Miętha: Na pewno nie chcemy budować naszego wizerunku i muzyki dookoła sponsoringu czy ciuchów

Gośćmi najnowszego odcinka Flintesencji są Skip i AWGS z zespołu Miętha


2020.01.14

opublikował:

Miętha: Na pewno nie chcemy budować naszego wizerunku i muzyki dookoła sponsoringu czy ciuchów

Foro: P. Tarasewicz / CGM.PL

Marcin Flint: Cześć wszystkim. To jest Flintesencja. Moimi gośćmi są AWGS – producent, Skip – raper, może nawet wokalista, zależy jak patrzeć. Razem tworzą duet Miętha, który nagrał w tym roku bardzo fajną płytę „Audioportret”. Wydaje mi się, że kluczem jest to, że to nie jest płyta Skipa, gdzie podpisana jest gdzieś małymi literkami produkcja AWGSa. To już nie jest może projekt, to już trochę zespół. Dobrze kombinuję? Czy nadinterpretuje? Ja to jest panowie?

AWGS: Myślę że kombinujesz całkiem nieźle. Aczkolwiek ja z góry stawiam siebie – będąc producentem – na pozycji przegranej (śmiech), bo tak to niestety w tej branży trochę jest. Umówmy się, raper jest na pierwszym miejscu. Ale tutaj w tym wypadku, ku mojemu zaskoczeniu, mogę powiedzieć, że zostałem doceniony, że jestem doceniany na pewno za produkcją muzyczną, także jest mi super miło. I faktycznie chcieliśmy utworzyli duet, totalnie nie mając żadnego know how jak to się robi. To był taki eksperyment, typu czy się uda poprowadzić w ten sposób ten projekt.

M.F: Pamiętam z walla Skipa, na którym było pytanie o beaty. Szukałeś? No to chyba już nie szukasz i nie będzie takich postów w najbliższym czasie.

Skip: Czy ja wiem? (Śmiech ) Wiesz, nie zamykamy się, na to, że już nigdy w życiu nie zrobię solówki. Beaty można podsyłać, można zbierać, można pisać itd. Na razie fokus jest największy na Mięthe.

A: Będzie solówka na pewno.

S: Jakaś będzie. Ale z tym zespołem to dobrze powiedziałeś. W sensie, że nie jesteśmy Skip i AWGS, bo myśleliśmy o tym na początku ale uznaliśmy, że to totalnie bez sensu.

A: Jakaś kwestia dochodziła ego. Naszych małych powiedzmy brandów, marek. Stwierdziliśmy, że dobra, ogarniemy to jakoś. I tak kto będzie miał wiedzieć, to będzie wiedzieć, że to jest Skip i AWGS, to jest Miętha. Wkręcił mi się tekst z „Zapachu nowych czasów”. Nieważne. Stwierdziliśmy, że i tak jesteśmy na początku drogi, każdy z nas. Pokora. Spróbujemy zrobić to po prostu w ten sposób. Też łatwiejsza identyfikacja – na pewno. I nam jest też fajnie, bo mamy tak naprawdę niezależny byt i możemy sobie dookoła niego robić rożne swoje jakieś tam akcje. I zawsze do tej Mięthy możemy wracać.

M.F: To jest chyba też tak, że jesteś starszy od Skipa. Czy nie?

A: No tak, jestem. (śmiech)

M.F: W związku z tym chyba prościej było wywalczyć właśnie tą odpowiednią pozycję. Rzeczywiście marginalizowanych u nas zwykle producentów.

A: Nie mogę powiedzieć, że jestem jakiś tam super bardziej doświadczony. Myślę, że mamy podobny staż.

S: Wygadany jest po prostu.

A: Jestem bardziej wygadany, no.

S: Nie daje o sobie zapomnieć.

A: Łysy powraca (śmiech). Jakoś jest. Ale dość dobrze się uzupełniamy. Abstrahując już od pracy w studio, gdzie jest chyba najlepszy flow, to też w ogarnianiu rzeczy. Kiedy ja ogarniam, jestem normalnie w pracy i odbieram telefony i maile, to ja się tym zajmuję za dnia, a Skip nocą pracuje. (Śmiech).

S: Robimy zmiany.

A: Tryb zmianowy.

M.F: Nie przeszkadza wam właśnie, to funkcjonowanie w różnych godzinach? Pamiętamy płytę AbradAba z Ostrymi, gdzie AbradAb wszystko chwalił z wyjątkiem totalnego rozminięcia się planu dnia i jednego i drugiego.

S: Nie, jest spoko. Jest naprawdę git. Oskar ogarnie rano, ja potem się budzę.

A: Dostaje upadate, co się wydarzyło. Musisz odpowiedzieć na to, na to. I potem ja się zajmuje moimi rzeczami.

M.F: Ściany monologów na messengerze, na zmianę.

A: Na Whats Appie.

M.F: Bardzo fajną opcją jest ten cały ziołowy koncept związany z Miethą, bo to pozwala po na ładne opakowanie tego z jakimś motywem przewodnim.

S: Jak był jeszcze ten etap gdzie myśleliśmy żeby nazwać się Skipi AWGS i myśleliśmy nad nazwą albumu, to doszliśmy do wniosku, że nazwiemy album Miętha. Jest fajny, świeży, wnosi coś takiego, powiew świeżości. Sami uważaliśmy, że to jest całkiem świeże. A potem, po takich dłuższych rozmowach i między nami i jak się złapaliśmy z Asfaltem, w siedzibie też gadaliśmy na ten temat, uznaliśmy że fuck it. Nazwiemy zespół Miętha, zamiast płytę. Zamiast nazwy albumu stworzyliśmy zespół Miętha. A potem jakoś tam poszło. Czujemy się w tym, fajnie się odnajdujemy w tych dziwnych, wykręconych, ziołowych motywach. Roślinki też są ładne.

A: Dobrze to oddaje, nie lubię tego słowa, taki organiczny charakter naszej współpracy, muzyki.

S: Tak.

M.F: Może też przy okazji determinuje na przyszłość, bo gdzieś tam człowiek będzie słyszał, że Miętha i już właściwie zawsze spodziewał się organicznej muzyki.

S: To może być dobrze, ale może być źle, wiesz.

M.F: Zawęża. Z jednej strony nadaje tożsamość, a z drugiej trochę może ograniczać przyszła ruchy.

S: Jak się dajesz ograniczać, to cię ograniczana. Jak nie dajesz się, to cię nie ograniczy.

A: Czy nas ogranicza, to okaże się przy drugiej płycie. Myślę, że trochę będzie też innych brzmień. Nie możemy robić w kółko tego samego, bo się znudzimy już z tym. To się wytraci. Na pewno charakter będzie zachowany. Na pewno nie będzie sterylnego brzmienia przeprodukowanego, bo tak nie działamy. Raczej zawsze jest to wyraz spontaniczności i zapis jakiegoś momentu w studio. Nie robimy już kawałków tygodniami, tylko w jedną sesję zazwyczaj. Do takiego stopnia, że mu nawet beatów nie wysyłam i nie puszczam wcześniej, bo to musi być ten moment. On musi wiesz. Jak się Skip zajara i pisze to jest to. Jak nie, to… I mieliśmy też takie rozkminy po tej płycie, bo została przyjęta naprawdę fajnie, z tego co widzimy na naszych social mediach. I trochę taki kosmaty cień gdzieś tam zaczął się pojawiać z tyłu, że nadchodzi. Kiedyś będzie trzeba tą drugą płytę zrobić.

