The Returners – „Nowa stara szkoła”

Ani nowa, ani stara. Własna.

2016.05.16

opublikował:


The Returners – „Nowa stara szkoła”

„Nikomu nie polecamy robienia płyt producenckich”, mówił Chwiał w rozmowie z Arturem Rawiczem. Wiadomo, że to zgrywa. I wiadomo, że trzeba polecać robienie płyt producenckich. Nie dlatego, by męczyć się ze zbieraniem zwrotek od zaprzyjaźnionych raperów. Po prostu własne krążki rozwijają. Coś na ten temat mógłby powiedzieć Emade, dla którego „Album producencki” z 2003 roku był olbrzymim krokiem naprzód. Coś podobnego stwierdziłby też Czarny, któremu dwa samodzielne krążki pozwoliły pokonać imponującą drogę od bitmejkera HiFi Bandy do współtwórcy ostatniej płyty Ani Dąbrowskiej.

Coś podobnego dzieje się na „Nowej starej szkole”. W porządku, The Returners – w przeciwieństwie do dwóch wyżej wymienionych – nie przekraczają granic hip-hopu. Ich materiał mieści się w stu procentach w ramach tego gatunku. Nie jest więc żadnym eksperymentem, ale świadectwem rozwoju – już tak. Słychać to zarówno w utworach instrumentalnych, jak i tych, do których zaproszono gości. Kto wie, może w tych drugich nawet bardziej. Gdy myślę o utworach w rodzaju „Typowej historii” czy „Cutastrofy” – pomyślanych tak, by opowiadały jakąś historię za pomocą zrymowanych wyimków z cudzych nagrań – odnoszę wrażenie, że nacisk został położony w większym stopniu na robotę DJ-ską, aniżeli muzykę. Ta jest raczej surowa, przezroczysta. Tak to już bywa, gdy stawia się na popisy w klejeniu zwrotek skreczami.

Co innego numery, do których dograli się goście. To wciąż The Returners z doskonale znanym stylem, ale jakby bardziej dokręceni, podrasowani. Wszystko jest lepsze: brzmienie sekcji rytmicznej, dobór sampli, aranż i subtelne wprowadzanie elektroniki. Wreszcie rzecz najciekawsza: choć tytuł odsyła do dwóch przeciwstawnych szkół, muzyka Little’a i Chwiała gra ponad tym podziałem. Ponoć duet planował na początku stworzenie albumu dwupłytowego: z bitami nowoczesnymi i klasycznymi. Gdy słucham „Nowej starej szkoły”, trudno mi sobie wyobrazić taki podział. Bo gdzie by się znalazł na przykład „W imię postępu” z Guralem? Albo „Przepis na jutro” z Kubanem? Albo „Spadochrony” z Rasem? Te wątpliwości można by mnożyć. I dobrze, bo działają one na korzyść albumu. Pokazują, że The Returners idą w poprzek podziałów obecnych przede wszystkim wśród słuchaczy.

Innym dowodem na to, że ten duet raczej godzi, niż dzieli, jest dobór gości. Obecni są przedstawiciele właściwie każdego pokolenia – i to najmocniejsi przedstawiciele. Kilka przykładów. Włodi wie, jak wykorzystać status weterana, by jego przechwałki nie były ledwie czczym gadaniem: „Nie zjadam dzisiaj sceny, bardziej ci, co łakną wrażeń/ Po spotkaniu ze mną zaspokajasz gastrofazę”. VNM coraz śmielej pisze z pozycji pracodawcy i myślącego przyszłościowo biznesmena. Sariusowi, młodszemu o niespełna dekadę, jeszcze co innego w głowie; z jego rapu wyłazi głód szacunku.

Ci goście – uznani lub dobrze się zapowiadający – dostarczyli też utwory, które śmiało mogłyby uchodzić za reprezentatywne dla ich obecnej twórczości. Wyjątkiem jest właściwie Ras, który nawija jeszcze w duchu „starego” Rasmentalismu – tzn. sprzed zwrotu, który dokonał się w jego podejściu do tekstów w ostatnich kilkunastu miesiącach. Poza tym przypadkiem wszyscy nagrali utwory, które można by nazwać programowymi. Gural przemycający antyutopijne, silnie zakorzenione w kulturze wizje. Małpa ze swoimi impresjami, strzępkami myśli i rwanym, nerwowym warsztatem. Knap, który jak mało kto w Polsce czuje, jakie emocje pociąga za sobą słowo „blues”: „To szalone życie zaznajamia z niepokojem/ Najpierw fala zwycięstw, potem zdarza mi się wpadać w dołek”.

To, że zaproszeni raperzy dostarczyli swoje „the best of”, ma swoją drugą stronę: „Nowa stara szkoła” przynosi dokładnie takie kooperacje, jakich można było się spodziewać. Brak tu jakiegoś momentu zaskoczenia, nieoczywistego zestawienia podkładu z gościem czy wreszcie kombinacji samych gości (wyjątkiem udany międzypokoleniowy duet Włodiego i Otsochodzi). Trochę szkoda, że The Returners nie wykorzystali zdobytych przez lata znajomości i nie pokusili się o jakieś intrygujące krzyżówki stylów. „Nowa stara szkoła”, choć to projekt jak najbardziej udany, jest jednak trochę przewidywalna.

Polecane

Share This