Paluch: „Nie wchodzę we wszystkie układy, w które inni chętnie wchodzą”

Paluch gościem najnowszego odcinka Flintesencji Marcina Flinta.


2019.11.25

opublikował:

Paluch: „Nie wchodzę we wszystkie układy, w które inni chętnie wchodzą”

Foto: W. Ekonomiuk

Marcin Flint: Witam wszystkich, moim gościem jest Paluch.

Paluch: Cześć

M.F: Który co prawda nowej, własnej płyty to już od kilku dobrych miesięcy nie ma, ale zawsze możemy z nim porozmawiać. Poza tym zapowiadałeś jeszcze coś mocnego w tym roku, więc może z czymś się czaisz. Dziś jest taka tendencja żeby płyty wydawać znienacka.

P: Nie, nie z solowym materiałem ma ten rok i to zdradzam, że nie wypłynę. Natomiast, tak robimy materiał, gdzieś tam już wspomniałem o tym, że robimy materiał całą ekipą BOR Crew i prężnie działamy nad tym, żeby to jeszcze w tym roku wyszło.

M.F: To cieszę się, bo jak miałem tu Kobika na rozmowie, to nie było to na takiej zasadzie….

P: Słyszałem. Wypominaliśmy mu to. „To nie wyjdzie”. I potem siedzieliśmy w domu, w górach, gdzie pojechaliśmy całą ekipą. W dwóch pokojach w domu były studia, mieliliśmy tam sprzęt, komputery i człowieku była burza mózgów, w ogóle. Hip hop, zajebista akcja cała. Zajaweczka tam była gruba i wypominanie było Kobikowi: no to się nie uda Kobik, to się nie uda. Dobra już tam skończ, wiesz (śmiech)

M.F: Wiesz jeszcze nie mów hop, wiele rzeczy może się wydarzyć typu dysk płonący albo…

P: No może aż tak nie, ale okazało się, że to, co wydało się na początku najtrudniejsze, czyli nagranie, wcale nie było takie trudne, bo poszło łatwo ale złożenie tego do kupy teraz – jak każdy się rozjechał do siebie do domu, dojście do tego kto robi co. Suma summarum – praca dla mnie przynajmniej jest podobna jak przy płycie solowej, tyle że muszę ogarnąć dziewięć osób, czy dziesięć czy dwanaście już nie chcę teraz mówić ilu tam jest ludzi ale dużo, i te kawałki skleić do kupy… Oczywiście odpowiedzialny za to jest Julas, który ze mną tu jest dziś, natomiast wiesz producenci, aranże, gdzie zwrotki – to wszytko skleić. Ze względu na to, że jest dość krótki okres powstania tego, bo po za kilkoma numerami, które były nagrane gdzieś wcześniej, to większość albo była nagrana albo zapoczątkowana na wspólnym wyjeździe, który trwał zaledwie pięć dni i była intensywna praca nad tym albumem. I teraz problem polega właśnie na tym, żeby to wszytko złożyć do kupy, żeby to miało formę albumu. To jest to.

M.F: Ale jest demokracja, kiedy powstaje taki album, czy raczej jest hierarchia i raczej ty zachowujesz decydujący głos?

P: Nie było w ogóle czegoś takiego, że była narzucana tematyka, czyli jest… Właśnie dlatego powiedziałem to, żeby to nabrało formę albumu, bo przy pracy nad albumem – przynajmniej z tego jak jest u mnie i z tego co widzę jak jest u innych ziomaków – to wygląda to tak że jest pomysł, zarys na całość, jak to ma wyglądać i gdzieś tam chcesz to ubrać w całość. Ty to robisz, więc wiesz jak by to wyglądało i co robisz. A tu trochę było, tak: dobra, tu solowy numer, kto robi solowy? A kto się dogrywa do tego, wiesz? Żeby to zlepić w jakąś sensowną całość z tych wielu, wielu numerów. Mamy ponad trzydzieści numerów, więc… Musimy to wszystko okroić do jakiejś formy, no nie wydamy trzypłytówki. Każdy chciałby coś zrobić, każdy beat jaki przesłuchiwaliśmy…Na wyjeździe to było tak, że ja słucham i mi nie siada i nagle Jodzie siada albo Gedzowi i ktoś napisał refren i nagle mi też siada, że: ej, to jest zajebiste rzeczywiście to możemy zrobić. Każdy inaczej czuje muzę i pod tym względem to było fajne, że można zobaczyć jak kto pracuje, jakie kto ma ucho, tak na żywo. To było trochę tworzenie live.

M.F: I Sarius jest jednym z ludzi, których usłyszymy na tej płycie ?

P: Yhmmm

M.F: Ja szczerze mówiąc nie do końca się w tych asocjacjach zawsze łapałem, bo Sarius kojarzy mi się z band’em Antyhypów? Wcześniej z Asfaltem ale z drugiej strony zawsze kiedy była mowa o BOR Crew to ta ksywka wynikała.

P: Jest BOR Records, gdzie są wydawane płyty graczy, którzy są w BOR Crew ale w Bor crew są też gracze, którzy nie musza wydawać w BOR Records – to nie jest konieczność. Żeby być w Bor Crew nie musisz wydawać w BOR Records. Akurat Gedz – on wydawał wcześniej gdzieś tam, potem wydawał z nami, wspólnie jako BOR Records i teraz jest jaki NNJL ale dalej jest w Bor Crew, na tej zasadzie. Robi tam swoją rzecz, bo chce się budować. Oczywiście w momencie kiedy nawiązujemy współpracę na lini raper – BOR Records dołącza do BOR Crew – szerokiej ekipy tak to wygląda (śmiech) – że muszę to gadać z tego się śmieję – to wtedy dogadujemy się na coś, jeśli przychodzi do BOR Records. Na jakieś tam warunki i po ich spełnieniu droga wolna. Możesz zostać dalej w BOR Records albo iść dalej swoją drogą, będąc dalej w BOR Crew. Rozumiesz?

M.F: Rozumiem, że może cię to trochę bawić ale wiesz lepiej mieć tak czarno na białym powiedziane.

P: Chyba, że zostanie ktoś dyscyplinarnie wypierdolony z ekipy (śmiech) to wtedy…

M.F: Ale chyba się nie zapowiada. Tak, jak rozmawiałem z Gedzem, to …

P: Śmialiśmy się na tym wyjeździe, że w BOR Crew jest trochę jak w rodzinie. Wiesz o co chodzi? Czasami jest ciocia, która cię wkurwia ale generalnie jak się spotkacie na święta, to tam coś jej powiesz ale dobra tam, spoko. Jest jak w rodzinie. Czasami wiele rzeczy może mnie irytować, jak widzę jak ktoś się zachowuje i ma odwrót. Tolerujemy jakieś tam swoje wady i ciśniemy do przodu. Każdy ma jakąś tam swoją stylówę i oczywiście, że niektóre rzeczy które robi Kobik, Joda, Gedz, Szpaku czy tam ktoś, ja bym może tego nie zrobił u siebie na albumie ale uważam, że to mieści się w jakimś tam granicach, w ramach tego co my chcemy robić, jako grupa. Jest jakoś tam ukierunkowana ta grupa, w pewnej stylistyce jednak się utrzymujemy.