S: Masz poprzeczkę. Musisz wiesz…

A: I co mamy zrobić, takie samo tylko, że lepsze? Coś innego? Czy w ogóle mamy przyjąć teraz jakąś strategię, czy koncepcję? Ale w końcu, po takich małych wewnętrznych turbulencjach, doszliśmy do wniosku, że po prostu będziemy robić dalej to tak samo. Nie zakładając, nie oczekuję, że to musi być kolejny sztos, kolejny nie wiadomo jaki kawałek. Po prostu będziemy dalej eksperymentować, bawić się. Nie będziemy sobie zakładać, że teraz potrzebujemy trapowego bangera, a teraz jakiś two step.

S: Tak samo ja ta płyta. To co czujesz.

A: Tak. Po prostu będziemy robić kawałki, które nam się podobają i być w tym szczerzy i właśnie nieprzekombinowywać tego i miejmy nadzieję, że będzie nadal dobrze.

M.F: Udało nam się zrobić rzecz niesłychaną. Przeszliśmy do płyty, której jeszcze nie ma właściwie nie mówiąc niczego o tej, która została nagrana.

S: Świetny wywiad. (Śmiech)

M.F: Czy to jest tak, że byłeś fanem tego co robi Skip, zanim ta współpraca się zaczęła?

A: Nie chcesz wyjść na szluga na chwilę kolego.

S: Już byłem. (Śmiech)

A: Jak szukałem jakiegoś rapera, czy wokalisty do współpracy, to przeglądałem sobie to co tam mogłem znaleźć na youtubie, po różnych małych wytwórenkach, labelach typu – to był Lekter?

S:Yhmmm.

A: Nie byłem fanem wszystkich jego kawałków. Totalnie wręcz nie powiedziałbym. Tylko właśnie jeden kawałek mi się tak totalnie spodobał, nie mogę sobie przypomnieć jaką się nazywał. Taki tam.

S: „ Biorę wdech”,

A: O tak! „Biorę wdech” pod jakimiś mostem tam (śmiech). I pomyślałam sobie po tym kawałku, że wow. Gość śpiewa, jest jakaś fajna, taka wrażliwość, widzę, że nie zakłada jakieś super maski rapera. Fuck it. Spróbujemy. Odezwałem się do niego, nawet mu nie mówiłem dokładnie o co chodzi, że mam propozycje.

S: Owiałeś to taką tajemnicą stary. Mega. Spotkaj się ze mną pod palmą tego i tego dnia, nie powiem ci o co chodzi (śmiech).Przyszedłem, mówię – przygoda. Co się może stać się?

M.F: Autorytet starszego producenta.

A: Szczerze mówiąc, koniec końców to wyszło dobrze, bo w ogóle… Im dłużej się bawię w tą całą muzykę i relacje z ludźmi z branży, to jednak uważam, że najlepsze rzeczy wychodzą, kiedy się z kimś spotkasz, spędzisz czas i jednak ta osoba jest na tym samym metrażu z tobą.

M.F: Czy musieliście się artystycznie dotrzeć i było tak, że mieliście trochę dwa inne pomysły na to czym Miętha ma być? Trzeba było się jakoś sprowadzić do wspólnego mianownika, drogą prób, błędów, dyskusji? Jak to było?

S: Chyba nie było tak, że mieliśmy dwa różne pomysły na ten album. Ja mniej więcej wiedziałem jakie Oskar robi bity, bo mi puścił właśnie jak się spotkaliśmy. I też nie mieliśmy jakiegoś takiego z góry założenie, jak ta płyta ma brzmieć, jak ma wyglądać. Po prostu robiliśmy to od razu na miejscu i naturalnie musieliśmy ogarnąć wspólny lot. Ja wtedy nie śpiewałam aż tyle, bo ta płyta była dla mnie właśnie takim przejściem z takiego, o wiele bardziej rapowego klimatu, do takiego bardziej śpiewanego. To dla mnie był eksperyment, na pewno. Dla Oscara na pewno też był eksperyment jak robiliśmy jakieś bity, to czasami siedzieliśmy razem i mieliśmy takie wow! Że to my jesteśmy! W ogóle nie wiedziałem, że tak możemy, że możemy zrobić taką muzę! To docieranie było, trwało.

A: Na pewno było otwieranie się na śpiew ze strony Skipa. Z mojej strony, to aranżowanie numerów i robienie bitów pod wokal, bo wcześniej robiłem rożne, ekscentryczne dziwactwa, których jest tam gdzieś pełno. Robiłem sobie trochę tego, trochę tego, a teraz zmieniło mi się totalnie myślenie. To było dla mnie totalnie otwierające doświadczenie. Razem się uczyliśmy i odkrywaliśmy co jeszcze możemy, potrafimy. Dlatego każdy następny kawałek to był efekt „wow”. Jeszcze coś takiego zrobiliśmy! Jeszcze to!

M.F: Czy było tak, że musiałeś poczuć pewność siebie jako osoba, która nawija śpiewnie i jest już trochę wokalistą? Czy to jakoś szybko i naturalnie przyszło?

S: Tak, musiałem się przekonać do tego. Oswoić się z tym, że śpiewam więcej i w sposób w jaki na przykład nigdy wcześniej nie próbowałem. Na początku to zawsze było takie: nie wiem, czy to się uda, czy zadziała. Potem próbowaliśmy. Ale to nie było tak, że musiałem osłuchiwać się z kawałkiem miesiąc i myśleć, że nie jestem przekonany i po miesiącu dojść do wniosku, że to jest ok. Raczej mieliśmy tak, że był pomysł na melodię i w trakcie robienia stawałem do majka i zaczynałem to śpiewać. Okazywało się, że jestem w stanie to wyciągnąć albo czegoś nie jestem w stanie wyciągnąć. Robiliśmy tą muzę i jak już numer był odsłuchiwany w studiu po robocie, to wow! Ok! Good job.

A: Jeśli mogę się wtrącić, to czasami jest tak, że jak wydaje mi się, że jakiś bit jest superkasztanem i do niczego się nie nadaje to na przykład Skip się potrafi zajarać tutaj coś robimy! Dawaj, nagrywamy i nagle okazuje się, że on usłyszał to tak i vice versa. Myślę, że jak ty czasami śpiewasz, to mówię. o to jest ten kierunek. To, to, to. Spróbuj wokół tego coś zbudować.

S: Jest feedback. Cały czas jest feedback.

A: Tak.

M.F: Wydaje mi się, że jesteś takim typem – taki się przynajmniej wydajesz – gdzie od pomysłu, od zajarania się, do działania jest krótka chwila. Jesteś impulsywny.

S: Całkiem tak. Ale też mam coś takiego, że dozuje sobie tworzenie. Jak kiedyś potrafiłem siedzieć w domu cały dzień i robić numer po numerze i tak sobie robić tygodniowe jazdy – cały czas pisanie -to teraz mam coś takiego, jakby nie mam komfortu żeby móc to robić cały dzień w domu. Dlatego fajnie, że mamy studio, do którego idziemy dwa razy w tygodniu, albo jeden i zbieram sobie te wszystkie pomysły, inspiracje, co pamiętam, o czym myślałem, co bym chciał. Wchodzimy do studia i wtedy jest przypominanie, albo wpadanie na nowy pomysł. Dlatego łatwo jest przejść od pomysłu do działania. Spotykasz się w miejscu, w którym pracujecie nad numerem. Wpada pomysł, działanie, nagrywanie, jaranie się. bycie zadowolonym z życia.

