MASSIVE ATTACK – „Heligoland”

W zamian za duszę

2010.02.07

opublikował:


MASSIVE ATTACK – „Heligoland”

 Ciekawe, co poza talentem wynegocjował za swoją duszę Robert del Naja. Bo że podpisał cyrograf to pewne. I zobowiązał się nagrywać tylko skrajnie mroczną i piękną muzykę. Nawet jeśli utwór miałby się składać tylko z oldschoolowego klawiszka i klaskania (jak „Paradise Circus”).

Ta płyta jest w ogóle inaczej oprawiona muzycznie, niż wszystko, co Massive Attack stworzyło dotychczas. W przeciwieństwie do poprzedniej, na wskroś nowoczesnej „100th Window” (sprzed siedmiu lat), czy mocno elektrycznej, klasycznej „Mezzanine”, „Heligoland” pełna jest pozornie ciepłych, analogowych brzmień i staroświeckich rozwiązań aranżacyjnych. Bardzo pozornie. Bo nawet wykorzystując żywe instrumenty 3D i Daddy G, wspomagani przez – jak zawsze zacnych – gości, tworzą kompozycje, które wprawiają w niepokój i na swój sposób, twórczo, drażnią. Massive Attack ma to coś, czego nie da się załatwić naklejką ostrzegawczą na okładce płyty. Oni nie muszą przeklinać, używać przesterowanych gitar, czy inaczej epatować brutalnością, a i tak są groźni. Pozorny spokój wyliczanek Roberta del Naji w „Atlas Air” przypomina raczej spokój Indianina z Lotu nad Kukułczym Gniazdem, niż spokój bibliotekarza. We wcześniejszym „Saturday Come Slow” Damon Albarn (tak, ten z Blur, The Good The Bad And The Queen i Gorillaz) w połączeniu z subtelnym, do pewnego momentu, akompaniamentem gitary, brzmi jak Thom Yorke w nieelektronicznych momentach „Hail To The Thief”. „Rush Minute” ma najtrudniejsze zadanie, bo następuje bo najbardziej przebojowym „Paradise Cirrus”. I trochę ją puentuje, szczególnie dzięki partii pianina na początku.

Każdy utwór to wielowątkowa i wielowarstwowa opowieść. Weźmy otwierający album, a znany już z EPki „Splitting The Atom”, „Pray For Rain”. Utwór jest pełen plemiennych bębnów, zderzonych z subtelną grą na innych instrumentach perkusyjnych i klawiszowych. W tle gra też mocny bas i ściszona gitara. Do apogeum, następującego po kilkukrotnym powtórzeniu słów „Vision walls fall all revealing” jest przejmująco smutny, by na chwilę podniosłymi, „anielskimi” wokalizami dać nadzieję, że tytułowe modły zostaną jednak wysłuchane. Ale pod spodem już czai się pianino, które w duecie z organami i słowami „In deepest hollow of our minds/ A system failure left behind” nie pozostawia nadziei na szczęśliwy koniec. W „Pray For Rain” śpiewa Tunde Adebimpe, nowe odkrycie Del Naji z grupy TV On The Radio. A w „Babel” pojawia się bardzo charakterystyczna Martina Topley-Bird, która w „Black Steel” i wielu innych utworach Tricky’ego, śpiewała jakby przeżywała prawdziwy orgazm i równocześnie próbowała udawać, że jej to nie obchodzi. Tu jest trochę bardziej powściągliwa i mniej dominująca nad muzyką. A ta, w końcówce, staje się awangardowym, zmasowanym atakiem elektronicznych mieszaczy w mózgach, ostatnio częściej występującym na płytach The Dillinger Escape Plan, albo u Mike’a Patrona, niż u Portishead, czy innych „bristolczyków”, którzy przetrwali do dziś.

Co ciekawe utwory znane od jesieni, w otoczeniu zupełnie nowych, nabierają jeszcze większej głębi i brzmią inaczej, niż dotychczas. „Splitting The Atom” zaśpiewany przez Horace’a Andy’ego, jawi się jako środkowa część tryptyku z „Babel” na początku i „Girl I Love You” w roli cody. Gitara na początku „Psyche” nie brzmi jak loop, a Martina, która po dwóch utworach zmienia za mikrofonem Horace’a tym razem po prostu pięknie i trochę tajemniczo śpiewa, dzięki czemu bardziej kontrastuje piosenkę (jak na Massive Attack) z dźwiękowym złomem wstępu „Flat Of The Blade”. Trochę dzięki spokojnemu głosowi Guya Harveya z Elbow, który w tym utworze śpiewa, a trochę dzięki orkiestracji, która wsiąka w industrialne zgrzyty, „Płaszczyzna Ostrza” staje się z opowieści o ulicznych zakapiorach gorzką mini-suitą z przyznaniem w tekście, że nie ma dla nich alternatywy.

O wszystkich utworach każdy z was będzie miał zapewne swoje zdanie, i odkryje po każdym kolejnym przesłuchaniu niuanse, których nie wychwycił wcześniej. Muzyka z „Heligoland” (tytuł to nazwa niemieckiego archipelagu na Morzy Północnym, co nic nie wnosi do tekstów, czy ilustracji na okładce) dopasowuje się do okoliczności, w których się jej słucha, jak T-1000 w „dwójce” Terminatora. Jedno tylko pozostaje niezmienne – zawsze niepokoi.

Tracklista (w nawiasach podani wokaliści):

01. Pray for Rain (Tunde Adebimpe)

02. Babel (Martina Topley-Bird)

03. Splitting the Atom (Robert ‘3D’ del Naja /Grant ‘Daddy G’ Marshall/ Horace Andy)

04. Girl I Love You (Horace Andy)

05. Psyche (Martina Topley-Bird)

06. Flat of the Blade (Guy Garvey)

07. Paradise Circus (Hope Sandoval)

08. Rush Minute (Robert ‘3D’ del Naja)

09. Saturday Come Slow (Damon Albarn)

10. Atlas Air (Robert ‘3D’ del Naja)

Polecane

Share This