M.F: Trudno żądać odpowiedzialności zbiorowej też. To jest jakaś dziwna opcja. Wspominałeś gdzieś, że jeżeli tylko Szpakowi nie odpierdoli, to będzie naprawdę wielki. I rzeczywiście druga płyta Szpaka już z jednym producentem podobno jest zapowiedziana. Przeczytałem właśnie o tym wątku zwariowania, to odrazu zacząłem się zastanawiać, czy czujesz się jak ta osoba, która sprawuje funkcję wychowawczą? I tym swoim podopiecznym smycz czasem musi skrócić?

P: Kurdę, staram się tego nie robić. Natomiast w takich momentach kulminacyjnych, w punktach newralgicznych czasami stwierdzam, że kurwa to już jest za dużo, trzeba pogadać i sobie coś tam wyjaśnić albo pogadać o jakiejś tam może sytuacji danej. Moje uwagi, czy moje zdanie może być brane pod uwagę, ale nie musi. Każdy robi sobie swoje. Tylko, że mam wrażenie że czasami jest tak, że młodzi raperzy nie zdają sobie sprawy z konsekwencji pewnych rzeczy, z następstw pewnych słów. Coś powiesz, coś zarapujesz, to potem lawina już po prostu leci czasami nie do powstrzymania. Wiadomo w dzisiejszych czasach medialne gównoburze w świecie hip hopowym trwają czasami dzień i jutro tego już nikt nie pamięta. A czasami jest tak, że z małej pierdoły potrafi się wiesz… To jest jeden kamyczek, który uruchamia machinę wielkich głazów i to tak czasami wygląda, że czasami muszę się uruchomić i może nie zwracać uwagę ale poruszyć pewien temat.

M.F: Też często to działa w drugą stronę, że to ty jesteś tym kamyczkiem, który rusza lawinę, bo jesteś osobą, która nie gryzie się w język i która tą scenę dość mocno recenzuje. A czasem słuchacz podchodzi do tego tak, jakby raperowi nie wolno było nic powiedzieć, najlepiej żeby nagrywał takie piosenki jak ten słuchacz chce i siedział cicho, nie miał na żadną kwestię zdania właściwie.

P: (cisza i śmiech)

M.F: Pytanie? Dobrze, idziemy do pytania w stronę tego czy łapiesz się na tym, że zapędziłeś się, coś ci się wymsknęło i dopiero po fakcie łapiesz się ma tym, że to było słowo za dużo, komentarz był powiedziany z gorącą głową i mogłeś się powstrzymać?

P: Czasami tak jest. Ale to jest to, o czym mówiłem, że czasami pewne sformułowania, zdania, czy wers uruchamia cały mechanizm w człowieku. Wiesz, rozdrapywanie tego na części pierwsze, a po porostu ja tego nie przewidziałem. Czasami robię to celowo, a czasami tego nie przewidzisz co zostanie po prostu wyrwane z kontekstu. Teraz nagrywamy wywiad i wy zrobicie z tego, wiesz urywki bo tak robicie i będzie się napędzała gównoburza gdzieś tam. Bo coś na pewno wyrwiecie z kontekstu. Wiesz o co chodzi?

M.F: No niestety tak to działa. Ja tego nie robię .

P: Jesteś w tym.

M.F: Mnie też te tytuły po częstokroć doprowadzają do rozpaczy. Niemniej zdaje sobie świadomość, że one są takie że ludzie tego chcą.

P: Oczywiście, nie no dobra, OK. Jestem tu wiedząc, że tak pewnie będzie natomiast wracając do tego co mówisz. Nie potrafię teraz przypomnieć – pewnie jakbym się zastanowił – ale nie potrafię sobie przypomnieć jakiegoś konkretnego wersu, który chciałbym odwołać.

M.F: Przypomina mi się wers, gdzieś z początku „Czerwonego dywanu” , że jesteś w tym bagnie odrębnym ciałem niebieskim. Jestem sobie w stanę wyobrazić, że dostaje ci się w związku z tym za to, że się stawiasz ponad scenę. I, że to poniekąd jest mniej więcej to, co Bedoes powiedział ze sceny w Stodole, tylko ładniej, grzeczniej, bardziej dyplomatycznie ujęte. Ale przekaz jest taki sam. Na zasadzie – wy i ja. Czy nie?

P: No Bedoes powiedział, że każdy kto nie jest w SB Maffiji może ciągnąć kutasa, czy tam robić laskę. To jest coś innego.

M.F: To jest chujowa metafora, ale jednak chyba nie miał na myśli…

P: To jest coś takiego… Różnica jest taka jakbyś stał w kolejce i ktoś by się wepchnął i by powiedział: przepraszam bardzo ale ja tu stałem, a Bedoes powiedziałaby: ej, wypierdalaj, bo to jest moje miejsce – jest różnica stary nie?

M.F: Tak, tak.

P: Kurwa, gadamy o nim.

M.F: Śmiech

P: I już będzie klikbajt, ale już tam abstrahując od tego, to był jakiś pewnie wybryk jego pod wpływem tam… już gadałem o tym gdzieś…

M.F: To tylko analogia, spokojnie, nie o to mi chodzi.

P: Mi chodzi o to, że nie idziemy w stronę jakiegoś majors’a – ja nie chcę stworzyć z BOR jakiejś wielkiej wytwórni, która ma zrzeszać każdy rodzaj hip hopu. Jesteśmy raczej takim labelem dość sztywnym właśnie w tym brzmieniu i w stylistce. Oczywiście zdarzają się wyjątki ale to są te potwierdzające regułę, który brzmią troszeczkę inaczej niż ogół tego co robimy. Natomiast nie jest to zrobione w ten sposób, że ja mówię: ej mordo, to musi być tak i tak. Nie, po prostu tacy jesteśmy wiadomo jeden jest bardziej rozbudowany muzycznie, drugi bardziej koncentruje się na danej stylistyce ale tak to wygląda, że nie ma tu odgórnie instrukcji bycia w BOR. Natomiast jestem osobnym ciałem niebieskim, bo całe BOR jest osobnym ciałem niebieskim. Jestem osobnym ciałem niebieskim przez to, że nie wchodzę we wszystkie układy, w które inni chętnie wchodzą. Myślę, że dużo jest na „Czerwonym dywanie” o tych układzikach, czy o tym, co mnie tam wkurwia właśnie w tych romansach z show businessem, agencjami reklamowymi i promowaniem produktów wszelakich. Jest tam dużo powiedziane o tym, nie?

M.F: Nie da się funkcjonować do końca poza tym systemem. Nie unikniesz sytuacji na backstage’u -podajesz rękę komuś o kim wiesz, że brzydko o tobie mówi za plecami.

P: Oczywiście, że tak. Tego się nie da uniknąć. Te niuanse jednak… Słuchaj robimy muzykę, ja nie mam zamiaru podjeżdżać do kogoś kogo muzyki nie lubię i go bić, czy coś takiego. Przykład backstage’u i festiwali, gdzie się mijam z ludźmi, że nie będę podjeżdżał do jakiego małolata, którego muzyka mi po prostu nie pasuje, wiesz o co chodzi?

