Ozz: Wielki i potężny

Recenzujemy „Patient Number 9” Ozzy’ego Osbourne’a.

2022.09.14

opublikował:


Ozz: Wielki i potężny

fot. mat. pras.

Zaledwie dwa lata Ozzy Osbourne kazał czekać fanom na nowy album. Pandemia zatrzymała go w domu, do tego doszły nasilające się problemy zdrowotne. Nic więc dziwnego, że nie mogąc koncertować, muzyk rzucił się w wir pracy nad nową muzyką. Po pierwszej zapowiedzi „Patient Number 9” nie brakowało głosów, że skoro odstęp między płytami jest tak krótki, to Osbourne wypuści produkt drugiej kategorii złożony odrzutów po „Ordinary Man”. Na szczęście już pierwszy singiel pokazał, że nie ma się czego bać.

Słuchając jego ostatnich płyt – nie tylko wspomnianej poprzedniczki, ale przede wszystkim „Black Rain” i „Scream”, trudno było uciec od przekonania, że Książę Ciemności nie jest w stanie samodzielnie ich „uciągnąć”. Jak rozwiązać ten problem? To proste – zapraszając gości. Ale nie wokalistów, bo tego nikt ani nie potrzebuje, ani tym bardziej nie oczekuje. Zamiast tego do nagrań zwerbowano grono gitarowych herosów, którzy błyszczą swoim talentem, a jednocześnie nie odbierają grama splendoru gospodarzowi.

Żaden z zaproszonych gitarzystów nie musiał wychodzić ze swojej strefy komfortu, dzięki czemu ich partie brzmią naturalnie i organicznie. Tony Iommi i Zakk Wylde dowieźli odpowiednią dawkę ciężaru, Eric Clapton szczyptę wyrafinowanego bluesa, a Mike McCready odrobinę gitarowego brudu. Jeff Beck z kolei zaczarował tytułowy utwór, podkręcając hype na całość już w momencie premiery pierwszego singla. Niezrozumiałym dla mnie posunięciem jest pominięcie w materiałach promocyjnych i na poligrafii nazwiska Dave’a Navarro. Tym bardziej, że gitarzysta Jane’s Addiction zbudował niesamowity klimat w umieszczonym pod koniec melancholijnym „God Only Knows”. Jakby tego było mało, na płycie gra też Josh Homme.

Drugi plan – jakkolwiek brutalnie i niesprawiedliwie to nie brzmi – także robi wrażenie. Na basie zagrali doskonale znani Robert Trujillo, Duff McKagan i Chad Chaney, który pożegnał się niedawno z Jane’s Addiction, na perkusji Chad Smith i nieodżałowany Taylor Hawkins. Ktoś powie: „nazwiska nie grają”. Tutaj na szczęście ta zasada nie obowiązuje, bo grają i to jeszcze jak. Rockowy gwiazdozbiór wspólnymi siłami nagrał album pełen energii i witalności, od którego kilka dni po premierze trudno się oderwać.

Producentem trzynastego solowego krążka Osbourne’a jest Andrew Watt, ten sam, który współtworzył „Ordinary Man”. 32-latek jako producent pracował wcześniej m.in. z Justinem Bieberem, Miley Cyrus czy Cardi B, ale w poprzedniej dekadzie grał w dowodzonym przez Glenna Hughesa zespół California Breed, więc nawet rockowi puryści nie powinni kwestionować jego kompetencji do nagrywania z Ozzym. Dzięki Wattowi „Patient Number 9” brzmi jak prawdziwa rockowa superprodukcja. Wokale gospodarza są wyjątkowo jak na niego zróżnicowane (inna sprawa, ile w tym ingerencji nowoczesnych technologii, a ile naturalnego śpiewu), a bogactwo brzmień i nastrojów sprawia, że krążek sam w sobie mógłby stanowić godzinną playlistę rockowej rozgłośni. Ten jednoznacznie mainstreamowy kierunek może niektórych mierzić, ale hej – przypominam, że nie mówimy o płycie Black Sabbath, tylko o solowym krążku Ozza, który zawsze był przebojowy i „amerykański”.

Czy „Patient Number 9” to ostatni album Ozzy’ego? To pytanie powtarza się przy okazji premiery każdej jego płyty od ponad 20 lat, choć patrząc na biografię wokalisty, można je sobie zadawać właściwie od zawsze. Tym razem jednak przesłanek ku przejściu na emeryturę jest więcej – przede wszystkim po czterdziestu latach Osbourne wyniósł się ze Stanów, by wrócić do Wielkiej Brytanii, do domu. Na początku roku mówiło się, że to przez podatki, w ubiegłym miesiącu poznaliśmy inny powód – w Ameryce po prostu robi się niebezpiecznie. Na razie zapowiada, że jego celem jest powrót na scenę. Kilka dni temu wystąpił w Los Angeles na inauguracji rozgrywek NFL, w sierpniu pojawił się na zamknięciu Igrzysk Wspólnoty Narodów. To były jednak krótkie, kilkuminutowe występy. Od jego ostatniego pełnoprawnego koncertu minęły już prawie cztery lata. I dziś zamiast zastanawiać się nad tym, czy doczekamy się kolejnych, po prostu cieszmy się jego nową płytą, bo naprawdę jest czym.

Maciek Kancerek
Ocena 4/5

Ozzy Osbourne – „Patient Number 9”
wyd. Sony Music Entertainment Polska

Polecane

Share This