Marcin Szyszko (1970-2013)

Perkusistę Wilków wspomina, Piotr Zbroziński, kolega Marcina ze szkolnej ławy...


2013.06.13

opublikował:

Marcin Szyszko (1970-2013)

O śmierci Marcina dowiedziałem się tak jak większość – ze strony Jego byłego zespołu. Informację powtórzyły portale nie tylko muzyczne. „Zmarł były perkusista Wików… miał 43 lata i problemy z narkotykami…” – to mogliśmy przeczytać. Dalej z reguły cytowano wypowiedź Roberta Gawlińskiego, który wiele lat temu komentował fakt wyrzucenia perkusisty z zespołu: „…musiałem odciąć mu pępowinę, bo nabijał tylko kabzę dilerom” (cytat z pamięci).

Marcina Szyszko znałem od lat, chodziliśmy razem do klasy w warszawskim liceum Mickiewicza. Grywaliśmy w szkolnym zespole, zaliczyliśmy nawet występ na studniówce… Potem nasze drogi się rozeszły, Szycha zajął się działalnością artystyczną i czas spędzał głownie w starych Hybrydach, mnie pochłonęły inne rodzaje aktywności. Nasz kontakt jednak trwał. Marcin ożenił się z naszą koleżanką z klasy ogólniaka, na świat przyszedł ich syn Jan. Miałem okazję odwiedzać rodzinę Szyszko w domu. Kibicowałem im, a zwłaszcza Marcinowi w walce o rodzinę i o swoje zdrowie. Bo nie można zaprzeczyć, że „Młody” miał problem z narkotykami i alkoholem. Wielokrotnie próbował sobie jakoś z tym radzić. Liczne terapie odwykowe przynosiły skutek. Niestety – krótkotrwały… Pamiętam jak kiedyś w domu państwa Szyszko rozmawialiśmy o naszym ówczesnym hobby – skokach spadochronowych. Marcin tłumaczył, że to jest dla niego element wychodzenia z nałogu. – „Rozumiesz, ja w ten sposób się uczę, że na trzeźwo jestem w stanie pokonać swój strach, dokonać czegoś istotnego…” – wyjaśniał.

Piszę tych kilka słów, bo zależy mi, by Marcin Szyszko nie został zapamiętany wyłącznie jako kolejny degenerat, co wybrał używki, które w końcu Go zabiły. To nie jest fair. Gdy nie tkwił w szponach nałogu był uroczym kompanem, z ogromnym poczuciem humoru (trzeba jednak przyznać, że czasem trudno było za nim nadążyć…), kochającym mężem i ojcem. Trudno nazwać Go wirtuozem perkusji, ale był też dobrym muzykiem. Pełen empatii, potrafił pomagać innym w potrzebie. Miał świadomość swoich problemów i próbował z nimi jakoś walczyć. Z tym, że niestety przegrał…

Piotr Zbroziński

Polecane

Share This