A: Nie mamy kanciapy, że możemy w niej gnić cały dzień, grać w gry itp. tylko raczej wchodźmy i robota.

M.F: Czasem może lepiej, bo w takim kanciapowym trybie i jeszcze z całym naręczem ziomali, zwisających ci na szyi łatwo się zamulić.

A: O tak.

M.F: Jest rok melanżu i dwa kawałki.

S: Ja miałem takie marzenie, żeby zrobić sobie w domu studyjko. Gdzie masz jeden pokój wygłuszony, sprzęt, fajny mikrofon. Siedzisz. Wstajesz rano robisz sobie śniadanko i idziesz i nagrywasz. Ale uświadomiłem sobie, że to jednak nie działałoby w ten sposób. Zrobił by się z tego jakiś trap house. Nie byłoby takiej motywacji. Bo robisz muzę i nagle obiad sobie bym zrobił. Robisz obiad przez godzinę. Wypadasz z rytmu. A potem syfu jest dużo. Myślisz może bym odkurzył. Takie głupoty i duperele, którymi się rozpraszasz. A tak, to jak masz świątynię do której wbijasz, jest praca, to jest praca.

M.F: I możesz się stać jeśli nie imprezowiczem roku, to piwniczniakiem, który nie wychodzi z domu, nie spotyka się ze znajomymi. Gnije i skorupieje przed mikrofonem w kabinie, obok kuchni.

S: To jest fajne do robienia prewek, jak masz po prostu… Nie masz całego studia, masz mikrofon i myślisz sobie: O! Mam melodię nagrywasz coś takiego, prewkę, żeby potem w studiu to zrobić z tym pomysłem. Bałbym się, że byłby takim jaskiniowcem właśnie. Zamknął bym się i tylko próbowałbym coś zrobić, coś napisać, nagrać. Rozpraszał się i tak naprawdę nie byłoby to work flow.

M.F: A czujesz, że inaczej pisze ci się kawałki, gdzie masz dograć szesnastkę komuś gościnnie, stricte rapową, a takiej sytuacje mięthowe, gdy jest śpiewniej. Czy wymaga to przełożenia jakiejś wajchy wewnątrz głowy? Może mniej myślenia linijkami? Więcej myślenia melodiami? Jak to jest?

S: Nie wiem. Wydaje mi się, że nie ma takiej wajchy. Ok, już nie jestem jedną drugą Mięthy, teraz jestem Skipem, teraz dogrywam się jako Skip. Raczej nie ma czegoś takiego. Ludzie nie zapraszają mnie też do takich kawałków mniej więcej jakie my robimy. Bywam zapraszany na o wiele nowocześniejsze produkcje, bardziej agresywne. No inne. Inne klimatycznie. Ale nie ma takiej wajchy, że o teraz zmieniam osobowość. Ale na pewno pisze się łatwiej. Jak wymyślasz numer od początku, to musisz pomyśleć jak chcę tą zwrotkę zacząć. Potem piszesz zwrotkę, dalej refren, albo czekasz z tym refrenem. Potem mówisz: nie, zwrotkę jednak zmieniasz. A jak ktoś cię zaprasza na numer, to masz temat, masz bit. Widzisz, że ktoś zajebiście popłynął. Masz inspiracje. Lecisz i tyle.

A: A to ciekawe.

S: Jest łatwiej jak ktoś cię zaprasza. Jakbym miał złożyć płytę z gościnek to zrobiłbym ją szybciej, niż swoją własną.

M. F: Jak to jest, że w Warszawie, która żyje szybko, ma swoje hardcorowe, zciśnieniowane tradycje, uchowałeś się taki pogodny? Spokojny? Bez tego tempa i ciśnienia?

S: Nie wiem. Chyba po prostu nie dałem się w to wkręcić. Zawsze byłem taki dziwny. Trochę poza towarzystwem. Trochę bardziej zoutsiderowany.

A: Jeszcze rzutem na taśmę załapałeś się na jasną stronę mocy.

S: Tak, nie dałem się wciągnąć w warszawski wir. Stary, ja od niedawna zacząłem odkrywać bary i kluby w Centrum. Wcześniej miałem swoją małą klikę na Brudnie i tam sobie siedzieliśmy. To było takie wychillowane towarzystwo. Może to dlatego, że większość czasu spędzałem na swoim osiedlu. Siedząc z ziomkami, zamiast latać po mieście.

A: Teraz też nie latasz po mieście. Co ty gadasz?

A: Stary, w porównaniu z tym jak kiedyś byłem zamknięty na tym swoim Brudzieńku, to stary! Ja cały czas odkrywam nowe ulice w Warszawie, nowe miejsca. W centrum to w ogóle było dla mnie takie: ok, na centrum się jeździ na melanż, ale nie miałem pojęcia co jest w centrum stary.

M.F: Ale nie zrobiłeś sobie sesji zdjęciowej na tle wielkiego, ceglanego napisu Brudno, w parku rzeźby na dzielnicy?

S: Mordo, zrobiłem! (Śmiech)

M.F: Wyszedł mój ziemkiewiczowski reaserch. Kiedy to było.

S: Niedawno jak go postawili. Aż się przeraziłem. Myślałem, że zrobiłeś reaserch facebookowy.

M.F: Podejrzewałem cię o to, że mógłbyś to zrobić ale nie trafiłem na to. Ale ok, skucha. Będą mieli mnie za to hejtować. Idziemy dalej z tym tematem. Na pewno rozmawialiście o tym, na jakiej muzyce się wychowaliście. Jestem ciekaw, czy jest między wami zbieżność? Czy to były rzeczy podobne, czy raczej zupełnie inne. Jeżeli by zestawić wasze kanoniczne płyty, to byłyby to listy w jakikolwiek sposób analogiczne, czy przeciwnie?

A: Chyba by się nic nie pokryło. Ja się wychowałem na zespołach typu: Sistars, Jamiroquai, Poluzjanci, tak trochę pomieszałem Polskę z zagranicą.

M.F: Ale on też tak brzmi trochę jakby na tym się wychował.

S: Sistars.

A: Ok. Może tu byśmy się zgodzili. W liceum trochę Ostrego słuchałem, to był taki mój jedyny kontakt z hip hopem. Miałeś fazę na Ostrego?

S: Też. W gimnazjum.

A: Fisza trochę słuchałem z polskich rzeczy. A zagranicznych to różnie od drum and base, przez Tool’a. Miałem kiedyś fazę na Dream Theater, jak zaczynałem grać na perkusji. Sporo tego zjadłem.

S: Tool dla mnie za ciężko.

A: Za ciężko?

S: Ja to badałem ale nie byłem w stanie się wkręcić. Bym chodził po ulicach jak taki słoń.

A: Tool, to od razu musiałbyś po żyletki iść.

S: Ale klipy mają dzikie. Poryte.