M.F: Cześć, jestem Paluch robisz chujową muzykę.

P: Cześć kurwa, wiesz kim jestem? Zaraz cię dojadę, kurwa. Mam tu moje mordy (śmiech). Nie, tak nie robimy.

M.F: śmiech

P: Kulturka i mimo wszystko hip hop. Wiesz, o co chodzi? Nie ma tu jakiegoś,
zagrożenia fizycznego raczej.

M.F: Ok. To co przed chwilą mówiłeś, dowodzi tego że nie będzie sytuacji, w której nakładem BOR ukaże się płyta, którą się nie jarasz, czy która nie mieści się w twoim guście. Bo to coraz częstsze zjawisko w tych wydawnictwach, które kiedyś miały swoją linię, wychodzą rzeczy co do których jestem niemalże pewien, że wydawca się tym nie jara.

P: Albo kiedyś ten wydawca, który jest raperem, kiedyś dissował tych, których dziś wydaje.

M.F: Tak. Tak.

P: Takie sytuacje się zdarzają. Oczywiście, mam 34 lata i ciężko byłoby mi działać jako wydawca, gdybym szukał dwudziestojedno, dwu – latków, którzy mają idealnie to samo w głowie co ja. Wiesz o co chodzi? To jest niemożliwe tak? Więc naginam się – w cudzysłowie oczywiście – naginam się, rozumiem ich – po prostu. Staram się znaleźć ludzi, z tego młodego pokolenia, których rozumiem i z którymi gdzieś ta nasza nić porozumienia jest dobra. Żebyśmy się kumali. A druga sprawa jest taka, że oczywiście jakąś tam twórczość tych ludzi, których wydajemy jako BOR Records znam. Nie spodziewam się nagle, że Kobik zacznie robić zupełnie inną muzykę, której sam nie lubi. Albo Joda nagle się zmieni w jakiegoś tam wystylizowanego gościa, który… Dobra, bo teraz mówię wystylizowanego… chuj z tym niech sobie mają tam stylistykę. Ja wiem kogo mamy w ekipie. O! W ten sposób.

M.F: No, ale chyba to też odświeżające i ja tak na dobrą sprawę nie jestem w stanie sobie do końca wyobrazić płyty Kobika, bo jest to koleś który może nagrać jednego dnia z Young Igim, a drugiego z OSTR – em i nie będzie niczego w tym specjalnie dziwnego.

P: Tak. Tak. No jest hip hop.

M.F: Tak samo Jodą. On jest takim czarnym koniem tego wyścigu płytowego dla mnie w tym roku. To jest gość, z którym nie wiązałem wielkich nadziei. Pamiętam go ze starych nagrywek, okazało się że wydał pytę na nowych beatach, ale z tą samą starą energią i z takim starym sznytem.

P: Joda nie jest newcomerem. On nie jest małolatem. Prawie jesteśmy rówieśnikami, także w głowie ma starą szkolę, że tak powiem. I podaje to na świeżym brzmieniu i jest pewność siebie i oprócz tego flow dobre. Lirycznie, też nie jest popowo. Jak dla mnie props. Mocno. I cieszę się że ten jego powrót, że tak powiem właściwie, bo ta płyta można powiedzieć że to jego powrót – gruby come back – jest dobry. To się powidło. I cieszę się, że to tak pykło.

M.F: Gdzieś to pojęcie nowego trueschool’u – starych treści przerobionych na nowy sposób poniekąd staje się mottem, tego co w BORze się dzieje.

P: Tak jest. No. Trochę tak jest. Ja nigdy nie byłem przeciwny świeżym rzeczom – wręcz odwrotnie. Raczej starałem się promować nowe brzmienia. Może nie do końca pasuje mi ta cała treść i cała otoczka rapu, która stała się mega popowa, po prostu.

M.F: Z drugiej strony to chyba kiedyś o tym marzyliśmy, żeby zająć te miejsca, robić te pieniądze, które robiła w tamtych czasach Kasia Kowalska, powiedzmy.

P: Patrząc z mojej perspektywy, dlatego też powstał „Czerwony dywan”, można robić muzykę taką jak ja robię, czyli raczej nie do radia i blisko rapu i zarabiać na tym konkretne pieniądze i to się może nie gryźć. Idąc na łatwiznę, rób to działając z major’sem, który da ci popową gwiazdeczkę, bo ma z tą popową gwiazdeczką kontrakt, i później zapewnimy tobie bycie na puszkach coca coli. Wiadomo prawilnie zdobisz puszkę, wiesz o co chodzi? Ale to nie jest coś do czego się uśmiecham.

M.F: To jest ta kwestia, że apetyt rośnie zawsze w miarę jedzenia. Te konkretne pieniądze z każdym kolejnym rokiem i każdą kolejną płytą to już jest inna większa kwota. Jesteśmy łapczywi.

P: Ale na co łapczywi?

M.F: Na hajs, na sławę. Władzę, która jest jakąś pochodną hajsu i sławy. Tak mi się wydaje.

P: Ale mówisz ogólnie, a na tym podwórku rapowym oczywiście tak jest, ale sława jest dla mnie czymś zbędnym, ulotnym. Cieszę się, że gram koncerty i że sprzedaje płyty i jest z tego hajs. To jest miłe. Wiadomo, że możesz wykupić sobie jakieś rzeczy za to. Ale to wszystko przeminie. Bardziej mnie wkurwia ta rozpoznawalność i też to już mówiłem… Wiadomo, bez niej nie byłoby tego, co jest. Ludzie nie przychodziliby, sranie w banie i całe to, wszytko ale bagaż emocji, który jest schowany w tej popularności jest spory. Że sobie nie wypoczniesz w Polsce tak naprawdę, ciężko znaleźć miejsce gdzieś w okresie wakacyjnym, żebym mógł gdzieś wyjechać sobie i powiedzieć: luz. Tego nie ma.

M.F: Raperzy trochę rozbestwili fanów. Ci fani nie zawsze umieją się też zachować.

P: Dlatego jak mam zaproszenia do programów telewizyjnych, to jak pomyślę kurwa jak mam tam iść i jeszcze mają mnie rozpoznawać jakieś Grażyny na ulicy, albo zrobią klikbajt z mojej wypowiedzi – bo nie gryzę się w język – wiesz o co chodzi? W jakieś telewizji TVN, Polsat, czy coś. Nie dzięki.

M.F: Tak, ale z drugiej strony, to jest też coś od czego można się uzależnić. Potem tych Grażyn nie ma i czujesz podskórny niepokój, że co się stało? Było. Nie ma.

P: Wiem, że taki moment nadejdzie. Mam nadzieje, że on tak nadejdzie stopniowo jak nadchodził fejm. Wiesz o co chodzi? U mnie nie było czegoś takiego i też gadałam o tym już, jak u Szpaka, że na przykład wjeżdżasz z pierwszą legalną produkcją na półki i podwójna platyna. Bedoes też szybko wystrzelił. Kiedyś coś takiego też miał Słoń, że wydali „Demonologię” i bang. Wszędzie sold out’y naparzają. U mnie to szło bardzo powoli. Mogłem się do tego przyzwyczaić. Ale i tak gdzieś tam to uwiera. Zwłaszcza jak mam dzieci, rodzinę.

