– Brzmi to naprawdę wspaniale, bardzo old-schoolowo – zdradził wokalista magazynowi „NME”. – Pierwszy utwór ma wokale zmiksowane niesamowicie nisko. Sprawiło to, że choć nie mogłem nic zrozumieć, po cichu mówiłem sobie: „Tak, to powrót do formy”. Mike chciał podnieść te wokale do góry, ale odwiodłem go od tego zamiaru.
W nagrywaniu nowego krążka formację wspomaga producent Jacknife Lee – ten sam, który odpowiada za brzmienie poprzedniego albumu, „Accelerate”.
– Najfajniejsze w klasycznym REM jest to, że masz tam elektryczne i akustyczne gitary kroczące ramię w ramię jak u The Byrds – dodał Stringfellow. – Materiał, który miałem okazję usłyszeć, obfituje w dużo tego typu zagrań. Są też fortepianowe nagrania, ale nie ma w nich tak wielu szalonych klawiszy i esencjonalnych bębnów jak wtedy, gdy byłem z nimi.
– To są bardzo żywe utwory, które niosą ze sobą jakieś piękno. Można natrafić na ponure, mroczne utwory, znane ze starych płyt REM. Myślę, że to wspaniała sprawa, gdy takie klimaty powracają.
Niezatytułowane jeszcze wydawnictwo REM ma ukazać się na rynku w przyszłym roku.