A: No, dobre są. Chyba oprócz tego, to raczej nie i zazwyczaj jak słuchamy… Mamy teraz fajną listę na Spotify, gdzie wrzucamy kawałki, które nam się podobają i sobie prowadzimy ją we dwójkę. I tak ale coś fajnego wrzuciłeś! A ty jakie fajne! Spoko! Gdzieś tam się ogólnie spotykamy, jeśli chodzi o nasz gust.

S: Ale to jest bardziej wymiana nowymi rzeczami, niż starymi.

A: Tak. Starych to chyba niekoniecznie.

M.F: Gdybym cię Skip miał o coś podejrzewać, to podejrzewałbym cię o takie alkopoligamiczne inspiracje. Knap, Mes, lekko bardziej w stronę zachodu niż wschodu. Funky’ująco, śpiewnie.

S: Ja w ogóle z rapem to zacząłem zagłębiać się i jarać się rapem, to w okolicach gimnazjum. Pojechałem na wycieczkę szkolną i mój ziomek miał na mp3 Małpę „Kilka numerów o czymś” i pamiętam, że zabrałem mu tą mp3 i słuchałem cały wyjazd. Potem zacząłem bardziej się zagłębiać w rap. „Alkopoligamiczne loty”? Tak! Nie pamiętam, który to był rok i nie pamiętam, który to był klub, który potem zamknęli, w Łodzi. Pojechaliśmy z moją ówczesną dziewczyną na koncert Leha i pamiętam, że to dla mnie była mega inspirująca jazda. Oglądanie tego jak on się zachowuje na scenie. Jak gra te numery, które ja też znałem na pamięć, mega zajawa. I pamiętam, że wróciłem i tydzień później zacząłem pracować nad swoim pierwszym mixtapem, który potem jakkolwiek poważnie obiłem w pudełko i tego chyba 70 sztuk poszło. „Alkopoligamiczne loty” Leh, bardzo dużo był słuchany. Knap trochę mniej. Mesa polubiłem trochę później, dopiero. Ale tak. Wydaje mi się, że dobry kierunek.

A: Rozgryzłeś nas.

M.F: Raczej szedłem na pewniaka, niż zagadywałem, bo jakoś… Czego by się tu nie złapać, jeżeli nie tego. A miałeś wrażenie, że Skip jest surowym materiałem jako wokalista? Że trzeba nad nim pracować? Studyjnie go podciągać? Czy to taki samorodny talent, muzykalny odruchowo?

A: Myślę, że nie mam wystarczających kompetencji, żeby jego poprawiać. Kiedyś sam pisałem do szuflady jakieś rapsy. Rozumiem jak się pisze teksty, jak one powstają. Czasem jakiś rym podsunę, temat podrzucę, albo powiem że może lepiej brzmiało by to tak. Jeżeli chodzi o warsztat techniczny Skipa, to… Jestem dość wybredny i jak coś mi się nie podoba to od razu mówię, albo widać po jej twarzy, że nie przeżywa tego tak jak ktoś, więc myślę żeby od razu wiedział.

S: I wiem.

A: I wie. I vice versa. Jak mu puszczam bit i słyszę ciszę zza moich pleców, to myślę sobie: dobra, następny (śmiech) I nie mam zarzutów, na pewno żadnych i nie trzeba było pracować jakoś specjalnie. Jebany dość dobrze to ogarnia. Naturszczyk. Ty w ogóle się uczyłeś kiedyś?

S: Nie, nie uczyłem. Wszyscy mnie o to pytają.

A: Co za typ.

S: To jest mega miłe w ogóle. Bardzo mi się miło robi, ale też trochę głupio.

A: To jest nie fair.

S: Raz w podstawówce byłem w chórze szkolnym przez dzień.

A: Ok.

M.F: Dlaczego tylko dzień?

S: Bo się wstydziłem. Bo tam wszyscy znali piosenki, śpiewali, a ja tam wbiłem w połowie roku. I miałem takie, że jednak nie. Chyba taka aspołeczność i wstyd, że muszę śpiewać piosenki, które wszyscy znają.

A: Szacunek ulicy ci się po prostu zmniejszał.

S: Co ty?!To była podstawówka.

M.F: Nie podejrzewałabym ciebie o aspołeczność. Raczej wydajesz się gościem, który z każdym się dogada, który pogodzi stylistycznie wodę z ogniem. Zresztą bardzo różne twoje dyskografii współprace można znaleźć.

S: Ale to jakoś ostatnio zacząłem się bardziej otwierać.

A: To tylko pozory.

S: To tylko gra. Potem wracam do swojej jaskini. I się zamykam.

A: Pod prysznicem skulony.

S: Życie się zaczęło jakoś tak fajniej toczyć. Zacząłem się fajnymi ludźmi otaczać. To na pewno przybrało na tym, że się czuję lepiej. Czuję się lepiej z ludźmi.

A: Nice.

M.F: Jak ważne by było dla was to jedno słowo napisane w mailu, od Tytusa?

A: „Fajne”.

M.F: Ile dla was znaczyło?

S: Wtedy to było jak SMS śmierci. Myśleliśmy, że koniec, że płyta nie wyjdzie. Bo wiesz. „Fajne”?

A: No. Ja mówię: odpisał. Co odpisał? „Fajne”. Ale co fajne? No nic, napisał tylko „fajne”. Czyli, że co, że fajne-ekstra, czy fajne-powodzenia chłopaki!

M.F: Pozostańmy przyjaciółmi od łaski.

A: Tak. Friend zone, czy co to jest? Dopiero w poniedziałek, jak siedziałem w pracy, to zaczął Tytus pisać ma messengerze i że podoba mu się, że słucha któryś raz i chciałby się spotkać. Spotkaliśmy się i potem poszło.

M.F: To chyba szybko poszło?

S: Mega.

M.F: Nie mieliście poczucia, że materiał leży i do kolejnego wydawcy trzeba się rękami, nogami dobijać.

A: Dla mnie, za dzieciaka, Asfalt był takim Olimpem w świecie hip hopu. Może gdzieś tam podświadomie marzyłem, ale specjalnie się nie skupiałam na tym, bo to był tak abstrakcyjny temat dla mnie, że gdzie ja w Asfalcie?

M.F: Olimpu muzyczna plejada. Jakby nie było.

S: Podobnie miałem stary. Myślałem, że Asfalt jest super, bardzo chciałem tam być ale nie miałem czegoś takiego, że muszę się tam dobić i się nawet pogodziłem z tym, że ok, fajnie, jaram się ale jednak nie. No i pyk. Fajnie wyszło.

A: Jak tylko pojawiła się możliwość, to nie musieliśmy się długo zastanawiać.

S: Dokładnie.

M.F: Gdybym miał cię zapytać o teksty Skipa, które najbardziej lubisz z tej płyty?

A: Świetne pytanie.

S: Też jestem ciekawy.

M.F: Naiwne ale artyści takie lubią.

A: „Audioportret” na pewno lubię. Bo tam bardzo fajnie przewija, o tym czym nie jesteśmy, czym nie chcemy być i to jest takie, trochę się z tym utożsamiam na pewno. Mam teksty i linie melodyczne ulubione. Jakiej wjeżdżają jakieś zwrotki, to myślę sobie: o super część. Ale tekstowo? Lubię outro do „Ostatniego aferu” i lubię jeszcze „Historię z blasku”, bo taki lekki storytelling tam wjeżdża. Chyba nie mam jakiejś topki, ale może to co wymieniłem tak na szybko.