M.F: Miałeś taki dobry wers a propos tego, że to szło powoli, że walec nie jedzie szybko. Ale za to jest nie do zatrzymania. Nawet jak zaśniesz za kołkiem, to niech się martwi ten, który nie zdąży spierdolić spod kół.

P: „Jadę powoli do celu, bo jadę kurwa walcem”. Taki tekst. Tak to wygląda po krótce. I oczywiście ja rozumiem te wszystkie zabiegi komercyjne raperów z młodego pokolenia. Trochę mi… Ja mam inne spojrzenie na to i nie koniecznie muszę to tolerować. Mogę to skomentować. Nie znaczy, że będę jeździł do nich do domu i próbował ich maczetą pokroić, bo to nie to (śmiech), tak żart. Natomiast mam inne spojrzenie na to. I będę o tym mówił. Po prostu.

M.F: Ok. Z tą sławą to też jest tak, że to jak pieniądze to też potrafi być …

P: Władza…

M.F: Potrafi być narzędziem, nie?

P: W ogóle raperzy, jaką oni mają władzę bo tak wymieniłeś władzę. Władza w kontekście rapu…

M.F: Rząd dusz wydaje mi się, też. No niestety, bo często to jest niestety, właśnie…

P: Możesz manipulować jakąś grupą ludzi?

M.F: Tak i to bez większego problemu. Myślę, że wielu chłopaków prędzej posłucha tego, co powie mu facet z mikrofonem, niż ojciec.

P: Tak, to jest właśnie bagaż rapera.

M.F: Krzyż, który trzeba poniekąd nieść.

P: Chociaż tak jak gdzieś nawinąłem, że raczej jest ze sklejki, wiesz o co chodzi? Architekci niosą ołowiane belki, bo suma summarum raczej mamy lekko, biorąc pod uwagę pracę na etacie w Biedronce albo pracę w gastronomii, którą znam też, po dwanaście godzin tyrki na kuchni. I tacy ludzie, którzy pracują po dwanaście godzin, powiedzą: dobra Palec nie pierdol, bo kurwa masz w chuj siana, zamknij mordę teraz mi coś pierdolisz, a kurwa nic nie musisz robić. Nic nie muszę robić… Nie będę mówił, cały mój grafik jest naprawdę napięty i oczywiście pieniądze są jedną z rzeczy, która daje komfort ale komfort psychiczny też jest ważny. W byciu raperem sława, rozpoznawalność, granie koncertów, pozbawia cię komfortu życia jaki masz pracując na etacie. Kiedyś Jim Carey chyba to powiedział, że chciałby żeby wszyscy ludzie byli sławni, bo wtedy każdy zrozumiałby, że to nie jest cel życia. Dopiero będąc rozpoznawalnym, ja nie jestem sławny, to po pierwsze, dopiero wtedy możesz stwierdzić, czy to jest w ogóle fajne. Bo wcześniej co ty mogłeś o tym wiedzieć, jak byłeś zwykłym, typkiem z osiedla i nagle jest bang i nie możesz się ruszyć, wiesz bez zaczepki o zdjęcie.

M.F: Coś się na pewno traci. Zawsze się zastanawiałem dlaczego ludzie z Hollywood mają tyle związków ze sobą. Tak o tym myśląc, może dlatego że tylko między sobą są w stanie się normalnie traktować, że poza tym światkiem mają już tylko wyznawców, a kiedy kumpel rozmawia z tobą tak jakby robił z tobą wywiad, to nie jest fajne.

P: Na szczęście mam wielu kumpli, którzy są ze mną od początku w tym i jakby szczerość to jest norma. Więc jeśli coś robię nie tak to mi powiedzą o tym i nie mam z tym problemu, że ej co ty pierdolisz!? Tylko wiem, że jak oni mi coś powiedzą, to tak jest i w ogóle nie szczypią się z tym żeby mi to powiedzieć i oczywiście mam kochającą rodzinę, żonę, która jest ze mną od zanim w ogóle się to zaczęło, ta przygoda z muzyką i to jest moje największe szczęście, tak? Jest osoba, która mnie zna nie jako Palucha ale jako Łukasza i wiesz, ona potrafi mnie sprowadzić na ziemię na pewno. A przez to, że mam kontakt z ziomalami, którzy cały czas mają normalne życie, to utrzymuję się w ryzach, nie szukam kontaktu z ludźmi którzy mają level fejmu, rozpoznawalność, cokolwiek na moim poziomie, żeby sobie tam… Wiadomo, czasami gadam z kolegami raperami, którzy są na podobnym pułapie i mamy podobne spojrzenie na wiele rzeczy i podobne problemy, których pewnie ktoś normalny nie zrozumie bo dla nich to jest: ej, co ty pierdolisz. Ale dobra, to jest zupełnie inna strona medalu.

M.F: Wiem że jak jest na przykład wigilia Dill Gangu, to po starej znajomości przyjeżdżasz i dobrze się bawisz.

P: Po starej, po nowej – jesteśmy po prostu dobrymi znajomymi.

M.F: To też jest fajne, że jako osoba, jeżeli chodzi o osoby, która formułuje wyraziste sądy, to nie masz tych mostów spalonych specjalne wiele. Jesteś chętnie zapraszany, gościnnie występujesz i wydaje się, że ludzie cię w tym wszystkim szanują i lubią.

P: Możliwe, że tak jest. Fajnie. Jeśli chodzi o Dill Gang, to wiesz ta ekipa cała też stworzyła mnie. Wydawałem siebie sam w 2010 roku i moje klipy i numery leciały z Dill.tv na You Tube, który wtedy był chyba jednym z największych kanałów na YT, a na pewno rapowych. Jakby do dziś ja jestem w Dill Gangu chociaż mam swoje BOR i tak samo Gedz jest w BOR chociaż ma NNJL wiesz o co chodzi? Trochę zaczerpnąłem z Dill Gangu pomysł na dzielność i do dziś jak sprawdzisz sobie na płytach zawsze Dill Gangu jest logówka i jak jest wigilia, czy koncerty większe to ziomali z Dill Gangu zapraszam – Hemp Gru, czy cała ekipa zjeżdża i są w tym też. Pomimo że nie działamy jakiś super prężnie muzycznie.

M.F: Jakoś nam się ta rozmowa skoncentrowała na teraźniejszości, więc jestem mega zadowolony że dałeś mi furtkę, żeby wrócić trochę do tych starszych czasów, bo przed byciem związanym z Dill Gangiem byłeś związany z grupą, która nazywała się Aifami ja pamietam, że to była taka trzecia poznańska droga – gdzieś między Killazami i Góralem między Slums Attack i Peją. Tak mniej więcej Aifam szło środkiem. Jak doszło do tego, że właściwie dołączyłeś ?

