Tove Lo – „Blue Lips” [Lady Wood Phase II]

Muzyczne „Pięćdziesiąt twarzy Graya”. Prawie.

2017.11.24

opublikował:


Tove Lo – „Blue Lips” [Lady Wood Phase II]

foto: mat. pras.

Świetna szwedzka wokalistka na swoim nowym krążku kontynuuje i zarazem zamyka – oczywiście w swoim firmowym, frywolnym stylu – wątek namiętnej, tytułowej bohaterki z debiutanckiego albumu „Lady Wood”. Fani będą oczywiście zachwyceni, ale słuchaczy raczej jej nie przybędzie. Bo spora dawka seksu w tekstach Tove oraz electro-popowe kompozycje w komercyjnym wydaniu nie pomogą, kiedy brakuje przebojów.

Ebbe Tove Elsa Nilsson świętuję tym albumem swoją trzydziestkę. Składając jej najserdeczniejsze życzenia przypomnijmy sobie, jak to wszystko się zaczęło? Pamiętacie? Był 2014 rok, a Lo wypuściła swój trzeci singiel „Habits”. I pewnie przepadłby on jak poprzednie „Love Ballad” i „Out of Mind” z jej demo „Truth Serum” (2012), gdyby nie hip-hopowy producent Hippie Sabotage i jego przeróbka zatytułowana „Stay High”. Piosenka ta dotarła do wysokich miejsc na listach przebojów w wielu państwach, a świetny, imprezowy teledysk obejrzało do dziś prawie 600 milionów widzów. Skandynawka poszła więc za ciosem i podzieliła się z nami swoimi przemyśleniami na temat uczuć, związków, a wreszcie seksualności na pełnowymiarowym krążku „Queen Of The Clouds”.

A potem była płyta „Lady Wood”, na której powołała do życia tytułową bohaterkę, a tak naprawdę swoje alter ego – młodą kobietę szukającą w życiu przygód, miłości, często popełniającą błędy, ale nie bojącą się wyrazić swoich, nierzadko bardzo „cielesnych” potrzeb. Te słodko-gorzkie opowieści podawane na tle electro-popowych, często również bardzo tanecznych rytmów spodobały się słuchaczom na całym świecie tak bardzo, że Lo zaczęła zapełniać hale koncertowe, a niedługo potem występować na letnich festiwalach plenerowych. A wszędzie, gdzie koncertowała, tam zawsze istniała szansa, że… pokaże piersi.

Nic więc dziwnego, że o twórczości artystki mówiło się (i mówi się nadal) tak samo często, jak o jej skłonności do „rozbieranek”. Moje zdanie oczywiście nie ma tu żadnego znaczenia, ale osobiście uważam, że w taki sposób Tove tylko odwraca uwagę od swojej muzyki. A ta potrafi być naprawdę przebojowa. O czym świadczy chociażby popularność kolejnych singli „Fairy Dust” i „True Disaster” – świetnych, znakomicie wyprodukowanych i zaśpiewanych numerów, dzięki którym wokalistka zaczęła być porównywana do swoich rodaczek – wokalistek Robyn i Lykke Li.

Jednak w przeciwieństwie do nich Lo wyraża swój feminizm w o wiele bardziej radykalny sposób. Nie owija w bawełnę, tylko mówi, że chce się kochać tu i teraz. Natychmiast. W promującym jej najnowszy krążek singlu „Disco Tits” śpiewa bez żenady: „Pocę się od głowy aż po palce / Zmoczyłam wszystkie ciuchy na sobie / Jestem naładowana, moje sutki są twarde / Zróbmy to!”. I tak cały czas. O szybkim seksie i płynącej z niego wielkiej przyjemności. No i fajnie! Miłość, również ta fizyczna, jest przecież dla ludzi. Dla każdego. A jakoś od czasu Madonny nikt nie potraktował tych tematów tak dosłownie, jak Szwedka.

Szkoda więc, że muzycznie jej materiał nie jest tak odważny i bezkompromisowy, jak warstwa tekstowa na „Blue Lips”, którą artystka nawiązuje – w utworach „Light Beams” i „Pitch Black” – do historii swej bohaterki z poprzedniego krążka „Lady Wood” („Dust” i „Fire Fade”). Ot, dobrze zrobiony electro-pop z „wycieczkami” w inne rejony stylistyczne. Jak ejtisowe klimaty w „shedontknowbutsheknows”, bezpretensjonalny, taneczny pop w „bad days” czy choćby trapowe, „cykające” bity w – najlepszym w tym zestawie – „romantics”.

Niestety jednak częściej słyszymy tu konfekcyjny i komercyjny klubowy pop pomieszany z balladami w tym samym przewidywalnym stylu. Na domiar złego, w niektórych kompozycjach, obdarzona przecież świetnym, charakterystycznym głosem Tove, przypomina… Się („dont ask dont tell”, „9th of october”, „hey you got drugs?”). No i ostro pokłócę się z kimś, kto uważa, że taka na przykład kompozycja jak „bitches” nie mogłaby się znaleźć na najnowszych albumach Pink czy Fergie.

Dlatego szkoda. Bo miałem spore oczekiwania, a pozostał niedosyt. Jak po „Pięćdziesięciu twarzach Greya”. Ale fani i tak będą zachwyceni.

Artur Szklarczyk
Ocena: 2,5/5

Tracklista:
1. LIGHT BEAMS
2. disco tits
3. shedontknowbutsheknows
4. shivering gold
5. dont ask dont tell
6. stranger
7. bitches
8. PITCH BLACK
9. romantics
10. cycles
11. struggle
12. 9th of october
13. bad days
14. hey you got drugs?

Polecane

Share This