M.F: Pamiętam jak Maciej Koński z Lektera polecał cię jako tego uniwersalnego żołnierza i to było dobre sformułowanie, bo rzeczywiście u nas zwykło się myśleć tak, że jak ktoś trochę śpiewa, jest bardziej melodyjnie, to tekst jest już rzeczą trzecioplanową. Ale tobie nie jest wszytko jedno, co ty podśpiewujesz, co nawijasz. To nie jest rzecz, którą byś odpuścił nie?

S: Wiesz, podpisuję się pod tym. Śpiewam to patrząc ludziom w oczy, o ile reflektory nie biją po twarzy (śmiech). To jest bardzo intymna rzecz, wypuszczanie tekstu. Chyba więc naturalnie o to dbasz, żeby nie było niezgodne z tobą, żeby było fajne, przyjemne. Jest taki etap, kiedy wypluwasz… Etap? Ale to się nie kończy w sumie, tylko zwyczajnie wychodzi…. , że wypluwasz z siebie to co masz wypluć i myślisz – w dupie totalnie, jak to brzmi. To są twoje emocje, musisz to w tym momencie przepisać, nawinąć i spoko zamykasz temat i nie wracasz do tego więcej. Ale to chyba naturalne, że chcesz żeby twoje kawałki, były troszeczkę bardziej przemyślane niż takie o niczym. Podpisujesz się pod tym.

A: Generalnie trend jest taki, że raczej vibe’owo się pisze. Słowa są wiesz. Dużo anglicyzmów, mało słów.

S: Jakbyśmy my angielskich słów nie mieli.

A: Mamy też. Jakiś tam message ukryty jest.

M.F: Nomen omen.

A: Nie wiem czy to dobrze, czy to źle, ale tak to wychodzi.

M.F: Poprosiłem Made jakoś w nocy. Słuchaj będę gadać ze Skipem podrzuciłbyś mi jakieś pytanko, bo ty lubisz się czasem wykazać na tym polu. I mówił: pociśnij tego Skipa o tę linijkę, o tym podskubywaniu, to nie jest to słowo oczywiście ale nie zapamiętam żadnego cytatu, podskubywaniu innych raperów? Tam jest coś takiego, że zerwanie z takim harmonijnym, dyplomatycznym, sympatycznym Skipem.

S: Teraz właśnie, będą się pisać nagłówki: Młody raper Skip atakuje tego i tego. Nie, nie atakuje. Raczej nie pisałem tego patrząc na jakiegoś danego artysty, chyba żaden mi nie zaszedł pod skórę, za skórę?

A: Szatan cię wtedy opętał na chwilę.

S: Może, może. To bardziej były wjazd na konsumpcjonizm i na to, że bardziej się przejmujemy tym co nosimy i tym, że musimy wyglądać na bogatych i szczęśliwych, nawet jak nie jesteśmy ani bogaci ani szczęśliwi. Więc to chyba było bardziej w tą stronę, niż celownik na jakąś jedną osobę. Tam pada jedno słowo „białas” i to nie chodzi o Białasa w ogóle. Wkręcił mi się bardziej synowski lot, wymyślił że zamiast nigga jest białas. Fajne.

M.F: Nie macie panowie potrzeby obnoszenia się z Gucci, Off-White’ami, Supreme’ami i itd.?

S: Każdy lubi fajnie wyglądać. To jest oczywiste. Ale jakbym miał na to wydać swoje ostatnie pieniądze -no way. Nie chciałbym mieć ciuszków Gucci, Louis, a potem wyjmować kamienie z lodówki i kłaść ma talerz i je jeść. Raczej nie. Ale kto wie. No wiesz. Nie chcę mówić, że nigdy nie będę nosił drogich marek, bo kto wie, może kiedyś będę.

A: Za taką drogą marką idzie jakaś informacja o statusie społecznym albo o tym, na co cię stać. Jaką masz pozycję.

M.F: Albo marka podrzuciła ci parę złotych za to, żebyś ją założył, że śmigasz na pasku modowego potentata. Co też nie musi być fajne w wypadku twórcy mniej lub bardziej niezależnego.

A: Na pewno nie chcemy budować naszego wizerunku i muzyki dookoła sponsoringu, czy ciuchów, bo to widać ewidentnie. Jak włączysz nasz dowolny klip, to wyglądamy raczej jak dwójka oszołomów. Stoją przed kamerami i za bardzo nie wiedzą co ze sobą zrobić. Tak bym nas podsumował. Tak to wygląda. Jakbyśmy nagle zaczęli mieć opaskę jak… Jak ten raper się nazywał!?Ten od „Solider Boy”kawałka? O Dżizas! Nieważne. W każdym razie jakbyśmy zaczęli pajacować w takich ciuchach to byłby : skąd mamy hajs na to mieć? Drugie: po co nam to? Co nam to dodaje? To totalnie by się, nie łączyło się z treścią, kontentem, który mamy.

S: Spaliłeś nam wszystkie kontrakty teraz. Nic. (Śmiech)

M.F: Pozamiatane. Dystansujecie się od bycia wieszakami na ciuchy. Dystansujecie się też słowami Skipa od konsekwencji sławy, od tego puchnięcia w świetle reflektorów. Są na to wersy na płycie.

A: Słuchał!

M.F: Pytanie, czy już trochę nie czujecie, że puchniecie od każdej pozytywnej recenzji, bo złych nie macie.

S: To jest coś o czym nawet rozmawialiśmy ostatnio. Mamy coś takiego, że ok dzieją się ciekawe rzeczy, fajne odbiory, ludzie podbijają, mówią ale super.

A: Przychodzą na koncert, znają wszystkie teksty.

S: Że ludzie cię chwalą i mam czasami coś takiego, że dostajesz kolejną fajną recenzję i myślisz: o fajnie! I nic więcej. Czasami potrzebujesz walnąć sobie plaskacza i powiedzieć: Mordo! Rok temu, jakby ktoś to napisał, to byś skalał, wiesz!

A: Jakie rok temu? Jeszcze z pół roku temu nagrywaliśmy w tej moje kanciapie ze skrzypiącym krzesłem, które zbierał mikrofon i zupełnie nie widzieliśmy: jakiś klip, wytwórnia, Asfalt? Totalnie to nie istniało. Mieliśmy tylko, w naszym, małym zamglonym koszu. Co to jest? Co z tym zrobić? Czy to się w ogóle komuś spodoba? Na pewno jest tak, że ta bańka rośnie i trzeba to super doceniać- to, co się dzieje.

S: Tak. Dużo, dużo, dużo. Chyba mógłbym powiedzieć tak większości artystów, w którymś momencie, już to nie działa tak na nich. Porządek dzienny. Nie ma czegoś takiego: wow jak miło! Tylko ok. Spoko. Wtedy jest potrzebne takie zastanowienie się nad tym, że stary doceń to! To jest ważne.

M.F: Też wymaga pewnej samodyscypliny. Głuchy na wymogi mas – to jest to sformułowanie, tylko problem w tym, że te masy głośno krzyczą i też mają swoje oczekiwania.

S: Dlatego super, że jesteśmy tu we dwójkę. Nie jesteśmy… Ja nie robię solowo czegoś, on nie robi. Jesteśmy we dwójkę. Jak już coś komuś drugiemu odstrzeliwuje, to drugi przychodzi i mówi: Mordo, stop. Ogarnij się. Doceń to. Nie rob tego. Albo coś takiego.