P: Dokładnie doszło do tego tak, że kiedyś po prostu przez przypadek spotkałem Wabera na wagarach i poszliśmy na dobre wino za 6,50 zł. I nagle wyszło że on jest raperem, wiesz o co chodzi? Gdzieś tam się poznaliśmy u ziomka w sklepie hiphopowym, jakby nie było, i coś tam „gadka szmatka” i tak się zaczęła ta nasza historia, z alkoholem w tle. Zrobiliśmy razem pierwszą płytę. Po dołączeniu moim do Aifam zrobiliśmy razem pierwszą płytę – jakby dołączyłem przez Wabera do ekipy, a Mrokas i Waber byli trzonem ekipy, kręgosłupem, która już była wcześniej. No i podziałaliśmy. Ile zrobiliśmy razem? Dwie płyty chyba jak dobrze pamiętam, nie chcę walnąć kasztana jakiegoś. Ale takie kawałki jak „Jak żyjesz?”, który już zaraz będzie miał piętnaście lat. Maskara. Czasami, jak sobie włączę na youtubie, to jest taki przyjemny flashback. Do dziś mam kontakt z nimi, widzę, że Mrokas coś tam zaczął się udzielać muzycznie. Waber trochę mniej. Spoko. Bardzo miło wspominam ten czas.

M.F: A miałeś trochę takie poczucie że w Poznaniu jest jak w Łodzi z klubami piłkarskimi? Za kim jesteś? Za Peją, czy za Góralem? Bo był taki czas, że ten konflikt trząsł.

P: Było tak. Aifam ewidentne było po stronie – jeśli mówimy tu o stronniczości – to raczej byłoby, choćby ze względu samego położenia w mieście, bo Park Sołacki, Sołacz Park Jeżyce, dlatego było Aifam SPJ, jest blisko Jeżyc i stylistycznie też bliżej Slums Attack. I przez różne tam znajomości, koneksje rapowe. To wszytko gdzieś tam się… Światek hiphopowy był mały wtedy. Jak był koncert hip hopowy, to mogłeś tam spotkać każdego kto słuchał hip hopu, albo miał plus osiemnaście, bo od osiemnastu lat był wstęp do pubu. Także, tak to było w tą stronę. Ja jakby w tym konflikcie nie brałem udziału, bo Mrokas i Waber, są ode mnie starsi, Aifam istniał dłużej niż ja zacząłem w ogóle rapować, gdzieś tam oni swoje koneksje mieli. Ja z tym jakby nie miałem problemu. Nie byłem stroną i nie jestem stroną w tym konflikcie, wiesz o co chodzi?

M.F: Grałeś kawałki z jednym i z drugim z tego co pamiętam.

P: Tak. Z Góralem „Wokół mnie”, który był na nielegalu.

M.F: Tak, to był ważny numer swoją drogą. Zawsze jak teraz się mówi o tym, że ten najmłodszy trap, to się bierze z Białasa, z Quebonafide, z Gedza to przypomina mi się ten kawałek, gdzie mało kto wtedy tak nawijał, na takich podziałach i musieliście mieć chyba wtedy z Góralem takie poczucie stąpania po ziemi trochę nieodkrytej – przynajmniej nie do końca.

P: Wiesz co, nie wiem jak Góral się na to zapatrywał -natomiast Góral już wtedy był graczem takim numer jeden albo numer…. – no w top trzy na pewno w Polsce. Także było spoko, że z tobą w ogóle wyszło i jego zwrotka nagrana w studiu Piąty element w Poznaniu. No pamiętam całą tą akcję, to było mega fajne. Ale oczywiście tutaj trzeba hołd oddać Julasowi, który wyprodukował to muzycznie i ten beat tam robi naprawdę grubą robotę. W ogóle tamten nielegal „Biuro Ochrony Rapu” skąd oczywiście wzięła się też nazwa całego wydawnictwa, wytwórni, ekipy, polecam jak ktoś nie słyszał wrócić do tego materiału i to jest dobry, mocny, świeży materiał – nawet jak dziś sobie to odpalisz, czyli dwanaście lat później, to muzycznie to było mocne bang. Gdybyśmy wtedy mieli jakiegoś mocnego wydawcę, promotora to myślę że dużo, dużo mocniej namieszałby tem materiał, niż namieszał wtedy. A i tak to było nieźle – nie pamiętam dokładnie liczb sprzedażowych ale tam było z dwa tysiące nielegala wypuszczonego. I pamiętam, że wtedy stary był You Tube, który miał jedną stronę ogólnoświatową i my z klipem z Góralem trafiliśmy na stronę ogólnoświatową You Tube – pierwszą główną. Jak wchodziłeś YouTube.com – my jesteśmy. To ludzie dzwonili: jak wy to kurwa zrobiliście? Nie wiem stary! Wiesz, algorytm – nikt tego nie znał. Było jakieś sto tysięcy w tydzień i to było wow! Co? Jak? Fajna zajawa była. Mocny rapik tam był, nie?!

M.F: No tak, tak. On się do dziś rzeczywiście broni. Ale…

P: Teledysk ze stabilizacją obrazu, wiesz to wtedy było takie wow stary. No robiło tą robotę.

M.F: Tak, ale też były to czasy gdzie tym „newskulowym” wychowankiem „Illmatica”. Chyba wielu się nie mieściło w głowie. To było godzenie ognia z wodą. Gdzieś poniekąd musiałeś doświadczać takiego, nie powiem, że ostracyzmu, bo to może za duże słowo, ale takich zdziwionych spojrzeń, że jak to? Czy nie?

P: Wtedy tak tego nie czuliśmy stary, nie. Wtedy chyba nawet nie było Facebooka? Nie wiem kiedy powstał Facebook.

M.F: Nie pamiętam.

P: Social media to był MySpace, nie? Wiesz, to naprawdę było dla wczutych. Ja dostawałem propsy od raperów w kraju, jak się gdzieś widzieliśmy na festiwalach – to nawet nie były festiwale – w sensie to nie było tak, że mnie zaprosili: ej Paluch przyjedź, zagraj bo jesteś kozak. Nie miałem menadżera jak teraz mają wszyscy najmłodsi menadżerów. Trzeba było to samemu zrobić. To był nielegal. Wiesz, ja jeździłem z płytami do sklepu, żeby to sprzedać, zarobić. Jechałem do roboty. O koncertach nikt nie myślał, żeby grać. Przypuszczam, że dziś jakby wyszedł taki numer, który miał takie uderzenie jak wtedy, to byśmy grube liczniki pozamykali youtubowe. Natomiast byłem w szoku. To było chyba dziewięcio albo piętnastolecie Slums Attack, w Arenie impreza, i tam było wielu raperów z kraju i tam byłem w szoku, że oni mnie znają. Wiesz o co chodzi? Sami podchodzili, że mnie kumają, to było takie wow. Bo skąd mogłeś wiedzieć, że cię znają, tak? Nie było social mediów, żeby ci ktoś napisał wiadomość prywatną, że ziomek ale kozak, albo zróbmy coś. Nie, wtedy trzeba było wszytko dogadywać face to face. Także, to było mocne uderzenie. Fajnie.

