Solar/Białas – „Stage Diving”

Spacer po linie

2013.06.20

opublikował:


Solar/Białas – „Stage Diving”

Z muzyką Solara i Białasa Sokół zapoznał się, jak przyznaje w jednym z ostatnich wywiadów, zupełnie przypadkiem. Czy gdyby nie ten splot zdarzeń, duet nadal byłby „tylko” gwiazdą podziemia? Raczej nie. Konsekwentne budowanie swojej pozycji w studiu, na koncertach i bitwach freestyle’owych tylko zbliżało raperów do legalnego wydawnictwa. Oficjalny debiut był więc kwestią czasu, a to, że doszło do niego właśnie teraz w Prosto, tylko dodaje pikanterii – Solar i Białas nie zdążyli jeszcze uregulować wszystkich spraw w podziemiu (stąd głosy o różnych dissach i beefach) i może po części dlatego „Stage Diving” brzmi tak bezkompromisowo.

Wielu rzeczy można zarzucić temu duetowi, ale na pewno nie tego, że brakuje mu jaj. Choć wydają w jednej z większych polskich wytwórni hip-hopowych, mentalnie tkwią jeszcze w podziemiu – stąd na płycie tak wiele zaczepek pod adresem kolegów z branży. Padają aluzje do konkretnych postaci w intrygującej, baśniowej formie („SB MAFFIJA”), ale najciekawiej Solar i Białas brzmią wtedy, gdy krytykują zbiorowe nawyki i przyzwyczajenia. Tak jest chociażby w „Więźniach lat 90.”, gdy punktują koniunkturalizm, wstecznictwo i zacietrzewienie części sceny. Szczególnie precyzyjny jest Solar, który wylicza: „nikt nie freestyluje, nie robi mixtape’ów / nie dają acapelli, nie chcą remiksów i blendów / instrumentale mogli dać ci – spoko / ale to tylko po to, żeby zgarnąć – złoto”. Tę krytykę przeprowadzają oczywiście z pozycji XXI-wiecznych raperów, osłuchanych w nowej fali amerykańskiego rapu i praktykujących ich metody promocji, ale – wbrew temu, co sugeruje tytuł utworu – wzorce lat 90. nie są im obce. Taka „Druga strona medalu” ze swoją pędzącą perkusją i zagęszczonymi hi-hatami przypomina dokonania Ruff Ryders; „Funky” równie dobrze mogliby wyprodukować The Trackmasters piętnaście lat temu; „SB MAFFIJA” wreszcie to klasyczny bit, którego na przełomie wieków nie powstydziliby się Dilated Peoples.

Solar i Białas obchodzą się bez pardonu nie tylko z resztą sceny. Ich pozbawione hamulców, tyleż dosadne, co momentami ironiczne wersy dotykają w równej mierze puszczalskich kobiet, rówieśników pracujących w korporacjach oraz… samych autorów. O sporym dystansie do samych siebie przekonuje nas już pierwsze nagranie na płycie, napisana z perspektywy przyszłości „Woda sodowa”, gdzie obaj raperzy projektują swoją pozycję na scenie, gdy będą już mieli na koncie dziesięć wspólnych albumów. Humor, nieodłączna część stylu S/B, to jednak rzecz o tyle niepewna, że bardzo łatwo jest popaść w żenadę. W tym sensie „Stage Diving” to rzeczywiście, jak głosi jeden z tytułów, „spacer po linie”: balansowanie na granicy fantastycznych, przekornych nagrań („Funky”) i wprawiających w zakłopotanie, przaśnych prób łączenia amerykańskich trendów z polską rzeczywistością („Corolla Music”). W ogóle dobry smak jest czymś, z czym Solar i Białas mają ewidentnie problem. Pierwsze bity na płycie każą raczej sądzić, że panowie wiedzą, na czym polega dobre, mainstreamowi granie – z jednej strony mamy potężny, niepokojący podkład w kawałku tytułowym, z drugiej zaś porywające „Z nieba nie spadło” (oba autorstwa niezawodnego Bob Aira). Niestety, później dzieją się już rzeczy niepokojące. Wstawki z autotune’em konsternują, podobnie jak niektóre refreny (po co aż dwa razy Danny? po co Oliwia?) oraz niby-to-zabawne wersy rodem z bitw freestyle’owych („jesteście pokojowi, ja międzynarodowy”, „w sieci są wiarygodni jak człowiek-pająk”). Największym potworkiem jest jednak „Chcę już iść”. Gdy po raz pierwszy usłyszałem te dźwięki rodem z gry komputerowej z początku lat 90., po cichu liczyłem, że będzie to jedynie jakiś lichy przerywnik. Niestety, L Pro wykorzystał go jako podstawę swojego nafaszerowanego elektroniką bitu.

To cena, jaką Solar i Białas zapłacili za swoją bezkompromisowość. Nie uznają żadnego status quo, przez co nawet ich własna twórczość staje się dla nich obiektem parodii. Taka autoironia bywa ożywcza i odświeżająca, ale także uzależniająca – a to grozi już przedawkowaniem. Ostatecznie więc raperzy wypadają najlepiej tam, gdzie są poważni, a na pierwszy plan wysuwają się ich umiejętności – bo progres, co należy zaznaczyć, jest zauważalny.

Polecane

Share This