A: Tak.

S: Fajne jest, że możemy się pilnować.

A: Albo przypomnij sobie dlaczego to robiliśmy, albo jak to się zaczęło. Staramy się powrócić do tego pierwszego momentu. Jak się gubimy. Jesteśmy w sytuacji, że jesteśmy w CGM i rozmawiamy z kamerami i nagle wjeżdżają ci jakieś myśli, że ktoś to będzie oglądał, komentował. Jak ja wyglądam? To potem sobie wracam, że zaraz! Zajawka! Zaczęło się od mega zajawki. Zabawy z muzyką. I to jest proste, nie trzeba ubierać tego w jakąś filozofię, dodawać znaczenia, przebierać się, coś kombinować. Wystarczy, że będziemy nadal starali się robić dobre rzeczy i być dobrymi ludźmi, jakkolwiek kolokwialnie by to nie brzmiało.

S: Bardzo łatwo jest się przestać cieszyć z rzeczy. Trzeba mieć taką czerwoną lampkę raz na jakiś czas.

M. F: Też trzeba pracować, paradoksalnie, na to, żeby móc się tym cieszyć. Pracować nad muzyką i nad sobą.

A: Tak. Totalnie.

M.F: Jeżeli coś się staje twoją pracą to jakby fajne nie było, to gdzieś tam zawsze jest kwestia, że trochę przestaje być pasją siłą rzeczy. To wymaga dużej higieny psychicznej.

A: Absolutnie.

S:Ja się tego mega boję.

A: Też mamy takie gadki, że musimy super dbać o nasz mental. Nie możemy wchodzić w jakieś toksyczne sytuacje, relacje. Dziwne akcje. Musimy cały czas dbać o to, żebyśmy mieli czysty stan umysłu. Potem jak wchodźmy do studia…

S: Jak masz takie rozszargane myśli, przejmujesz się wszystkim, to nie idzie, nie płynie. My działamy tym (pokazuje na głowę i uszy) więc musimy dbać o to, żeby nie oszaleć. O to chyba łatwo.

A: Nie zwariować od tego wszystkiego.

M.F: Cieszę się też, że mam was obydwu, bo nie przeczę, że zdarzały się takie sytuacje, drobne naciski, żeby może raper przyszedł bez producenta, z racji na to, że jak będzie producent, to wtedy gdzieś cała uwaga od tego starannie promowanego rapera, ucieknie. Branżowe mechanizmy, gdzieś tam działają i być może będziecie się spotykać z sytuacjami, gdzie ktoś klin między was będzie starł się wbić. Nawet nieświadomie.

S: No way!

A: W zasadzie jak sobie z kimś nagrywam, gdzie indziej kawałki to staram się go wspierać. Mówię rób, nagrywaj, mega. Jak mi się nie podoba, to też powiem. Ale muszę pilnować, żebym nie był zaborczy, że nie tylko Miętha, tylko to robimy. Ja też wysyłam bity. Zgłaszają się rożne postaci do mnie. Raczej jest tak, że on się ciszy, że robię dodatkowe rzeczy i w drugą stronę. Raczej staramy się nie opierać tego na jakiejś zazdrości. Tylko na pozytywnym dopingowaniu.

M.F: Rasmentalizm zawsze fajnie rozgrywał to w wywiadach. Zabawne były sceny mikro zazdrości względem rzeczy robionych z innymi producentami. Z turbo dystansem i dlatego fajnie się na to patrzyło. Jak byłoby to bez dystansu, to nie jest to specjalnie komfortowa sytuacja. Ale pogadamy sobie chwilę o tych rzeczach pobocznych.

S: Chciałbym wtrącić a propos zazdrości. Czasem się pojawia, ale to jest zdrowa zazdrość na zasadzie: ale zrobiłeś zajebisty numer z tym ziomkiem. Widzę, że możemy robić jeszcze lepsze numery. Jeszcze lepszy level. Możemy iść w jeszcze inne klimaty. Jeśli pojawia się jakaś zazdrość, że robisz z tym typem albo ja robię, to jest to motywujące.

M.F: Czyli żadnych sytuacji typu: ej, ale dlaczego posłałeś ten bit jemu, a nie mi?

S: Nie ma takich sytuacji.

A: Ale zdarza się, że jakiś bit, który Skip odrzucił, gdzieś indziej się ukaże.

S: Ostatnio tak było. Słyszałem numer na bicie, na który ja nie miałem pomysłu i artysta zrobił na nim numer, który był mega. Nawet do niego napisałem: Mordo nie potrzebujesz może drugiej zwrotki? (śmiech) Okazało się, że nie.

A: To też jest ok. Uczy nas tego, żeby doceniać to co mamy, co się dzieje. Każdy głupi moment, próbę, sound check, przejażdżkę do miasta żeby coś zagrać. To jest wszystko krótkotrwałe, super ulotne, nie możemy się kurczowo trzymać i zamykać w naszej bańce, odgradzać. Tylko…

S: Dobrze mówisz!

M.F: To pozwólcie panowie, że przez chwilę będę miał w tym wywiadzie nie Mięthe ale AWGS i Skipa. Zacznę do AWGS dlatego, że podoba mi się to, co zrobiłeś z Pryksonem Fiskiem.

A: Dziękuję. Pozdrawiamy Pryksona.

M.F: Artysta, który rozgłosu już trochę ma. Wciąż za mało i z pewnym niepokojem podszedłem do wiadomości płynących z obozu Visioners, że tam miał działać i mam nadzieję, że mu to jakoś nie podetnie skrzydeł. To też jest trochę twoje inne oblicze. To co zrobiłeś z Pryksonem, Kubą Knapem i Renegatami Funku, niż to co robisz ze Skipem.

A: Tak. W projekcie mięthowym musiałem strzelać ze wszystkiego, a bardziej mogłem przy pracy z Pryksonem trueschoolowo podejść, albo wyjąć moje boom bapowo współczesne oblicze. Rożne bity lubię robić. Nie zamykam się do jednej stylistyki. Lubię próbować nowych gatunków. Lubię rozkładać modele typu jest takie trapowy drake i spróbuje zrobić coś po swojemu, inspirując się tym. To jest coś, czego totalnie nie robiłem nigdy, nie korzystałem z takich barw, takich brzmień, nawet podziałów. Ale tu idzie tak, tu tak. To spróbujemy coś podobnego zrobić. Z Pryksonem tak się… on mocno się zajarał tym co robiłem, więc byłem w szoku, że tak mu się to podobało. Chapnął dużo bitów, szybko wypuścił epkę. Potem jeszcze zostało na Renegatów z Knapem i jeszcze dopisałem Intro, outro dorzuciłem. Jakoś to popłynęło.

M.F: Czy Prykson, czy Włodi, czy Igor Seider, znany jako Igorilla, czy Ignor, to są goście którzy mają ucho nastawione na Himalaya Collective i na to towarzystwo. Może słowo o tym bicie. To jest taki trochę all stars producencki i rzeczywiście dużo dobrego się tam dzieje. Ja tak na dobrą sprawę nie wiem co to za byt, jak się ukształtował? Co decyduje o tym, że kto w danej chwili wlicza się w poczet?