M.F: Peja Peją, Góral Góralem ale też to naście lat temu, to był czas, kiedy w Poznaniu rosła nowa siła, nowa scena mam tu na myśli dawne UMC pod My Music. To też byli specyficzni raperzy, którzy specjalnie łatwo w mieście nie mieli. Ostatnio powiedziałeś też to, co wiele osób myślało i w rozmowach mi gdzieś wspominali, że Mezo należy się słowo – przepraszam. W kontekście tego jak został potraktowany.

P: Oczywiście, ta moja wypowiedź to była z przymrużeniem oka. Byłem też jednym z tych, który gdzieś to tam, albo bezpośrednio albo między wersami, go hejtowałem. Do dziś uważam, że tamto co robili wtedy nie jest do końca super, wiesz o co chodzi? Jeśli chodzi o warsztat, czy jak było to wyprodukowane, jest to dużo lepsze niż to, co dzisiaj wychodzi od wielu raperów. Dziś nie jest hejtowane, jest proprosowane, że to jest zajebsite, wiesz. Rapowanie o duperkach, o tym że leżysz sobie w hotelu i kurwa tęsknisz za swoją byłą, bo masz dwadzieścia innych nowych modelek, które czekają przed pokojem hotelowym człowieku w korku.

Nie wiem. Uważam, że wtedy zostali oni zgnębieni. Może nie wiem, czy wyprzedzili czas? Nie wiem, czy to jest dobre określenie, natomiast może to było trochę w złym wydaniu zaproponowane na tamte czasy, o! Uważam, że przychodziłyby takie numery wtedy i przychodziły takie numery, natomiast mogło być to lepiej podane, nie?

M.F: Gdzieś trafiłem w jakimś wywiadzie, na informację że zdarzyło się, że na ich koncerty potrafili przyjść ludzie i rzucać w nich kamieniami. Czy ty byłeś świadkiem tego typu wrogości wobec tamtych artystów?

P: Nie, nie byłem świadkiem ale słyszałem o takim czymś. Na dniach Piątkowa chyba grał Mezo i obrzucali go jakimiś tam jajkami, czy piwem czy coś. Dj Hen, który wtedy grał z Aifam – z nami grał koncerty, to był jego DJem, także gdzieś tam się te informacje przenosiły szybko. Wiesz, dziś też niektórzy raperzy mają przejebane jak gdzieś jadą. Na przykład wspomniany Bedoes. Sam byłem świadkiem, jak jechaliśmy na koncerty do Wałbrzycha, to jest ciekawa anegdotka, graliśmy na jakimś stadionie – przepraszam wszystkich z Wałbrzycha, że nie wiem dokładnie gdzie to było, ale tak to był stadion miejski. Podłączamy sprzęt, próba numerów i widzę, że na końcu boiska jest taki wielki napis, ktoś wałkiem napisał: Bedoses to pies. Mówię, kurwa, że komuś się chciało. Oni naprawdę nienawidzą go na maksa. On miał grać przede mną, później się okazało że będzie grał ostatni, bo organizator, czy on sam się boi tego że moi odbiorcy będą czekać już na mój koncert więc trafią na jego koncert, a po moim koncercie on będzie grał ostatni to oni sobie pójdą. W każdym razie natężenie agresji i złości, hejtu na Bedosesa, że mówię: God damn. Naprawdę go nienawidzą. Nie? I wtedy sobie pomyślałem, że naprawdę ma trochę przejebane w sumie. Oczywiście, jakby to jest jego wina. Mógł tego nie mówić. Ale to też są konsekwencje młodości i to są błędy, za które się płaci. Myślę, że sobie wtedy uzmysłowił: ej moje słowa gdzieś naprawdę docierają i kogoś mogą przejmować, dotknąć. Może tego potrzebował, żeby później wyjść na jakąś tam lepszą drogę. Zobaczymy co z tego będzie.

M.F: No tak, w jakiś sposób to musiało wychowawczo zadziałać.

P: A co jeszcze jest ciekawe, że ja jak przyjechaliśmy na koncert, to ten wielki napis „Bedoes to pies” już był zamalowany, czy tam powiesili na to jakieś reklamy. Natomiast skala nienawiści była dość mocna.

M.F: Nie trzeba jechać do Wałbrzycha, bo z tego co mi się obiło o uszy, to i w rodzinnym mieście takich napisów nie brakowało i to niedaleko rodzinnego domu wiec…

P: Przejebane.

M.F: Taka jest cena za polaryzowanie… Ale to jest gdzieś chore, że…

P: Nie, taki jest hip hop. Taki jest hip hop. To jest hip hop.

M.F: To dosłowne branie wszystkiego? Przecież…

P: Ale jak mówisz komuś, żeby robił galę to nie spodziewaj się, że będą: aaaa dobra, tam przejęzyczył się. Chciał powiedzieć malinkę. No nie. Dobra nie gadamy o tym.

M.F: Wiesz, ale to już abstrahując od tego konkretnego przypadku…

P: Ja się wyleczyłem z takiego postrzegania muzyki i brania wszystkiego na poważnie, chociażby przez to że znam scenę, znam raperów którzy mocno grają wizerunkiem. Wiem jacy oni są naprawdę i jak bardzo to nie gra z tym, co oni pokazują i mówią w klipach. Że nie mają hajsu, a w klipach mówią że mają hajs. Pożyczają ciuchy z Vitkac’a na klipy. Wiesz o co chodzi? Odbierają je taksówką. I to jest taka przewózka, która mnie po prostu irytuje. Dla mnie to jest gówno. Nie wyobrażam sobie pożyczać ciuchów z Vitkac’a, żeby potem lansować się na klipie, że mam siana w chuj.

M.F: Wszytko musi być takie poważne jak w życiu? Nie można sobie pozwolić na kreację? Odrobinę teatru? Wejście w rolę?

P: Można zostać aktorem i grać w teatrze, pewnie! Tylko, że wolę – ja, mówię o sobie – że nie lubię tego. Irytuje mnie to. Wejść w rolę – rozumiem, spoko, fajnie. Ale że wypożyczasz człowieku nie wiem płaszcz Barbery do klipu, żeby się w tym bujasz i gadasz, że on jest twój to jest takie… Słabe.

M.F: Z drugiej strony, jak nazywasz kogoś chujem, to nie znaczy że jaja zwisają mu koło uszu. Chodzi mi o taką skrajną dosłowność. Jak nazywasz kobietę suką to nie znaczy, że szczeka i ma ogon.

P: Ok, ok, dobrze

M.F: Idźmy dalej.

P: Rozumiem, że jesteś po tej drugiej stronie?

M.F: Nie. Gdzieś staram się zrozumieć obydwie.

P: Że to jest ok?

M.F: Nie. Wkurzyłem się wtedy gdy usłyszałem co zostało powiedziane ze sceny.

P: Ja nie. Nawet mi to… mówię że się wyleczyłem z tego. Nie odebrałem tego do siebie. Jestem, miałem powiązania z SB Maffija – znaliśmy się i trzymałem się z nimi.

M.F: Czyli nie byłeś w targecie tego pojazdu.

P: A nawet jakbym był to stary – fuck it. Gościu nie ma cię. Ale ja nie nazywam raperów, którzy tak robią jakimiś pedałami, ciotami, czy cokolwiek niech sobie to robią. Ale jak mówię, to nie jest moja lotka.

