„Uszyta ze Skiby, Kukiza i autoplagiatów” – Marcin Flint recenzuje „Zarazę” Kazika

Co się stanie jeśli przegapicie nową płytę Kazika? Zupełnie nic.

2020.06.10

opublikował:


„Uszyta ze Skiby, Kukiza i autoplagiatów” – Marcin Flint recenzuje „Zarazę” Kazika

fot. mat. pras.

Hasło „pierwszej od kilkunastu lat solowej płyt Kazika” to pierwszy haczyk, na który można się było złapać. Czego by nie mówić, każdy urodzony odpowiednio wcześnie obracał w głowie wersy z dajmy na to „12 groszy”, a albumy „Spalam się”, czy nawet jeszcze „Oddalenie” dały polskiemu rapowi fundament, na którym mógł budować. Drugim haczykiem, a właściwie wbitym w opinię publiczną hakiem, był singiel „Twój ból jest lepszy niż mój”. Prostą, ale nie prostacką opowieścią unaocznił podwójne standardy władzy, a ta dopisała sama dalsze wersy rękami nadgorliwców manipulujących przy liście przebojów radiowej Trójki. Szum publicystyczny zrobił się taki, że właściwie w kontekście „Zarazy” przestało się mówić o muzyce. Tylko czy jest w ogóle o czym mówić?

Kazelot do spółki z multiinstrumentalistą Wojciechem Jabłońskim i klawiszowcem Konradem Wantrychem zadbali, by działo się sporo, może nawet za dużo. Otwierająca „Kwarantanna” jest milutka, nieinwazyjnie bluesująca, a kto zaśnie po dwóch minutach, tego ożywić może uderzenie chóru. „Noże i pistolety” zaczynają się od akustycznej gitary, by trochę latynosko popląsać. „Nie mam na nic czasu, bo oglądam seriale” jest po punkowemu głośne i szybkie, z czujnym basem. „Ona zakażona miłością” można polubić za ładne, szkolne pianino, „Gdy Chińczycy mówią Gan Pai” – za ciężar riffu, bębny i pocieszny, heavymetalowy patos refrenu czy fragment brutalnie zafałszowanego amerykańskiego hymnu. „Kluczem przyciskał windę” to sympatyczna retro-piosenka, z chórkiem prosto z lat 60. i rozchwianym, przedzierającym się dęciakiem w celach odsładzających. Jeżeli spodziewaliście się po „Twoimi bólu…” serii analogicznych ludowych pokrak z zarzynającym akordeonem, to spokojnie, może nawet zbyt spokojnie. Tam celem było uwypuklenie tekstu. Na reszcie płyty rzadko co należałoby uwypuklać.

Sprawdź też: TYTUŁ

Eklektyzm zarazy, najłatwiejszy do opisania słowami takimi jak powyżej, a więc „miły” i „sympatyczny”, wydaje się trudny do uzasadnienia, bo jest ratunkowy, kryje Staszewskiego wypisanego jak długopis Andrzeja Dudy. Tak jak Kazik w wywiadach chowa się za centryzmem, tak w tekstach za grubaśną ironią i „humorkiem” (jak na przykład wtedy, gdy pada wers o „zarażaniu miłością”, a realizator przerywa). Starałem się wypisywać co lepsze wersy i zostałem z samymi rzeczami pokroju „Oddaj się w ręce, a dostaniesz więcej”, wprost z koszulek starych ludzi.

No dobra, należy zwrócić uwagę na „Demokrację” pierwszymi, orientalnym dźwiękami sugerującą, że bardziej chodzi o kalifat. Po linijkach „Dlaczego owe pijane stado / Bełkoczące o tym, o czym nie wie / Myjące się jeden raz w roku / Poucza mnie co dobre i złe / Po czemu owe wąsate mordy / Uodporniły na wiedzę się” pomyślałem sobie „oho, coś się dzieje”. Ale potem gruchnął refren „Demokracja, demokracja / Po większości stronie racja” i przed oczami stanął mi Big Cyc z „Kontestacja, kontestacja / to jest dobre na wakacjach”. I taki właśnie jest ten Kazik, „Kwarantanna, kwarantanna / pokój, kuchnia, kibel, wanna”, cały szyty z Kukiza, Skiby i dziesiątek pomniejszych autoplagiatów, prawie nieumiejący wbijać drzazgi pod paznokieć, zupełnie nieinteresująco podpierający się piosenkami o serialach i wnuczkach, rozlazły, samodemaskujący się bezsilnymi refrenami.

„Zaraza” miała być – nie zgadniecie – kroniką pandemii, o ile jednak ma wszystkie wady płyty robionej na szybko, to żadnej z zalet albumu spiętego klamrą konceptu. Rozłazi się pośród niewydarzonych melodii wyłażących na powierzchnie jak zombie, capi zapoconą piżamą. Gdy ironia trafia w „Bohaterze” na dalszy plan, robi się monumentalniej, dostojniej z miejscem na to, by gospodarz jakoś odbiorcą potrząsnął, wszystko to spuentował, Kazimierz Staszewski brzmi, jakby się tłumaczył z nieszczęśliwego zakochania się w sobie, po czym teatralnie milknie, a muzycy sobie grają i ma się wrażenie, jakby mieli grać jeszcze długo. Nie wiadomo tylko po co.

Marcin Flint

Ocena: 2/5

Polecane

Share This