A: To jest taka już trochę legenda. Nie wiem czy wiesz ale schafter był w Himalaya. Pamiętam tę początkową fazę, gdzie Moo Latte i ja, chłopaki – jest ich tylu, że chyba nie dam rady wymienić w jednym wywiadzie – choć trochę poodpadało zawodników. Ale pamiętam, że ta początkowa faza była taka, że wysyłaliśmy sobie bity, każdy wrzucał swoje na Sound Cloud’ie. Jakieś pierwsze kasety wydawaliśmy sobie totalnie na zajawce. Serdecznie pozdrawiam wszystkich chłopaków z Himalay. Totalnie zabawkowy kolektyw i jakieś pierwsze zaczynały się pojawiać koncerty, gdzie beat sety graliśmy. To niszowa opcja. Jeśli ktoś nie jest hip hop headem, zajawiony na bity same to powiedziałbym, że to mocno ukierunkowana sytuacja. Musisz się tym jarać raczej. Dużo mi ta współpraca dała. Dostałem skrzydeł od tego. Wydałem jaką kasetę w Niemczech, w małej wytworni. Ta współpraca mi pomogła. Relacje z tymi ludźmi, które są do dziś. Gdzieś się z chłopakami przecinam, albo widzę ich na innych projektach i mówię o super, że jesteś u tego, czy Brian w Bitaminie, czy schafter. Fajnie widzieć jak to się zaczęło od niewinnej sytuacji, grupy na Facebooku i Sound Clouda, jakieś cztery lata temu i urosło do takich rozmiarów.

M.F: Jestem mega zajarany właśnie tym, jak bardzo jest to oddolne i nie przehype’owane w sensie, że jest element przekory, że jeśli o czymś jest za głośno, to trudniej się tym jarać zwłaszcza ludziom, którzy trochę w tej muzyce siedzą. Dobrze zaktywizuje trochę Skipa, żeby mi nie smutniał gdzieś na boku. Dwa głośne featuring’i tej jesieni, przynajmniej dwa. O dwóch będziemy mówić. Rożne. Z jednej strony jest Ero JWP, z drugiej strony Vixen. Kawałki, które pozwoliły ci się wokalnie wykazać. To nie są ósemeczki pisane na kolanie, żeby się wbić tylko świadome, dopracowane rzeczy. Powiedz mi coś o tych kooperacjach.

S: Który pierwszy?

M.F: Ero.

S: I tu się Mada znowu pojawia. Zaczęło się, że Ero szukał wokalisty i napisał na Facebooku posta, że szuka kogoś kto potrafi śpiewać. I wtedy pojawił się Mada i oznaczył mnie w tym. Za co mu bardzo dziękuję i pozdrawiam. Parę dni później się spotkaliśmy z Ero w studiu. Puścił mi to. Ja się zajarałem. Powiedział, że potrzebuje refren i powiedział coś w stylu: ej mam pomysł coś w tym stylu. Co na to powiesz? Ja powiedziałem ok, popracujemy nad tym. Napisaliśmy go całkiem szybko wbiłem się do kabiny, zaśpiewałem to i wydaje mi się, że cała praca nad tym numerem trwała godzinę? Coś takiego. Potem gadka, na papieroska, pogadać. Pojechaliśmy nagrać klip.

A: To była ciężka praca. Ciężko wypracowana godzina.

S: Ja bardzo ciężko pracowałem, żeby móc takie rzeczy w godzinę robić. Ekipa mega. Wszyscy tam byli super. Wydaje mi się, że dałem się poznać takiemu trochę bardziej oldschoolowemu słuchaczowi i bardziej to było takie, że tacy oldschoolowi słuchacze i zamknięci, że śpiewnie jest be i fuj i w ogóle nie można, jak zobaczyli, że Ero zrobił numer z kudłatym ziomkiem co śpiewa na refrenie, to pomyśleli, że ok. Może śpiewnie nie jest takie złe. Możliwe. Tak mi się wydaje.

M.F: Serio, jest jeszcze takie myślenie? Po ilu latach od Method Mana z Mary J. Blige? Erykah Badu z Andre?

S: Wydaje mi się, że troszeczkę wyolbrzymiam ale pojawiają się takie głosy, zwłaszcza że niektórzy patrzą na to, że śpiewne jest to, co jest popularne, złe, niefajne. Ludziom o określonych gustach się to nie podoba i dla nich jest etos śpiewania, że….E! Zresztą! Wydaje mi się, że nadal są tacy ludzie.

M.F: To teraz Vixen.

S: Vixen super zajawa. To był w ogóle jeden z typów, przez którego zacząłem rapować. To była pierwsza płyta, którą kupiłem przez internet. Przyszła do mniej. Takie dwugłowe psy były na okładce. Nie pamiętam jak się nazwała. Był taki galaktyczny motyw. Bardzo fajne. Słuchałam tej płyty bardzo dużo i też jakby troszeczkę inspirowałem się nim. On miał tam numer na bicie Johnnego Beatsa, na którym też zrobiłem sobie numer. Jeden z pierwszych, które weszły w sieć. Współpraca z nim była mega fajna, mega przyjemna. To było dla mnie takie – kiedyś ziomek, który był dla mnie jakiegoś rodzaju autorytetem i bardzo się jarałem jego muzyką odzywa się do mnie: cześć mordo, robię sobie płytkę, może byś wpadł do mnie do studia i zrobimy sobie kawałek? Zajarany mega! Super! Też pozdrawiam Vixena. Wydaje mi się, że natrafiliśmy na siebie, że ja mam numer z Tymkiem, a oni też mieli numer razem. Nitka poszła przez Tymka, odezwał się do mnie. Spotkaliśmy się w studiu. Szybko poszło. Tą zwrotkę akurat napisałem w domu. Poszliśmy do studia. Nagraliśmy. I tyle. Mega przyjemna praca.

M.F: Spodziewaliście się, że Tymek tak wybuchnie?

S: Czuliśmy w kościach, znaczy ja na pewno czułem w kościach, że wybuchnie. Ale nie myślałem, że w ten sposób, że z taką stylistyką wybuchnie. Wydaje mi się, że jakby pokopał jeszcze trochę w tej swojej starej stylistyce, z czasów tego „Sono” to też by to poszło.

M.F: Tytuł materiału już jest „czułem w kościach, że Tymek wybuchnie” mam z głowy. Możemy porozmawiać o innych rzeczach.

S: Ile minut czekałeś na tytuł? 46 minut.

M. F: Ja się zawsze powstrzymuje, żeby ukąsić z nienacka. Takz boku, widzieliście Rhythm and flow Netflixowe? Ten show z raperami?

A: Co to jest?

S: Ja obejrzałem jedne odcinek więc bardzo pobieżnie ci powiem. Generalnie jest tam Cardi B, T.I. i Chance The Rapper.

M.F: I jeżdżą po miastach, szukają talentów. Dlaczego o tym mówię? Jednym z etapów przesiewania talentów jest to, że każdy z raperów niezależnie od tego, czy jest zajęty opowiadaniem historii o wujku, który siedzi w celi, o wychowywaniu samotnie dziecka itp. Ma tam za zadanie nagrać kawałek z gwiazdą r’n’b w jednym z tych finałowych etapów. I tam się pojawiają głośne ksywki. Naprawdę spory kaliber. To pokazuje, że umiejętność nagrania takiego śpiewnego numeru z pogranicza R’n’B jest jednym z elementów przygotowania warsztatowego MC. Jednym z kolorów w palecie. Gdzieś chyba trochę zapominamy. Tak jak ci raperzy od ciężkiego przekazu powinni pamiętać, żeby słuchacz w pierwszych rzędach nie spał, nie chrapał.