M.F: Wszystko zależy. Bo ja też… Na wolnym stylu można – moim zdaniem – powiedzieć wszytko ale jeżeli już kończysz pojedynek bierzesz mikrofon jest po walce i mówisz do publiczności coś obraźliwego to jest już inna sytuacja. To jest wszytko gdzieś specyficzne.

P: Ok. Nie jestem stary gdzieś tam hejterem młodych raperów. Każde pokolenie ma własny czas, jak mawia klasyk (śmiech), i każdy ma swoją fazę. Czasy się zmieniły. Ja nie będę, nie chce ich rozliczać face to face za to co sobie robią. Niektóre numery mega mi siedzą, jeśli chodzi o składnie. Ludziom się czasami wydaje, że napisanie kawałka z małą ilością tekstu jest proste. Wcale nie jest takie proste, żeby to zrobić tak żeby bujało. Jest mniej tekstu, bo jest ten tekst bardziej dobitny czasami.

M.F: Też mi się wydaje, że czasami trudniej jest napisać piosenkę, gdzie trzeba być turbo precyzyjnym w dobrze słów, niż położyć 48 wersów, gdzie możesz wygarnąć wszytko. Jest znacznie prościej pisać długie teksty.

P: Zabłądziliśmy gdzieś tam.

M.F: Tak, wracamy do momentu, który był twoim awansem do tej rapowej ekstraklasy. Jak myślisz, to chyba „Niebo” można by określić? Czy może wcześniej?

P: Chyba tak. Chyba „Niebo” było takim albumem, który był taką pieczęcią. To była taka pieczęć, że dobra: Palec jest spoko. Tak mi się wydaje. Też dużo koncertów zaczęliśmy grać po tym albumie i fajne było przyjęcie środowiska i odbiorców. Jestem też z tego albumu mega zadowolony i śmiałem się jak Solar wydawał „Klub 27” też miałem 27 lat wtedy i jest coś w tym. 27 to chyba nie jest ściema, że wtedy coś się tak kształtuje w głowie, że poruszasz… zresztą Eldo „27” dobrze mówię? Też zajebisty album, też mega osobisty. Fajne spostrzeżenia na tym albumie. Jaram się lirycznie tym.

M.F: A to poczucie, że po tej płycie ci sami ludzie mocniej klepią po plecach, częściej dzwonią? Było takie odczucie hipokryzji sceny?

P: Nie pamiętam. Ale ogólnie się tak dzieje. Wiadomo. Ale, czy wtedy po tamtym albumie – nie wiem.

M.F: Jeszcze jedna rzecz. Nie na darmo na „Czerwonym dywanie” używasz określania „mój kościół”, bo rzeczywiście trochę tak jest, że słuchacz potrafi być wyznawcą już.

P: Jest tak.

M.F: I to jest sprawa, która może zakłopotać, przestraszyć? Może nawet…

P: Ale kogo?

M.F: Artystę! No kapłana!

P: Oczywiście, to wszystko jest przenośnią. Ten numer, też jakby nie było został nagrany na fali wydarzeń, które są powiązane z kościołem, z instytucją kościoła katolickiego. I gdzieś to, ja zawsze negowałem instytucję kościoła, ale nie wiarę w Boga. Natomiast ruch kościoła katolickiego – szczególnie w Polsce – powiązanie kościoła z polityką i odwrotnie. Przeszywanie się tych światów i nie będę się już tam rozdrabniał… natomiast jest to odpowiedz jakaś na to, co nas zastało. Dlatego scena to mój kościół. To wszystko jest tylko jakąś tam przenośnią. A nie wymagam od mojego odbiorcy klękania. Nie wymagam w żaden sposób. Nie mam zamiaru by kłaniali mi się w pas. Nawet mam takie wersy w kawałku, który dopiero wyjdzie z klipem, ale moim tylko jestem gościnnie. To jest ten kościół, tak to działa. Nie wymagam od obie odbiorców jakieś takiej ślepej miłości, żeby oni byli bezkrytyczni wobec mnie. Wręcz chciałbym im powiedzieć, że ej jak robię chujowo to mi powiedzcie. I często jest to fajne, że można pogadać z kimś kto powie rzeczy negatywne ale jest to konstruktywne i wtedy jest ok.

M.F: Każdy tak mówi, a potem: hejterzy!

P: Wiesz jest różnica pomiędzy: Paluch, ty jebany kasztanie – to jest hejt, a powiedzenie ej, w tym numerze to coś tam. Wiesz jak jest.

M.F: Jak to jest z utożsamianiem Łukasza z Paluchem? To jest sto procent Palucha w Łukaszu? I odwrotnie. Czy łapiesz się, że jest jakiś procent – nie chce powiedzieć wyjścia z roli, bo to stawia cię jako aktora, a absolutnie tego nie sugeruję, ale że po pracy jesteś jednak trochę inny.

P: Wiadomo, jestem Paluchem, a w domu jestem Łukaszem – tatą, mężem. Często jest tak, że w domu jestem nieobecny, wiesz o co chodzi? Przy tak dużym natężeniu koncertowym, tak napiętym grafiku, gdzie teraz jestem u ciebie za chwilę jadę na próbę, a za chwilę gramy koncert w Palladium, a jutro w Lublinie, później wracam szybko w nocy, żeby w poniedziałek już być, bo muszę zrobić coś w firmie, we wtorek mam spotkanie w czwartek kręcę klip, w piątek wyjeżdżam do Holandii, w sobotę gram w Amsterdamie, później wracam… Wiesz o co chodzi? Po prostu mnie nie ma. I teraz muzycznie staram się, żeby to było w stu procentach, wiadomo. Jak wcześniej tu powiedziałeś, to mój kościół – nie jestem pastorem. To jest metafora. I bardziej tą metaforą się gdzieś tam posługuję. Przenoszę to. Wiadomo, że nie chodzę i nie zabijam ludzi na ulicy mówiąc o tym, że idzie postrzał, czy lecą kule. Wiadomo. Ale Paluch i Łukasz, Łukasz i Paluch w rapie, tekstowo, to jest jedna osoba. Nie mam wycieczek w stronę science fiction w moich numerach. Natomiast życiowo często rola rapera w życiu codziennym bierze górę. W ten sposób.

M. F: Trudno żeby było inaczej. Zdarza się że, ona dźga cię w bok na zasadzie: Łukasz w tym momencie rapujesz o naszej prywatności. Zostaw to.

P: Właśnie staram się tego nie robić. Tak super często nie wywlekać spraw prywatnych. Aczkolwiek kilka razy się zdarzyło, troszeczkę może za mocno. Może nie tyle zabolało to pewnie moją żonę, o ile bardziej rodziców może czasami.

