Maria Peszek – „Jezus Is aLive”

Share Tweet Po co się wydaje płyty koncertowe? Bo jest

2014.02.14

opublikował:


Maria Peszek – „Jezus Is aLive”

Po co się wydaje płyty koncertowe? Bo jest poważna okazja („Celebration Day”), bo kończy się kasa („Savage Amusement”), bo trzeba się przypomnieć, bo trzeba się wywiązać z kontraktu… (ileż tego było?). Są też na szczęście inne powody. Jednym z nich jest chęć – a czasem obowiązek – utrwalenia jakiegoś śladu po fenomenalnej trasie koncertowej. A taką zafundowało nam nasze „dobro narodowe” – Marysia Peszek. Gigantyczna w tym zasługa towarzyszących jej muzyków i fenomenalnego mistrza drugiego planu, Pana Foxa.

Od czasu wydania „Jezus Maria Peszek” widziałem ten program z osiem razy, albo i więcej. Pogubiłem się obliczeniach. Intymne koncerty w Och Teatrze, ciekawe, klubowe sztuki i festiwalowe szaleństwa, od tych mniejszych po Woodstock. I obserwowałem jak delikatna niegdyś i lubiąca swoją kobiecość Peszkowa przeistacza się w zwierzę koncertowe. To, co działo się na początku trasy, to tylko cień tego, czego można było doświadczyć podczas ostatnich koncertów przed wydaniem tej koncertówki.

Aranże zyskały na jakiejś trudnej do zdefiniowania szorstkości, brutalności. Muzycy wyleźli zza swoich instrumentów i pokazali pazury, a Maria choć zawsze trzymała się przemyślanego programu (to zacięcie aktorskie!), to coraz bardziej pozwalała się nieść reakcjom publiczności. Z początku potrafiła powiedzieć „dobry wieczór” na chwilę przed bisami, tak się skupiała treści i formie performance. To wszystko słychać na „Jezus Is A Live”. I widać (gratuluję zdjęcia okładkowego Rafałowi Kudybie).

Dla fanów ta płyta, to jak przedłużenie biletu na koncert. Kto choć raz widział „Awarię” na żywo, sięgnie po krążek nawet gdyby go krytycy zmiażdżyli. Wszystkie gapy, co przeoczyli koncert Peszkowej mogą to jeszcze nadrobić.

I żeby nie było zbyt różowo, płyta świetna, ale wady ma. Oto one: najsłabszym momentem jest cover „Personal Jesus”, tak było na koncertach i tak jest na płycie. Choć i tu i tu jest to ważny element układanki i nie jest to przypadek. Mam też żal, że albumy „Miasto Mania” i „Maria Awaria” pozostawiono w cieniu ostatniej płyty i niewiele numerów z tych płyt znalazło się w programie koncertów i w efekcie na „JIAL”. Żal tym większy, że doskonale wiem, co Fox i reszta zespołu zrobiła z tymi numerami. No szkoda. Dlatego, za karę, jako obrażony fan daję płycie cztery z pięciu gwiazdek. A wieczorem zamelduję się w Stodole na kolejnym koncercie „Śmieciowej Królowej” i pobujam się rozkoszą do „pieśni z pleśni”. Amen.

p.s.: Większość materiału zarejestrowano na żywo w warszawskiej Stodole, tylko cztery numery pochodzą z innych koncertów, ale to już pewnie wszyscy wiecie.

Polecane

Share This