Rau – „Konkretna rozrywka”

Zgubna samodzielność debiutanta.

2016.05.12

opublikował:


Rau – „Konkretna rozrywka”

O tym, że Tomasz „Rau” Rałowski jest Człowiekiem-Orkiestrą, już zdążyliśmy się przekonać. Przez długi czas ten producent pozostawał jednak – jak to często bywa w Polsce z producentami – w cieniu. Dbał o ścieżkę muzyczną w niektórych programach telewizyjnych. Grał w zespołach, które pozostały w głębokim podziemiu. Gdy sam trafił do większej wytwórni, Alkopoligamii, to najpierw jako autor podkładów dla innych wykonawców (Ten Typ Mes, Zetenwupe), a dopiero później jako samodzielny wykonawca. W końcu przyszła pora na solówkę. Bardzo etosową, bo stworzoną w stu procentach samodzielnie, od okładki, przez muzykę, a na tekstach i wykonaniu skończywszy.

Ta ostatnia decyzja, by nie decydować się na żadną współpracę, była tyleż odważna, co ryzykowna. W końcu Rau niby nagrywa muzykę rozrywkową, ale trudno sobie wyobrazić, by przebiła się ona szerzej. Podkłady, oczywiście, mają potencjał. I nie mam tu na myśli wyłącznie potencjału godnego wysmakowanego snoba, choć pewnie do takiej grupy ten materiał koniec końców trafi. Rzecz w tym, że bity w singlach – „Nie śpię, bo trzymam poziom” i „Papierowym Manie” – mogłyby przypaść do gustu nawet mniej wprawionemu uchu. Ten pierwszy łączy wyraźny puls klubowego parkietu z naćpaną atmosferą kibla w tym samym klubie. Gdy w refrenie napierają syntezatory, a wokal się obniża, człowiek wie, że taki brutal był mu od samego początku pisany. „Papierowy Man” jest lżejszy, kalifornijski. Że niby DJ Quik? Ale po co od razu szafować ksywką znaną tylko wybranym? Wystarczy przypomnieć choćby „Party” Beyonce.

Kto sądzi, że zgodnie z tytułem tego typu rozrywkowych numerów będzie na debiucie Rau więcej, ten będzie się czuł usatysfakcjonowany tylko do pewnego stopnia. Prawda, „Part Time No Life” i „Bic Śmiesznego” to kolejne alternatywne hity. Ale na tym właściwie koniec. Już „Ogrom pogrom” sygnalizuje inną, poważniejszą stronę albumu. Tu gospodarz nie troszczy się tylko o konkretną rozrywkę, ale stawia też kilka konkretnych pytań – o globalne procesy społeczne, o ekologię. Bywa, że wykłada kawę na ławę, jak w „Ziemi”, albo mówi bardziej enigmatycznie („Wielkie zło”, „Trucizna”).

Doceniam zaangażowanie, choć niespecjalnie je słyszę. Beznamiętny, znudzony wokal Rałowskiego jeszcze jako-tako się sprawdza w zabawniejszych numerach. Wtedy może być trochę błyskotliwym, wielkomiejskim obserwatorem w stylu Taco Hemingwaya (z którym, swoją drogą, dzieli obojętność w głosie), a trochę błaznem w stylu Małych Miast (tej drogi jednak nie zalecam), choć swoim flegmatycznym stylem i tak koniec końców zabija przebojowość tych nagrań. Gdy jednak zaczyna być bardziej na serio, wypada groteskowo. Utwory łapią ciężar, którego gospodarz w ogóle nie potrafi unieść. To tematy, pod które jego warsztat nie jest skrojony.

Ostatecznie „Konkretna rozrywka” zostawia z poczuciem, że te bity można by wykorzystać lepiej. Zaprosić kolegów z wytwórni, a każdy (no, prawie) zrobiłby z nich większy użytek – a przynajmniej napisał ciekawszy refren, niż większość tutaj (trio „Ogrom pogrom”, „Mieczysław Fog” i „Dekadentysta” woła o pomstę do nieba). Ubolewam, bo od strony producenckiej to naprawdę fantastyczna robota. Dają o sobie znać szerokie horyzonty gospodarza, wyczulenie na szczegół i umiejętność selekcji. Szkoda tylko, że górę wzięły ambicje i chęć nagrania w pełni samodzielnego materiału.

 

 

Polecane

Share This