M. F: Trzeba zawsze w tym wszystkim myśleć o innych.

P: Nagrałem coś i to poszło w tą stronę, że nie pomyślałam o tym, że to może kogoś bliskiego zranić. O! A propos tego co mówiłeś, czy czegoś żałuję z wersów, na początku. No może ukłucia w stronę prywatną lub kogoś z rodziny to tak. Mogło zaboleć, doprowadzić do łez na pewno. I myślę, że to też jest wyznaczenie sobie granicy takiej, do kiedy możesz się otworzyć, żeby mieć jeszcze życie prywatne. Żeby nie przesłać się w stu procentach i być tylko i wyłącznie celebrytą. Bo w jakimś stopniu nim jestem.

M.F: Tak, pieprzyć celebrytów ale w jakimś stopniu…nim jesteś.

P: Jakby nie było, nim jestem natomiast nie jestem nim tak w pełni, że ha ha sobie żyję na bankietach. Kawior sobie przegryzam bagietką gadając z szefem ramówki telewizji i później mi się to śni po nocach. Jestem podniecony. Ja w ogóle w to nie wchodzę i mam nadzieję że tak pozostanie.

M.F: Miałeś jakieś dobre rady podpisując Lipę w BORze?

P: Dobre rady- to znaczy ?

M.F: Na zasadzie jakieś wytyczne, sugestie odnośnie tego co powinien zrobić ze swoim stylem, na co uważać. Jakiś kodeks.

P: Nie. Lipa jest na tyle ogarniętym gościem – mimo młodego wieku- ma 21 lat o ile się nie mylę. Pozdro Lipa. Jest ogarnięty, wie co jest grane i ja mogę – nie robiłem tego ale tak sobie myślę na szybko – jakby chciał to mogę doradzić mu w czymś. Cokolwiek. Narazie jest jak jest. Nie ingerowałem w żaden sposób w jego materiał, ani pod względem twórczości ani pod względem techniki, nic. Wydaliśmy tylko.

M.F: A lobbowałeś za tym, żeby był Młodym Wilkiem PopKiller’a?

P: Nie, dostaliśmy propozycję – DJ Taek chyba dostał propozycję, bo do niego się Mateusz chyba odezwał, czy Lipa nie chciałby być Młodym Wilkiem i prosili o podesłanie numerów wcześniej przed premierą, bo ta płyta jeszcze wtedy nie wyszła. Lipa miał taką zagwostkę, czy iść do Młodych Wilków i tutaj były takie pytania co ja myślę. Mówię stary, nie wiem jak czujesz. Trochę to jest konkurs młodych talentów. Będą cię oceniać, a tu zjebałeś, zjadą cię. Ten cię zjadł, tamten cię zjadł. Lipa to łeb, nie słuchajcie go.

M. F: I tak z tym wszystkim się spotka – prędzej czy później.

P: Ja nie byłem w Młodych Wilkach, bo wtedy jeszcze ich nie było jak wchodziłem w grę. Widziałem ze PopKiller zrobił zestawienie kiedyś, 10 lat wstecz kto by się znalazł i podobno bym się znalazł w 2009 czy 2008 jak wydałem „Pewniaka”, nie pamiętam. Nie miałem tego ale nie wykluczone, że bym tam poszedł wtedy. Na dzień dzisiejszy, gdybym był w jakiejś wytwórni, czy w dobrej ekipie jak w BOR, to może bym sobie to odpuścił – nie wiem.

M.F: Masz poczucie, że Lipa jest już tym gościem, który ma ukształtowany styl?

P: Na pewno nie. Jeszcze szuka. Nie wiem czy słuchałeś coś z jego płyty ale jest to materiał dość różnorodny jeśli chodzi o stylistykę. Niektóre numery są agresywne. Gdzieniegdzie jest śpiewane, trochę spokojnego, trochę zapierdala, trochę krzyczy. Taki jest szalony. Zobaczymy. Ale on taki jest.

M.F: Ale nie będzie miał na wspólnej płycie BOR mniej zwrotek od innych? Dzielicie to jakoś?

P: Nie będzie miał. Jest po równo mniej więcej. Ostatnio patrzyłem, miałem zrobić refren ale mówię odbijam bo patrzę na track listę ale jest mnie dużo. Starczy. Żeby nie było że Paluch jest wszędzie. Ja w tym roku nie wydaje płyty solowej ze względu na to, że wydajemy ten materiał i też chciałem zrobić miejsce wydawnicze, bo jesień jest krótka ale wiem, że logistycznie i psychicznie nie wytrzymałby ogarnięcia dwóch materiałów na raz. Dlatego robimy tylko i aż ten album. Trochę mnie to – powiedziałbym stresuje – że są jakieś oczekiwania wobec tego albumu. Cholera wie jak to się przyjmie. Że może być coś takiego, że ej, co my robimy w ogóle? Bez jakiejś tam turbo, hiper koncepcji, że piszemy na ten temat albo robimy to w takim stylu. Nie. Każdy na swoją lotkę.

M. F: Ale to dobry moment bo Chillwagon jest taką federacją gwiazd międzypokoleniowa, a i w undergroundzie też się dzieje. Myślę, że to ten czas.

P: To wisiało w powietrzu od dłuższego czasu i po prostu ja cały czas byłem w jakimś projekcie. Ktoś cały czas robi płytę: jedną, drugą, trzecią. Każdy coś robi. Problemem jest, że każdy coś robi i dzielą nas kilometry. Kobik z Krakowa, Gedz z Trójmiasta, Sarius chciałem powiedzieć z Częstochowy, ale tak naprawdę on jest wszędzie i nie wiadomo skąd jest. To znaczy pochodzi z Częstochowy ale jest wszędzie. Jest rozrzut. Jest Lipa i Julas tylko z Poznania. Joda też Trójmiasto. Także internety, telefony i ten jeden wyjazd, który był super i dużo powstało.

M. F: Jak zlepicie tę płytę to potem dogranie koncertów to będzie naprawdę ciężki kawałek chleba.

P: W 2020 gramy – taki jest plan że jak w tym roku wyjdzie ta płyta, to w 2020 gramy kilka koncertów BOR-owych – całą ekipą z tym materiałem. Na pewno nie zagramy wszystkiego ale zagramy te numery, które mają klipy i parę nowych kawałków. Album będzie dostępny tyłków wersji fizycznej na borshop.pl nie dajemy tego na żadne sklepy i oczywiście na platformach cyfrowych i klipy na You Tube i zobaczymy.

M. F: Przygotowaliście już jakiś wypasiony gadżet, za 150 zł, żeby dołączyć?

P: Stopery do uszu (śmiech )

M. F: śmiech

P: Nie, ale pomyślałem sobie o tym nawet dziś, że tu macie discmana. Myśleliśmy żeby dodać discmana, wiesz o co chodzi? Kto słucha dziś płyt?! Tak naprawdę kupujesz płytę ze względów kolekcjonerskich. Dlatego te wydania są takie czasem przesadzone, jest dużo gadżetów, żeby sobie to kupić. Bo korzystanie z cidika nawet w aucie jest już rzadkie po prostu.

M.F: Niezbyt wygodne poza wszystkim. Mam nadzieję, że będę mieć tego cidika w swojej kolekcji szybciej niż myślę. Dziękuję Ci za rozmowę. Moim gościem był Paluch.

P: Dzięki.

M.F: To była Flintesencja. Trzymajcie się.

P: Pozdrawiam, na razie.

Polecane

Share This