Norah Jones – „The Fall”

Mroczne gitary zamiast słodkiego pianina.

2010.02.08

opublikował:


Norah Jones  – „The Fall”

Norah Jones, Alicia Keys, Joss Stone. Niby tak podobne, a tak różne. Wszystkie diabelnie utalentowane muzycznie, zachwycają przecież także swoją urodą. Nie przypadkiem od lat walczą o miejsce numer jeden w moim sercu słuchacza nowego soulu. I choć tej zimy najlepszą płytę nagrała Joss, najbardziej przebojową Alicia, to największą, artystyczną fantazją popisała się Norah. I choć nie do końca była to rewolucja udana, to wokalistce należą się duże brawa za odwagę.

Kodem do rozgryzienia „The Fall” jest krążek Toma Waitsa „Mule Variations”. A dokładniej brzmienie, którego autorem jest Jacquire King, producent tej płyty. „Zakochałam się w tych brudnych, gitarowych dźwiękach” – wyjaśnia córka Raviego Shankara i jakby na dowód prezentuje nam chyba najbardziej „ekstremalny” z premierowych utworów, czyli „Even Though”. Jak zresztą zauważył trafnie jeden z recenzentów, numer ten spokojnie mógłby znaleźć się na którymś z albumów… Sonic Youth. A to tylko jedna z kompozycji zaskakujących charakterystyczną „ścianą gitar”, która z kolei jest zasługą cenionego w niezależnych kręgach Marca Ribota.

Co prócz gitar? Jest na „The Fall” sporo syntezatorowych brzmień, a nawet samplowanych, elektronicznych podkładów. Tutaj wyróżnia się singlowy, i chyba jednak najbardziej hitowy (choć to chyba nieco naciągane określenie; czego dowodem raczej wątpliwy sukces nagrania na listach przebojów) numer „Chasing Pirates”.

A gdzie podziało się charakterystyczne pianino, dzięki któremu diva smooth jazzu i nowego soulu wyrobiła sobie markę na całym świecie? A jest, choćby w numerze „December”, który chyba jako jedyny na tym krążku przywołuje ducha Jones z poprzednich albumów z debiutanckim „Come Away With Me” na czele. Czy to wystarczy, by udobruchać wiernych fanów amerykańskiej wokalistki? Może tak, zwłaszcza że wokalistka zamiast pójść na całość, dać się porwać nowej muzyce tylko w niewielu momentach śpiewa inaczej, niż dotychczas („It’s Gonna Be”, „Young Blood”).

Jedno jest pewne – muzyka z „The Fall” nie przyda się już jako niezobowiązujący, acz miły akompaniament nastrojowej kolacji czy towarzysz miłego wieczoru. Ale już do samochodu, a najlepiej zagrana na żywo, najlepiej w zadymionym barze, ta płyta nadaje się idealnie!

Polecane

Share This