Chada – „Syn Bogdana”

Jakby "stara szkoła" usprawiedliwiała każdy - najgorszy nawet - rap.

2014.04.26

opublikował:


Chada – „Syn Bogdana”

Jeśliby stworzyć zestawienie raperów, którzy w największym stopniu polaryzują publiczność, nie mam wątpliwości, że Chada znalazłby się w ścisłej czołówce. Istnieje grupa słuchaczy, wśród których budzi szacunek bogata i daleka od kryształowej czystości biografia rapera. Znajdą się jednak i tacy, którzy ani myślą chwalić warszawiaka za szczerość tekstów i skłonni są raczej wytykać mu braki w warsztacie. Pod wpływem „Syna Bogdana” nikt stanowiska raczej nie zmieni. Jeśli już, to bardziej prawdopodobne, że fanów Chadzie ubędzie. A przynajmniej tak być powinno.

Trzeba bowiem ogromnych pokładów cierpliwości i wyrozumiałości, by w ciągu godziny z uwagą śledzić ten zapisany i nawinięty na jedno kopyto rap. Mało oryginalny wniosek? O to miejcie pretensje do Chady, nie do mnie. Co poradzić, że gospodarz – bez względu na to, na jakim bicie siada – za każdym razem brzmi tak samo, jakby rymował od linijki. Gdy dostaje wolniejszy podkład – nie potrafi go rozruszać; gdy szybszy – wykłada się i musi uciekać się do klejenia wersów. Że niby to klasyczny, miarowy rap, a nie żadne nowoczesne wariactwa? No jasne, jeśli namalujemy sobie hip-hop tylko w takich czarno-białych barwach, wtedy będzie można z zadowoleniem ulokować warszawiaka po „dobrej stronie mocy”. Tyle że to zakrzywianie rzeczywistości. Nie usprawiedliwiajmy nieudolności Chady jego (rzekomo) nowojorskim sznytem. Taki Zeus w swojej zwrotce nie zrobił niczego niezwykłego, a jakimś trafem słucha się go z przyjemnością i zaciekawieniem.

Rzecz jasna Chada nie jest jedynym polskim raperem, który ma problem ze swoją nudnawą, przewidywalną nawijką. Ani Sokół, ani Eldo nigdy nie byli mistrzami flow. A jednak ze swojego siermiężnego, ociężałego rapu potrafili uczynić atut. Kluczem do sukcesu były w ich przypadku teksty. „Syn Bogdana” takiego koła ratunkowego słuchaczowi nie rzuca. Zamiast uczynić z własnych doświadczeń atut i przekuć je w mocne, zapierające dech w piersiach historie, Chada popadł w nużące uogólnienia, składające się na błędne koło: im bardziej raper chce odciąć się od przeszłości, tym większą czuje potrzebę, by podkreślić, w jakie szambo niegdyś wpadł. Generalny wniosek nakręca generalny wniosek.

{Diil}

Tematycznie nagrania można sprowadzić właściwie do trójkąta tytułów: „Raport z rejonu”, „Obrachunek moralny”, „Najlepszy towar”. W ich obrębie rozgrywa się cała płyta. I za każdym razem gospodarz krąży wokół tematu, ale jakoś nie potrafi nazwać rzeczy po imieniu. „Raport z rejonu” to żaden tam krwisty dokument w rodzaju „Na żywo” Włodiego, Pono i Dafa, raczej łagodne pismo napisane na zlecenie burmistrza dzielnicy. „Obrachunek moralny” nie przyprawi o zawał żadnego spowiednika; jest to tak grzeczne, że Chada spokojnie może liczyć na rozgrzeszenie. „Najlepszy towar” to oklepana metafora i wersy pisane na kolanie – w ogóle na „Synu Bogdana” wszystkie fragmenty z przechwałkami powinny w pierwszej kolejności wylądować w koszu.

Jako tekściarz Chada jest po prostu kiepski. Gdy pisze w pierwszej osobie, brakuje mu błysku, którym przyciągnąłby słuchacza. Gdy z boku przygląda się historiom, szwankuje narracja. Powtarzające się przez całą płytę „no i…” jest, moim zdaniem, nieprzypadkowe i potwierdza tylko nieporadność w komponowaniu cząstek w wersy, a wersów – w całe zwrotki.

Przy tak monotonnym rapie nawet podkłady bledną. Niby mamy tu więcej różnorodności w stosunku do poprzednich płyt. Niesławne pianinka ustąpiły miejsca kilku gitarowym motywom, całkiem niezłym, na ogół wprowadzonym z wyczuciem („Najlepszy towar”, „Tak to zwykle się kończy”), poza „O własnych siłach”, gdzie nic nie trzyma się kupy, mimo że składniki – i bębny, i sample – sugerowałyby co innego. Wybitnego bitu doczekało się za to nagranie tytułowe, gdzie Bob Air w cudownie harmonijny sposób uzyskał i przestrzeń, i głębię – ten bas i wokalny motyw brzmią tak, jakby od samego początku były dla siebie stworzone. W ogóle muzycznie najlepiej wypadają chyba te momenty, gdy tempo zwalnia, bębny nabierają miękkości, tu i ówdzie wkrada się clap albo leniwa gitara. Takie są m.in. „Obrachunek moralny”, „Nie chcę być taki jak oni” i „Pomyślności” (szkoda, że ten bit posłużył do czegoś, co w takiej formie powinno się znaleźć we wkładce do płyty).

„Słyszysz, brat, starą szkołę” – to jedno z pierwszych zdań, które otwierają „Syna Bogdana”. I chyba takie właśnie myślenie jest w przypadku tej płyty najbardziej irytujące. Jakby „stara szkoła” usprawiedliwiała każdy – najgorszy nawet – rap.

{sklep-cgm}

 

 

Tagi


Polecane

Share This