S: A co ile oni robią numer z gwiazdami?

M.F: Nie to jeden odcinek poświęcony. Ich jest czwórka czy piątka i każdy robi po jednym. Jest to dosyć ciekawie dobrane. Ale uciekamy w stronę osoby, która nie jest członkiem Mięthy ale taką szarą eminencją na pewno. Mowa o Moo Latte, który miał duży wkład w ten materiał. Sporo utworów, w których się udziela. Jak ta współpraca wyglądała? Jak oceniacie jego wkład? Jak ważny był?

A: Wyglądało to tak, że z Brainem się przecinaliśmy przy supportach z Bitaminą – chłopaków też pozdrawiamy ciepło. Ciepło to złe słowo (śmiech).

S: Serdecznie

A: Z Brianem się znamy… Pamiętam jak miał z 300 followersów na Sound Cloud’zie oczywiście dublował te liczby, a ja zostałem na dwustu w pewnym momencie i myślałem sobie: kurde Brian, ty to jesteś! Klasyczna, wspierająca się relacja. Potem był epizod z Bitaminą i potem zaczęliśmy robić płytę. Mieliśmy gotowy szkic i chcieliśmy, żeby on dograł się do jednego kawałka na początku. Chyba chodziło o „Audioportret”. Wysłałem mu jeden numer. Odesłał nam z powrotem. Byliśmy totalnie zajarani, że dał partii dodatkową warstwę.

S: Dużo zyskało to wtedy.

A: Ja stwierdziłem, że jeśli to robi taką fajną robotę, to ja ci wyślę wszystko i jak ty sobie usłyszysz coś i będziesz chciał dograć, to zobaczymy. I tak się też wydarzyło. Brain podogrywał różne partie. Potem musieliśmy część odsiać. Podjąć decyzje co zostaje. Niektóre kawałki nie potrzebowały niczego. Ale niektóre dużo zyskały jak tytułowy „Audioprtret”.

S: Mega.

A: Gitara, bas. Miał całkiem fajny wkład. Spory. W takim wykończeniu.

S: Fajnie że to wyszło tak spontanicznie.

A: Oprócz „Zapachu nowych czasów”, gdzie faktycznie razem zrobiliśmy rework kawałka, bo to był inny bit i Brian miał na to pomysł, to ja mówię: stary, proszę jak chcesz pogmerać, pozmieniać, robimy to! Raczej staram się unikać zaborczego podejścia tylko – pewnie! Jest rewelacyjnym muzykiem. Robi super rzeczy. Mogliśmy tylko na tym zyskać. Ten album jeszcze mógł się dopełnić. Chyba tak bym to podsumował.

M.F: Album ma na pewno ten korzenny posmak. Nawiąże do skippwego wersu o tym, że fajnie byłoby się spróbować w 98 z muzyką. Myślisz, że tobie też byłoby fajnie się spróbować? Widzicie się z tym repertuarem wtedy?

A: W Polsce nie (śmiech). Myślę, że w ogóle mamy farta, że wyszliśmy z tym materiałem teraz, a nie pięć lat temu, czy dziesięć. Myślę, że byłoby dużo trudniej. Dopiero teraz w momencie, gdy faza trapu na autotune, jakichś dziwnych cukierkowych bitów. Nagle ta formuła, prawilna struktura, zaczyna się mieszać, rozmydlać, jest coraz więcej rzeczy dozwolonych, normalnych. Dzięki temu to ma racje bytu, teraz.

M.F: Pamiętam jak Haem miał swoje częstochowskie projekty, gdzie przemycał jako jeden z pierwszych takie nowosoulowe klimaty, to rzeczywiście spotkał się z absolutną obojętnością wtedy i mogłoby być ciężko. Skoro wróciliśmy do czasów zamierzchłych, pokaże jednak jak głęboki jest mój research i zrehabilituj się za to nieszczęsne Brudno. Opole. Czasy opolskie. Wiem, że z tamtych czasów znałeś się z Nin-Jah z Okolicznego Elementu. Żałujesz, że nie zrobiliście wspólnego numeru?

A: O kurde! Jestem w szoku. Nie spodziewałem się takiego pytania. Pozdrawiam Nindżowskiego, oczywiście. Kiedyś do niego pisałem. Jeszcze totalnie przed czymkolwiek. Ale Filon jest trochę niezależnym bytem, funkcjonuje w swoim świecie. Wydaje mi się, że gdybym siedział na miejscu w Opolu to prędzej by do tego doszło. Zdalnie to było trudno. Czy żałuje? Chciałem z nim kiedyś zrobić utwór. Ale w biegu wydarzeń zapomniałem o tym. Jakoś do tego mocno nie wracałem. Czemu nie? Myślę, że mógłby wyjść coś fajnego.

M.F: Reaserchem się wykazałem. Teraz będzie kontrowersyjne pytanie: Skip jak wyglądają relacje z całym tym towarzystwem Lekterowym i szefem Lektera?

S: Z całą ekipą, poza szefem mamy spoko stosunki. Co jakiś czas jak się przecinamy, rozmawiamy nie ma żadnych kos. A z Maćkiem, o którym rozmawialiśmy wcześniej, po prostu pewnego dnia mieliśmy taki moment, że sobie porozmawialiśmy i potem przestaliśmy się do siebie odzywać. Nie wysyłamy do siebie pogróżek, tylko po prostu było coś co zgrzytnęło i tyle. Odcięliśmy się na jakiś czas. Nie odzywaliśmy.

M.F: Wszyscy jesteśmy sprzedajni. Nie ma cudów.

S: Chciałby mnie ciągnąć jeszcze za język.

M.F: Nie będę ciągnąć za język i na sam koniec zejdziemy z tematów męczących na tematy idiotyczne. Karwel również był łaskaw wysłać mi pytanie do Skipa. Odnośnie tego co zrobić, żeby mieć taką piękną czuprynę i jak sprawić żeby włosy nie wypadały?

S: Pozdrawiam Karwel.

A: Ja nie powiem (pokazuje łysą głowę).

M.F: Może się możesz czegoś nauczyć.

S: Powiem ci może jak wygląda moja rutyna. Wchodzę do wanny, myję włosy i wychodzę. Zero czesania, zero suszenia, nie rób nic. I rosną.

A: Dlatego to wygląda jak wygląda.

S: Ale mój tata mnie zawsze straszył, że na starość będę łysy definitywnie i powiem ci, że już się tego boję, bo mam zakole i jak pójdzie mi dalej.

A: Módl się żebyś miał równą głowę. (Śmiech)

S: Modlę się żebym był do tego czasu już chudy. Zdążył schudnąć. Bo jak będę taki łysym kółeczkiem to nie chciałbym być taki.

M.F: Stary, gdybyś w 98 grał, to musiałbyś się golić na zero, żeby się z tłumu za specjalnie nie wyróżniać.

S: Kolejny plus, że żyjemy w czasach w których żyjemy.

M.F: Chyba nie narzekamy na nie za bardzo. Moim gościem była Miętha: AWGS , Skip. To była Flintesencja. Dziękujemy bardzo.

S: Do widzenia!

Polecane

Share This