rynek płytowy spłodzi coś wartego uwagi, stał się cud i pojawił się zespół Indigo Tree.

2009.11.27

opublikował:


Indigo Tree – „Lullabies Of Love And Death”

Tworzony przez Peva Lety (barda gitarowego) oraz Filipa Zawadę (byłego członka min. Pustek) debiutuje nie tyle płytą, co piękną historią snującą się sennym krokiem pośród przeróżnych fascynacji takimi zespołami jak klasyczni The Beatles czy trochę nowszymi (i według niektórych bardzo oczywistymi) jak Animal Collective.

Nie chcę w tym miejscu przedstawiać  wrocławskiego zespołu na zasadzie porównań do dokonań innych zespołów, chce przedstawić jakim urokliwym zjawiskiem jest ta płyta. Nagrana w niecały tydzień, prostymi sposobami bez producenckich fajerwerków. Słychać na niej niemalże dźwięk skrzypiącego krzesła. Jest prosto i co za tym idzie szczerze. Klasyczne środki przekazu :gitara, śpiew plus gdzieś pomiędzy przemykająca sekcja dęta, tak jak np. „Iamthecar”.

Ciężko doceniać tu pojedyncze utwory, całość robi świetne wrażenie. Poczynając od psychodelicznego początku – „Burntsugar” (utwór kończy się riffem gitarowym, który spokojnie mógłby znaleźć się na soundtracku do filmu Jima Jarmusha), aż po mocno beatlesowską końcówkę z piosenką o jakże banalnym tytule „Iloveyoubabysweet”.

Indigo Tree nie funduje nam idealnego leku na jesienną depresję, serwuje nam idealną mieszankę do leżenia pośród jesiennych liści. Przepiękna historia….

Polecane

Share This