Jacek Kuderski – „W nieznane”

Niedaleko pada jabłko... czyli nie w nieznane, a w dobrą stronę.

2015.11.16

opublikował:


Jacek Kuderski – „W nieznane”

Jacek Kuderski to dziwny przypadek. Jako kompozytor jest przecież cichym bohaterem wielkich sukcesów Myslovitz, kiedyś i teraz. Jako artysta solowy powracający z trzecią płytą jest raczej nieznany szerszej publiczności. Może to wynikać z mnogości zainteresowań muzycznych, ciągłych poszukiwań i najzwyklejszego braku ciśnienia, z równowagi i uczciwości wobec samego siebie. I rzadko spotykanej na rockowej scenie skromności. Ale uczciwie przyznać trzeba, że płyty „Xperyment 2004-2007”, faktycznie z 2008 roku i „Kolonia fabryczna” sprzed trzech lat jakieś najpotężniejsze i najłatwiejsze w odbiorze nie były. „W nieznane” ma bardzo duże szanse to zmienić, choć Justinem Bieberem polskiej alternatywy raczej go nie uczyni. I to też jest dobra informacja.

Kuderski zbudował swoją trzecią płytę na bardzo poważnych i przemyślanych fundamentach. Podejrzewam, że najpierw spokojnie doszedł do tego, co chce osiągnąć, a później bez większego ciśnienia to zrealizował. Skąd taka refleksja? Kuderski chyba gdzieś sam przyznał, że jego zdaniem solowe albumy powinny byś jak najbardziej autorskie, skoro już człowiek firmuje materiał swoim nazwiskiem… Zatem za nagranie praktycznie wszystkich partii instrumentów i wokali odpowiada człowiek z nazwiskiem z okładki. Za produkcję też. Dużo pola oddał innym przy pisaniu tekstów, bo jak sam mówi – zna wielu znacznie lepszych tekściarzy. To ta skromność. Innym jej przejawem jest wybór singla – w „Profilu w nocnym barze” śpiewa Łukasz Lańczyk z Lorein. Fani Myslovitz wiedzą doskonale, że ta kandydatura była mocno brana pod uwagę przy obsadzaniu wakatu po Rojku. I faktycznie, singlowy numer przywołuje na myśl Myslovitz. W końcu to przysłowie, o jabłku i jabłoni. Choć tu i jabłkiem i jabłonią jest przecież sam Jacek. A przysłowia można użyć spokojnie do całej płyty.

W czym „W nieznane” jest lepsze od poprzednich płyt Kuderskiego? W mojej ocenie, we wszystkim. Materiał jest bardzo spójny, równy. I daleki od barokowego przepychu i rozrzutności. To jego wielka zaleta, choć radiowcy mogą nieco narzekać. Utwory zaaranżowane są z wielkim smakiem i szacunkiem dla tradycji rocka. Melotron, czy Hammond, nawet jeśli były próbkowane jak perkusja, to i tak robią robotę. Przy okazji praktycznie w każdym utworze mamy dużo przestrzeni, ciepłych, analogowych brzmień. To cecha tych, którzy świadomi są swoich możliwości i nie muszą popisywać się na każdym kroku jakąś wyrafinowaną solówką czy unikalną techniką, która karmi ego twórcy, a przeszkadza tylko słuchaczowi w zatopieniu się w nastrój płyty. Posłuchajcie choćby „Nieparzyste”… o to właśnie chodzi!

Kuderski sam o sobie mówi, że nie jest wybitnym wokalistą i wielkich oczekiwań wobec tej płyty nie ma. Ma jednak nadzieję, że płyta przebije się do szerszego niż poprzednie, grona odbiorców. Z pierwszą tezą zgodzę się bez wahania, ale dodać muszę, że to też można potraktować jako atut. Muzyka skomponowana i zagrana przez Kuderskiego, bardzo lekka i daleka od przeładowania, z tą beatlesowską filozofią piosenkowości, w żaden sposób nie przykrywa prostych i bezpretensjonalnych wokali Jacka. Wokali, które pozbawione fajerwerków i sztuczek brzmią bardzo prawdziwie i uczciwie. A jeśli chodzi o oczekiwania? Może „W nieznane” worka Fryderyków nie przyniesie, ale jest wielkim krokiem w dobrą stronę. Bo całości słucha się z nieodpartym wrażeniem, że gra i śpiewa dla nas stary, dobry znajomy. I to jest fajne uczucie. A K O N I E C Z N I E.`

Polecane

Share This